[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tatuś nigdy się ze mną nie bawi. - Ale po chwili jego buzię rozjaśniał szeroki uśmiech. - Mogę się bawić z tobą, prawda, Kathy? Kath przytuliła mocno malucha, by nie widział łez w jej oczach. Dla Grace i Michaela zaświeciło słońce nowego życia. Postanowili się pobrać w jesieni wieku, zakochani i szczęśliwi. Zlub był wspaniały, powietrze przesycone wonią róż. Zwiadkami zostali Rachel i Gabe. Kiedy pózniej Gabriel oprowadzał po farmie Ricky'ego i Danny'ego, pokazując im niedawno wylęgłe kurczaczki, Kathy po raz pierwszy od wielu tygodni usłyszała jego śmiech. Gawędziła właśnie z Rachelą, jak za dawnych dziewczęcych lat, z tą tylko różnicą, że teraz nie były to objęte wpół chichoczące nastolatki, lecz poważne, elegancko ubrane damy. Jedno pozostało nie zmienione: wierna przyjazń, wzmocniona wspólnie przeżytym cierpieniem. Graham, mąż Rachel rozumiał to i czekał cierpliwie w samochodzie z dziećmi. Ricky miał spędzić ten tydzień z Danym i maleńkim kuzynem. Pożegnanie było długie, lecz wreszcie samochód zniknął w kłębach kurzu. Gabriel i Kathy zostali sami. Długo czekała na tę chwilę, lecz bała się jej straszliwie. Stała jak skamieniała, nie wiedząc, od czego zacząć. Gabe ją wyręczył. - Taak... Po wszystkim - westchnął głęboko i zamyślił się. - To był piękny ślub - podniósł głowę, spojrzał Kathy prosto w oczy i widząc, jaka jest wystraszona i zakłopotana, uśmiechnął się. - Co byś powiedziała na małą przejażdżkę? - zaproponował. RS 104 - Dokąd pojedziemy? - zapytała. - Jak najdalej stąd... Przeszło godzinę przemierzali konno okolice, zanim dziewczyna zorientowała się, jaki jest cel ich podróży. Przed jej oczyma rozciągał się przepiękny widok. Małe, ciche jeziorko odbijało blask słonecznych promieni, nad porośniętym trzciną brzegiem rósł niewielki zagajnik, a wokół rozciągała się łąka. Zeskoczyli z koni i stąpali po miękkiej, gęstej murawie, usianej białymi i różowymi kwiatami. Spłoszyli stado kaczek, które zerwały się z łopotem skrzydeł. Obserwowali je, trzymając się za ręce. Usiedli. Gabe nieznacznie uścisnął dłoń Kathy. - Dziękuję ci - rzekł. - Dziękuję za czas, który mi dałaś. Myślałaś, że moja miłość do ciebie wygasła... - Nigdy tak nie myślałam. Widziałam, jak cierpisz i wierzyłam, że będę mogła ci pomóc. - Czy ktokolwiek może pomóc mordercy brata? Mój Boże, jakże chciałbym uwierzyć, że to był wypadek. Art nie chciał mnie zabić... Kath zadrżała na wspomnienie tego strasznego popołudnia. - Być może, Gabe - rzekła cicho. - Ale ocaliłeś mojego ojca, Grace... Nas wszystkich. Czynie pamiętasz, jaki los spotkał męża tej biednej kobiety? Na ciebie też przyszłaby kolej. - Ale mogłem temu zapobiec, Kath, tak jak śmierci młodej pary cztery lata temu. Mówiłem ci o snach, o nocnych koszmarach. A prawda jest taka, że Art był mordercą od dawna. Zabił własnego ojca. Widziałem to, lecz milczałem... - Musisz się mylić, kochanie! - krzyknęła zaszokowana. - Miałeś zaledwie jedenaście lat, gdy waszego ojca przejechał traktor! Art nie mógł tego zrobić! - Zrobił to - odparł zimno Gabriel. - Majstrował przy traktorze. Przypuszczam, że zdjął zabezpieczenie kół i obluzował hamulec. Czekał, aż nadejdzie ojciec i nie przeliczył się. Wtedy usunął ostatnią blokadę. Gdy tatę, a raczej to, co z niego zostało, wywieziono, mój brat naprawił RS 105 maszynę, jak gdyby