[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znacznego: - Nie rozpoznaje się, ani na ubraniu, ani też na ciele żadnych śladów wleczenia. - Znaczyło to, że nie można przyjąć, że zmarły przywleczony został do piwnicy dopiero po zaistniałym fakcie. - Po drugie: Nie ma śladów ugryzienia, podrapania ani uderzeń. Nie ma zwichnięć ani zranień spowodowanych ewentualną samoobroną. - Znaczyło to, że nie udowodniono, iż śmierć jest rezultatem walki. - Po trzecie: Zgodnie z dotychczas przeprowadzonymi oględzinami zewnętrznymi, za bezpośrednią przyczynę śmierci można uznać jedno jedyne uderzenie w czołową partię czaszki, która też została rozbita. Dokonano tego przypuszczalnie za pomocą twardego, prawdopodobnie metalowego, tępego narzędzia. Przedmiotem tym posłużono się ze znaczną siłą. Uzupełniające, sądowo_lekarskie badanie zwłok miało jeszcze nastąpić, ale najważniejsze już ustalono. Asystent Wagm~ullera pokiwał głową, w żadnym wypadku nie po to, by wyrazić potwierdzenie czy podziw. To mu nie przysługiwało. Starszy policjant patrolu nie wytrzymał. - A więc, morderstwo! - powiedział. - Jest to sformułowanie, drogi kolego, którego nie powinno się używać w naszym fachu - pouczył go łagodnie coroner. - Takie drastyczne określenie jak morderstwo, powinniśmy pozostawić dziennikarzom albo autorom kryminalnych powieści. Zgodnie z naszym słownictwem, idzie tu o śmierć spowodowaną prawdopodobnie w sposób gwałtowny. Jednak i to też trzeba dopiero stwierdzić. Całą resztę, a więc ustalenie dlaczego, przez kogo i w jaki sposób załatwią inni funkcjonariusze. O swoich ustaleniach zawiadomił prezydium policji. Teraz, zresztą jak zwykle, przyszła kolej na innych, a to już nie musiało go obchodzić. Skończył swoje zadanie. ** ** ** Zostało więc dokonane to, czego dokonywano zazwyczaj, łącznie z powiadomieniem zwierzchnika, który był przypisany do tych spraw. Był nim radca kryminalny Wachsmann, mogący uchodzić za człowieka przyjemnego, ustępliwego, zgodnego i zawsze opanowanego. W prezydium policji był on odpowiedzialny za pięć aktualnie istniejących specjalnych komisji. Taka ich nazwa nie była niczym więcej jak tylko współczesną etykietką , specjalne grupy zaś nazywały się niegdyś tak samo pięknie jak i strasznie zarazem, a mianowicie komisjami do spraw zabójstw . Ponieważ nie brzmiało to należycie, zrezygnowano z tej nazwy. W każdym razie i teraz radca kryminalny Wachsmann zgłosił się szybko, tak jak to zwykle robią ludzie, kiedy chce z nimi rozmawiać urzędnik, czy funkcjonariusz pewnej rangi. Do takich należał też coroner, starszy inspektor Wagm~uller. - A więc słucham, mój drogi kolego! - powiedział Wachsmann. Raport coronera był przejrzysty, jednoznaczny i przekonujący. Wachsmann szybko uznał, że do akcji musi wkroczyć jedna z jego specjalnych komisji. - Jak to tam w ogóle wygląda? - zapragnął dowiedzieć się na wstępie. - Czy to coś szczególnego? A może są jakieś komplikacje? - Chyba nie ma żadnych, panie radco kryminalny. W każdym razie, na ile można zorientować się teraz. - Ponieważ Wagm~uller dość dokładnie wiedział do czego i tym razem zmierza szef specjalnych komisji, zawsze skłonny do różnych działań zabezpieczających, uznał za wskazane okazanie mu swoistego zrozumienia. - Idzie tu o czynszowy dom, taki jak