|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
łóżka, tak? Czy tak? - Tak. Ingrid objęła go, uniosła się trochę i pocałowała w usta. - Witaj w klubie grzeszników, ty skurwysynie. - Dlaczego nazywasz mnie skurwysynem? - Bo opowiedziałeś Livii o tym starczym wyskoku. - To nie był wyskok, tylko coś dużo bardziej... - Tym gorzej. - Przecież Livia w gruncie rzeczy była wobec mnie uczciwa! Opowiedziała mi o sobie! Nie mogłem przemilczeć, że ja też... - Wiesz co, daruj sobie! A przede wszystkim nie bądz hipokrytą, bo i tak ci to nie wychodzi! Nie opowiedziałeś Livii o swoim wyskoku z poczucia lojalności, tylko żeby jej dopiec. I wiesz, co ci powiem? %7łe być może przeleciałeś tę dziewczynę właśnie dlatego, że brak kontaktu ze strony Livii rozbudził twoją zazdrość. Dlatego powiem jeszcze raz: jesteś skurwysynem. - Rozumiesz, Ingrid, ta historia z Adrianą, bo tak ma na imię, to była skomplikowana sprawa. Zresztą do tego, co się zdarzyło, doprowadziła ona, bo miała w tym swój cel. - Poszedłeś na mszę w niedzielę? - Co ma do tego msza? - Bo rozumujesz jak katolik czystej wody. Dla was, katolików, to zawsze kobieta przywodzi mężczyznę do grzechu! - Chcemy wojny religijnej? Daj spokój - powiedział rozzłoszczony Montalbano. Siedzieli przez chwilę w milczeniu, po czym Ingrid powiedziała cicho: - Przepraszam. - Za co? - Za to, co powiedziałam o tej dziewczynie. To było głupie i wulgarne. - No nie, co ty mówisz. - A właśnie że tak. Zobaczyłam, że naprawdę sprawiło ci to ból i dlatego... - Dlatego co? - Zazdrość mnie ogarnęła. Montalbano zupełnie zgłupiał. - Zazdrosna? O Livię? Ingrid zesztywniała. - Nie, o Adrianę. - O Adrianę?! - Biedny Salvo, ty nigdy nie zrozumiesz kobiet. A jak wygląda teraz twoja sytuacja z Livią? - Nie jesteśmy pewni, czy warto próbować jakoś posklejać nasz związek, czy nie. - Popatrz na mnie - powiedziała Ingrid. Montalbano odwrócił się, by spojrzeć jej w oczy. Była śmiertelnie poważna. - Warto. Ja ci to mówię. Nie zmarnujcie tych lat spędzonych razem. Myślicie, że nie macie dzieci, tymczasem jedno macie: waszą wspólną przeszłość. Ja nie mam nawet tego. Montalbano ujrzał ze zdumieniem, że z oczu spływają jej dwie wielkie łzy. Nie wiedział, co powiedzieć. Chciał ją objąć, ale pomyślał, że w ten sposób jeszcze pogorszy tę jej chwilę słabości. Ingrid wstała i wyszła do domu. Wróciła po chwili, umywszy sobie twarz. - Skończmy butelkę. Skończyli. - Czujesz się na siłach prowadzić? - Nie - odpowiedziała Ingrid bełkotliwym głosem. - Wyrzucasz mnie? - Nawet mi to przez myśl nie przeszło. Kiedy będziesz chciała, odwiozę cię. - Nie wsiadłabym z tobą do samochodu, nawet kiedy jesteś trzezwy, a co dopiero teraz. Masz jeszcze whisky? - Powinienem gdzieś mieć pół butelki. - Przynieś. Skończyli i tę butelkę. - Spać mi się chce - powiedziała Ingrid. Wstała trochę chwiejnie, pochyliła się i pocałowała Montalbana w czoło. - Dobranoc. Montalbano poszedł do łazienki, starając się zachowywać jak najciszej. Kiedy wszedł do sypialni, Ingrid, która włożyła jedną z jego koszul, spała głęboko. 