[ Pobierz całość w formacie PDF ]
umiarkowanie. Chociaż zamówił już drugą butelkę wina. A może byśmy razem założyli wydawnictwo? rzuca w pewnej chwili. Przecież masz jakieś doświadczenie z książkami. Znasz się na literaturze. I nie przepadasz, zdaje się, za swoją pracą. Chyba żartujesz odpowiadam zdziwiona. To nie takie proste. Wydrukować książkę może dzisiaj każdy, ale sprzedać ją potrafi niewielu. Myśląc w ten sposób, człowiek upupia się na całe życie. Może trzeba podjąć ryzyko. %7łeby podjąć ryzyko, trzeba mieć kasę. I powiedzieć sobie: nic nie szkodzi, najwyżej stracę, a i tak jeszcze mi zostanie. Ja też mam za mało, szczerze mówiąc, a jeśli będę gromadził finanse w tym tempie, nigdy nie zrealizuję swojego pomysłu. Potrzebny mi wspólnik. I ty wydajesz się do tego idealna. Na początek potrzebujemy nie więcej niż sto tysięcy. Trzeba wydać jeden bestseller, a potem już się rozkręci. Ale skąd wziąć takiego Harry ego Pottera? To proste. Trzeba u kogoś zamówić książkę, a właściwie serię książek, włożyć pieniądze w reklamę, zanim ukaże się pierwszy tom. I różnymi metodami podsycać apetyt czytelników. A potem jechać już na opinii bestsellerowego wydawnictwa. Kiedy zainteresowanie książkami opadnie, znów urządzić taki spektakl. Ale ja myślałam, że tobie chodzi o ambitną literaturę. Owszem, ale żeby wydawać ambitną, musisz też wydawać mniej ambitną. Poza tym ja się nie znam na poezji, a ty tak. Można by, po jakimś czasie, rzecz jasna, uruchomić również serię poetycką. Skąd wiesz, że znam się na poezji? pytam i poważnieję, bo zbyt wiele miałam z nią ostatnio do czynienia, i to w przykrych okolicznościach. Nie wiem odpowiada zmieszany tylko się domyślam. Przecież skończyłaś polonistykę. Nagle mam ochotę zakończyć ten wieczór. Przestaje mi się podobać ta rozmowa i to, że Miech jest najwyrazniej zawiany. Dobrze, pomyślę o tym kłamię, uśmiechając się, bo nie chcę go dotknąć. Pózno już, muszę wracać, bo jutro znów mam wolontariuszy, a to niełatwe spotkania, chociaż bardzo przyjemne. Masz rację, trzeba wracać mówi zawiedziony, a uśmiech znika z jego twarzy. Trochę dałem się ponieść wyobrazni. Ale nie przejmuj się tym, co powiedziałem, to tylko mrzonki, choć czasem wydaje mi się, że możliwe do zrealizowania. Zazdroszczę ci, ja już nie mam mrzonek ani nawet marzeń. Chcę spłacić kredyt, dotrwać do emerytury i odłożyć trochę pieniędzy, żeby w razie czego mieć na lekarzy. Tymczasem cieszę się, że niezle zarabiam i radzę sobie na co dzień. No to wpadnij jutro na kawę. I nie gniewaj się, bo mam wrażenie, że trochę się przestraszyłaś. Ależ nie znów kłamię. To piękne, że masz marzenia. Jolka od wielu dni milczy jak zaklęta. To do niej niepodobne. Dzwonię i pytam: Co tak milczysz? To jednak prawda, że każdy człowiek umiera w samotności odpowiada potwornie zakatarzonym, rzężącym głosem. I nawet w ostatnich chwilach jego życia nikt nie okaże mu odrobiny czułości. Chora jesteś? Sama jesteś chora. Chciałam spytać, no, czy się przeziębiłaś bełkoczę, zalana falą wyrzutów sumienia. Gorzej, jestem pierwszą ofiarą grypy, która właśnie do nas dotarła ze wschodu, i postanowiła zacząć ode mnie. Wybacz, jeśli bredzę, ale mam pięćdziesiąt stopni gorączki i bolą mnie nawet cebulki włosów. Przepraszam, nie wiedziałam. Bo wiecznie jesteś zajęta tylko sobą. Tym razem wybaczam ci, bo wiem, że też ci niewesoło. Zanim zemdleję z wysiłku, prowadząc z tobą rozmowę, powiedz, co nowego. Chyba już po kłopotach. Wiesz, kto to jest? Skąd mam wiedzieć? Rzeczywiście. Pamiętasz romans Marcela z niejaką Moniką? To ona. Nie mam pojęcia, dlaczego po tylu latach postanowiła poznęcać się nade mną, ale Anka na pewno dowie się tego. Jestem ci za nią bardzo wdzięczna. To profesjonalistka. Co za ulga, może wreszcie wybierzemy się gdzieś razem i będzie można z tobą normalnie porozmawiać. Czyli o czymś innym niż twój wróg. No wiesz, mnie się wydaje, że jak na to wszystko, co się działo, zachowuję się całkiem normalnie. To prawda przyznaje Jolka, kichając. Masz leki? Mam, mam, Karol się spisał. Codziennie przychodzi, gotuje mi i sprząta. Ale, niestety, przewiduję, że za chwilę to ja będę musiała się sprawdzić, a wiesz, jak nie znoszę opiekować się chorymi facetami. Jurek ledwie kichnął, a już kładł się do łóżka i jęczał, że coś go bierze. Pamiętam, a ty wtedy dodawałaś: Mam nadzieję, że to szlag . Przestań, mówiłam to szeptem i tylko do siebie. Myślisz, że nie słyszał? Dzisiaj mam nadzieję, że słyszał. Zmiech osoby chorej na grypę brzmi okropnie, więc szybko mówię: Słuchaj, nie chcę się zarazić, więc kończę, a jak się wykurujesz, to daj znać. Wybierzemy się gdzieś. A w przyszłym roku zaszczep się na grypę. Zaszczepiłam się słyszę w słuchawce odgłos przypominający warczenie wściekłego psa, więc rzucam z obrzydzeniem słuchawkę. To czarny czwartek. Zbyt wcześnie zabrzmiały zwycięskie fanfary. Jestem załamana. Anka twierdzi, że to na pewno nie Monika. Rozmawiała z nią i wierzy w jej opowieść, chociaż podkreśla, jak zwykle, że nigdy nie można mieć stuprocentowej pewności. Nie pogrążaj mnie, Anka. Czyli wracamy do punktu wyjścia? No, niezupełnie, przecież mamy podejrzanych pod dostatkiem. A co ci powiedziała ta cała Monika? To nie na telefon, wpadnę jutro. Zapewniam, że mocno się zdziwisz. Niech Anka nie wabi mnie żadnymi niespodziankami. Mam ich dość. Chcę tylko
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|