setki innych. Nie jest to też jakiś szczególny adres i chyba nie ma tu żadnych znaczących lokatorów. - A ten nieboszczyk? - To dziecko. Chłopiec, chyba dwunastoletni, a jeśli i to mogłoby być dla pana interesujące, chyba upośledzony cieleśnie i umysłowo. - Powinno być panu wiadome, kolego Wagm~uller, dlaczego interesuje mnie każdy szczegół. Przecież dopiero po uzyskaniu informacji od pana ustalam, któremu z funkcjonariuszy powierzę tę sprawę. - Rozumiem, panie radco kryminalny. To oczywiście niezbędne wyważenie środków i możliwości. Co to oznacza teraz? - Ponieważ sprawa nie wydaje mi się szczególnie skomplikowana, chciałbym powierzyć ją pewnemu funkcjonariuszowi, który może uchodzić za bardzo zdolnego, nawet jeśli niezbyt doświadczonego. Co pan na to, drogi kolego? - Ja? - Wagm~uller pojął, że rozmowa zaczyna być delikatna. Oto najwyrazniej chce mu się wcisnąć coś w rodzaju współdecyzji, a co najmniej domaga się jego akceptacji. Dlaczego? To jednak niezwłocznie miało się wyjaśnić, zresztą całkiem jednoznacznie. - Wyczyszczenie - a znaczyło to wyjaśnienie - zaszłości przy Germaniastrasse mam zamiar powierzyć komisarzowi Bachmeierowi. Co pan na to? - Nic! - odparł szorstko Wagm~uller. Potem jednak wysilił się na uprzejmość zawsze pożądaną w stosunkach z radcą kryminalnym. I dodał: - To jest wyłącznie pańska decyzja. - Ach, mój drogi - Wachsmann stał się znów niezwykle jowialny, wyrozumiały i ugodowy - dość dobrze znam uprzedzenia do owego funkcjonariusza. Również ze strony starszych stopniem kolegów. - Miał przy tym na myśli komisarza Kellera, ale i innych, całkiem innych. Nazwisko Weckera nie padło, choć jednak, można powiedzieć, wisiało w powietrzu. - To nie może przecież trwać bez końca. Czy pan też tak nie uważa, Wagm~uller? - Było to pytanie z pewnością służbowe, a więc już pozbawione tego mój drogi albo panie kolego . To, że Wagm~uller długo teraz milczał, nie wynikało ze strachu przed zwierzchnikiem, ale raczej z całkiem innej przyczyny. Po prostu nie czuł się upoważniony do współdecydowania, a już zwłaszcza nie na takim szczeblu. - Bachmeier, powiedział sugestywnie radca kryminalny - powinien przecież w końcu dojść do głosu. O tym, że bardzo tego pragnie, wie cały urząd. Możliwe, że przed miesiącami, jeśli nie przed laty, popełnił jakieś głupstwo; pan z pewnością dokładnie wie, jaki przypadek mam na myśli, któż jednak może uważać się za nieomylnego? No tak, możliwe, że tylko jeden Keller! - Wyglądało na to, że do owego osobliwego komisarza kryminalnego Wachsmann ciągle jeszcze żywi nieprzezwyciężoną urazę. - W każdym razie koledze Bachmeierowi powinniśmy dać w końcu okazję do tego, żeby pewne sprawy poszły w zapomnienie przez to, że sprawdzi się on w sposób, który wszystkich przekona. Właśnie trafił się ten przypadek, chyba, że sądzi pan, iż jest on szczególnie skomplikowany... - Tego, panie radco kryminalny, nie powiedziałem, a tylko to, że w tej chwili niewiadome są ewentualne komplikacje. - To wystarczy, żeby sprawę z Germaniastrasse powierzyć Bachmeierowi. Muszę też pana poinformować ściśle poufnie, że akurat nie dysponuję innymi funkcjonariuszami spośród przypisanych do moich komisji. A więc, dlaczego nie miałby zająć się tym on?
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|