nigdy nic. A ja ukryłem tę straszną tajemnicę. Byłem pewien, że jeśli pisnę słówko, Art mnie zabije, a może też Rachel i mamę. Zawsze się go bałem. - Bo cię bił. To wszystko. Nie chce mi się wierzyć, że był takim potworem. A jeśli... to, na Boga, dlaczego zamordował własnego ojca? - wzburzenie dziewczyny nie miało granic. - Zawsze mówiłeś, że jest zły i bezwzględny, lecz kocha rodziców. - I tak myślałem. Do tamtej chwili. O mało nie oszalałem. Wygnała mnie stąd nienawiść nie do niego, lecz do siebie. Wtedy też obiecałem sobie, że z nikim się nie zwiążę na stałe. A zwłaszcza z tobą, Kath. Ty nigdy nie kłamiesz, jesteś uczciwą dziewczyną. Czułbym się przy tobie mały i nikczemny. Kochałaś mnie, a ja cierpiałem, bo nie byłem wart tej miłości. Nie chciałem, byś zmarnowała życie u boku podłego tchórza... - głos mężczyzny załamał się. Gabe ścisnął głowę rękoma i podciągnął kolana pod brodę. Kath delikatnie pogładziła jego ramię. - Czy tchórzem jest ten, kto nie chce zranić uczuć matki i siostry? A gdyby ci nie uwierzono^ Byłeś dzieckiem... Pomyśl o tym, Gabe. Pomyśl o jedenastoletnim chłopcu, który musiał dzwigać ten ciężar sam jeden przez wiele lat. Zlituj się nad nim. Pokochaj go troszeczkę. Bo ja oddałabym za niego życie... Jej głos był balsamem na udręczone serce Gabriela, niósł ulgę i ukojenie. - Wiesz, dlaczego Art tak postąpił? - spytał cicho. - Długo nad tym myślałem. Tamtego roku ceny wołowiny spadły gwałtownie i mój brat postanowił przestawić gospodarkę na produkcję mleka. Ojciec stanowczo się sprzeciwił i Art uznał, że doprowadzi to farmę do ruiny. Był bezwzględny, gdy chodziło o ziemię, gotów poświęcić dla dobra farmy nawet życie własnego ojca... Gdybym o tym powiedział... Wystarczy, że ty jedna byś mi uwierzyła. Też się go bałaś - delikatnie dotknął jej policzka. - Kathy, czy widziałaś twarz Arta, gdy szarpnął Ricky'ego? Zabiłby własne dziecko. MOJEGO ukochanego synka... Sama wiesz, RS 106 jakie to uczucie, gdy chcą odebrać ci kogoś najdroższego. Nie obwiniasz mnie, Kathy, prawda? - w jego oczach tliła się iskierka nadziei. Potwierdziła skinieniem głowy. - I po tym wszystkim, co się stało, chcesz zostać ze mną? Nie zmienisz zdania? - Nigdy, Gabrielu, przenigdy. Przyrzekam ci, że bez względu na to, co było, zostanę z tobą na zawsze. Czas leczy rany, zapomnisz... - O tak! - jego oczy lśniły miłością. Uśmiechnął się promiennie. - Jeśli mi pomożesz, zapomnę. Rzuciła się w jego objęcia. Trwali tak przez chwilę, myśląc o szczęśliwej przyszłości. Kathy westchnęła. - Zwiat jest tak piękny i tyle w nim tajemnic. Poznajmy je razem, mój marynarzu. - Największa tajemnica jest w nas, kochanie. Przyciągnął ją do siebie. Widziała nad sobą błękit czystego nieba, pod plecami czuła miękkość zielonej trawy. Jeszcze nigdy nie było im ze sobą tak cudownie, jak teraz gdy kochali się w ciepłych promieniach słońca. - Zostaniesz u mnie na noc? - zapytał Gabe, gdy kończyli w domu spózniony obiad, złożony z pozostałości po weselnym przyjęciu. - Nie tylko na tę noc, ale na wszystkie inne. Jak długo zechcesz - odparła Kathy, śmiejąc się radośnie jak mała dziewczynka. Chwycił ją na ręce i wbiegł po drewnianych schodach prosto do sypialni. Gdy Kath ocknęła się nazajutrz rano, była sama. Pościel obok była chłodna, widocznie Gabe wstał już dawno. Stanęła w smudze
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|