7 Zbudził się pózniej niż zwykle z zaczynającym się bólem głowy. Ingrid jeszcze spała. W ciągu nocy nie zmieniła pozycji, w jakiej padła na łóżko. Zapach jej skóry sprawił, że Montalbano leżał jeszcze chwilę z zamkniętymi oczami i rozszerzonymi nozdrzami. Potem wstał po cichu i poszedł wyjrzeć przez okno. Nie padało, ale nie było nadziei na poprawę pogody, niebo było ciemne, zaciągnięte równo chmurami. Poszedł do łazienki, ubrał się, zrobił kawę, wypił dwie filiżanki, jedna po drugiej, a potem nalał trzecią dla Ingrid. - Dzień dobry. Za chwilę muszę jechać do pracy. Jeśli chcesz, możesz sobie jeszcze poleżeć, jak długo masz ochotę. - Poczekaj. Wezmę szybki prysznic i jestem gotowa. Mam ochotę na drugą kawę, ale z tobą. Wrócił do kuchni i nastawił kolejny ekspres na cztery filiżanki. Nie miał w domu nic na śniadanie, nigdy go nie jadał. Masło i dżem w jednorazowych porcjach pojawiały się w lodówce tylko w czasie pobytów Livii, która miała zwyczaj kraść je z hoteli i przywozić ze sobą do Mari - nelli. Nakrył do stołu w kuchni najlepiej jak umiał, rozłożywszy papierowe serwetki, na których postawił filiżanki i cukierniczkę. Ingrid weszła w chwili, gdy akurat zaparzyła się kawa. Siedli i komisarz nalał jej kawy do filiżanki. Rzadko mu się to zdarzało, ale tego ranka czuł się trochę zmieszany. Być może poprzedniej nocy nie powinien się był otwierać tak bardzo przed Ingrid, zwierzać się jej ze wszystkiego. I to w dodatku przed Szwedką! Przecież oni z dyskrecji i nieokazywania uczuć zrobili niemal dogmat religijny. Jeszcze ją wprawił w zażenowanie. A poza tym, jeśli przekroczył granicę dobrego smaku, opowiadając jej o historii z Adrianą, to tym bardziej, jakie miał prawo zdradzać jej to, co zaszło między Livią a Giannim? Ta sprawa dotyczyła tylko Livii i ewentualnie jego samego i między nimi dwojgiem powinna była pozostać. Ale z drugiej strony, z kim mógł porozmawiać o tych rzeczach, jeśli nie z Ingrid? Wiesz doskonale, dlaczego rozwiązał ci się język przed Ingrid? Bo jesteś stary i mieszanie wina z whisky ci szkodzi - powiedział pierwszy Montalbano. Wino, whisky i starość nic do tego nie mają - odpowiedział od razu drugi Montalbano. - Jak powstrzymać wypływ krwi z otwartej rany? Ingrid nie powróciła jednak do tematu wieczornej rozmowy, z pewnością wyczuła zażenowanie Montalbana. - Czym się zajmujesz? - W tych dniach programy lokalnej telewizji nie mówią o niczym innym. - Nigdy nie oglądam lokalnej telewizji. A jeśli już o tym mowa, to telewizji ogólnokrajowej też nie. - Na wysypisku znaleziono zamordowaną dziewczynę. Jest kłopot z jej identyfikacją, była naga, nie miała ubrań ani dokumentów. Tylko tatuaż. - Jaki tatuaż? - Motyla. - Gdzie? - spytała Ingrid z nagle rozbudzoną uwagą. - Blisko lewej łopatki. - O Boże! - krzyknęła pobladła Ingrid. - O co chodzi? - Trzy miesiące temu miałam rosyjską pokojówkę, która miała taki tatuaż... W jakim wieku była zamordowana dziewczyna? - Najwyżej dwadzieścia pięć lat. - Pasuje. Moja miała dwadzieścia cztery. O Boże! - Nie wyciągaj pochopnych wniosków. Może to nie ona. Posłuchaj, dlaczego ją zwolniłaś? - To ona nagle zniknęła. - Wyjaśnij to lepiej. - Pewnego ranka nie było jej w domu. Zapytałam kucharki, ona też jej nie widziała. Weszłam do jej pokoju, był pusty. Już nie wróciła. Wzięłam na jej miejsce dziewczynę z Zambii. No tak, o zatrudnieniu kogoś z Trydentu czy z Canicatti by nie pomyślała! Za każdym razem, gdy Montalbano dzwonił do domu Ingrid, odpowiadała jakaś osoba pochodząca z Antananarywy, Palikiru czy Lilongwe... - Ale to zniknięcie wydało mi się podejrzane - mówiła dalej Ingrid. - Dlaczego? - Jak wiesz, prawie nigdy nie ma mnie w domu, ale tych kilka razy, kiedy z nią rozmawiałam...
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|