|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pomyślał, że być może jest świadkiem niezwykłego zjawiska: podziału masy pulsującej gwiazdy albo rodzenia się nowego systemu planetarnego. Obserwowana gwiazda była jednak oddalona od pojazdu o kilkanaście lat świetlnych, więc jej niezwykły kształt mógł być tylko złudzeniem. Tay przesunął obiektyw. Z jego piersi wyrwał się okrzyk radości. Prostopadle do kierunku lotu pojazdu, tylko nieco niżej, jaśniała słabym blaskiem planeta. Aby lepiej ją widzieć, Tay zmienił ostrość i filtr. W nowym zbliżeniu planeta jaśniała niebieskawą poświatą. Ta właśnie jednobarwna, mglista poświata świadczyła, że planeta otoczona jest chmurami. A więc przypuszczenia Taya wydają się potwierdzać. Długo jeszcze Tay wpatrywał się w niebieską planetę. Oczami wyobrazni widział już, jak sprowadza pojazd na powierzchnię planety, porośniętą bajecznie kolorową roślinnością, a prymitywni ludzie witają ich z bojazliwą czcią, bo są pewni, że przybysze, którzy zjawili się na miotającym płomienie pojezdzie, są potężnymi bogami. Przejęty tą wizją, Tay pobiegł do Mayi. Słuchała tego, co mówił, z uwagą, a kiedy skończył, powiedziała z nutką ironii: - Czeka nas więc piękne życie. Tylko skąd ty wiesz, że ci prymitywni ludzie będą nosili nas na rękach, a nie uwędzą nas na przykład w jałowcowym dymie? - Nie sądzę, abyśmy zastali tam dzikusów. - Ponosi cię wyobraznia. Jeszcze nie wiesz, czy w ogóle można będzie wylądować, a już opowiadasz takie fantastyczne historie. - Nie spierajmy się. Jak wylądujemy, przekonamy się, kto ma rację. - Na pewno. Tay wrócił do kabiny pilota. Poprzez urządzenie dyspozycyjne wydał komputerowi rozkaz zmiany kursu. Następnie uruchomił niewielki aparat z wielostopniową pamięcią. Na taśmie zakodował kilka danych i włączył je w obwód maszyny. Za chwilę ukazała się taśma z wynikiem. Odczytał go i wrócił do Mayi. - Za siedemnaście dni osiągniemy błękitną planetę. Ucieszyła się. Odsunęła księgę i podeszła do Taya. - To jednak wspaniałe - powiedziała - być świadkiem procesu, którego tajemnicy strzeże zazdrośnie przyroda: tworzenia się żywej komórki. Na %7łółtej Planecie setki ludzi zabiegają o uzyskanie aktywnej struktury białka, a my oglądać będziemy to wszystko w laboratorium stworzonym przez samą naturę. Tay, uradowany, podniósł ją w górę i okręcił wokół siebie kilka razy. - Krytykowałaś mnie - zawołał - a teraz samą cię to porwało! Skinęła głową. - Działo się ze mną coś strasznego. Myślałam, że nie przeżyję. Posadził ją w fotelu. Zmęczony, ale szczęśliwy, podszedł do spiżarki, wyciągnął z niej butelkę dertesla i napełnił kieliszki, - Wypijmy za pomyślność! - Za pomyślne lądowanie - dodała, Od kilku już godzin Tay nie odrywał oczu od lunety teleskopu. Z każdą sekundą planeta Szut rosła, olbrzymiała. Teraz nie była już niewielkim, połyskującym niebieskawą poświatą krążkiem, ale ogromną, majestatycznie zawieszoną w przestrzeni bryłą. W miarę zbliżania się pojazdu przybierała różne odcienie barw. Na ten widok Maya wydała okrzyk zachwytu: - Jaka ona piękna! Jasne, gdzieniegdzie nawarstwiające się chmury, spomiędzy których wyłaniają się połacie rudych piasków, błękit wodnych obszarów i szmaragdowe plamy zieleni, błyszczą w promieniach oświetlających planetę, do której mknie Gwiazda 3. Tay drżącymi palcami nieustannie reguluje ostrość w polu swego widzenia. Chciałby już znać miejsce lądowania, wyznaczyć je z możliwie jak największą precyzją, a jednocześnie zdaje sobie sprawę, że jest jeszcze zbyt daleko, aby mógł to uczynić. Nagle zerwał się z miejsca z okrzykiem przerażenia. Za kilkanaście minut pojazd zacznie lądować, a Maya i on nie mają na sobie kosmicznych skafandrów, Pobiegł po Mayę. Z metalowej szafy wy ciągnął srebrzyste kombinezony. Ubierali się pośpiesznie. Nie było ani chwili do stracenia. Pojazd był już blisko planety. Za dwie, trzy sekundy osiągnie górne warstwy stratosfery. Tay wydał polecenie zmiany kierunku lotu. Postanowił, że będą schodzić do lądowania, zataczając po spirali coraz mniejsze koła. Pojazd obleciał już raz planetę. Kiedy znajdował się w jej cieniu, Tay gorączkowo wypatrywał świateł, które by świadczyły o istnieniu wielkich miast. Ale na pokrytej nocnym cieniem półkuli nie widział nic błyszczącego. Nagle wychodzący z cienia pojazd omal nie zderzył się z czymś, co było
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|