|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Na dzisiaj jednak było już dosyć. Peter twierdził, że wykonywanie sztuki do tego stopnia pozbawiło go sił, iż przez resztę dnia musi odpoczywać. Zaciągnął więc zasłonę i dwaj chłopcy zajęli się liczeniem pieniędzy. 53 Niedługo było im dane posiedzieć w spokoju, gdyż zaraz nadbiegł jakiś człowiek. Heike zaszył się w kącie, zasłaniając się połami namiotu. Mężczyzna chciał zatrudnić Petera na stałe jako artystę. Mogliby wtedy jezdzić po kraju i zarabiać wielkie pieniądze. Peter, który był inteligentnym młodym człowiekiem, zapytał natychmiast, jak ów pan wyobraża sobie swoją rolę. - Oczywiście będę się tobą zajmował - odparł mężczyzna. - Będę pilnował, by nikt nie zabrał ci twoich pieniędzy, zapowiadał twój numer i rozgłaszał o nim wszem i wobec. - Serdeczne dzięki - uprzejmie odrzekł Peter. - Ale do tej pory radziłem sobie doskonale sam, niepotrzebni mi są wyzyskiwacze. Dziękuję, ale teraz muszę jechać dalej. Mężczyzna zmienił ton i chciał zmusić Petera do posłuchu grozbami. Chłopak odparł na to, iż jest niezwykle wrażliwy i gdy ktoś wywoła jego wzburzenie, nie może występować. W końcu mężczyzna odszedł z przekleństwem na ustach, zapowiadając, że wkrótce wróci. - Musimy się stąd zabierać jak najprędzej - szepnął Peter Heikemu. - Jadę na wschód... - Bardzo mi to odpowiada - ucieszył się Heike. - Ja także zmierzam w tym kierunku. W pośpiechu zwinęli płótno i biegiem opuścili rynek. Ponieważ Peter nie miał konia, załadowali prymitywny namiot na wierzchowca Heikego, a sami szli po bokach zwierzęcia. Rączym krokiem opuścili miasteczko i wkrótce droga zaczęła się wznosić. - Razem wiele możemy zdziałać - radował się Peter. - Ty pokażesz mi sztuczki, a ja je wykonam. To chyba nie będzie wyzysk? - Oczywiście, że nie, ja sam nie mogę pokazać się na scenie. Ludzie gotowi pomyśleć, że to sam Zły urządza sobie zabawę. O, ale teraz to już naprawdę jestem głodny. Dotarli do małej wioski, przycupniętej u stóp wzgórza. Peter od razu pobiegł w kierunku domostw i kupił trochę chleba, mięsa i mleka. Pózniej siedli na porośniętym lasem zboczu i zabrali się do jedzenia. Dzień się kończył, zaczynało zmierzchać. Nie mogli za długo odpoczywać, chcieli bowiem dotrzeć do położonej nieco wyżej wsi, o której ktoś poinformował Petera. Podobno była tam gospoda. - Dokąd właściwie zmierzasz? - zapytał Peter. - Na wschód to bardzo ogólne pojęcie. ja jadę do miasta, które nazywa się Klausenburg, mam tam krewnych. - A ja do Wiednia - odrzekł Heike z dumą. - Tam się urodziłem i dlatego znam twój język na tyle, by się z tobą dogadać. Ale Wiedeń będzie tylko pośrednią stacją. Pózniej wyruszam do... 54 Pomimo zapadającego zmroku dostrzegł, że Peter od dobrej chwili wpatruje się weń ze zdumieniem. - Do Wiednia? - powtórzył Peter. - Ale ja właśnie stamtąd przybywam! Heike zastygł w pół ruchu. - Co takiego? - No tak! Z każdą chwilą coraz bardziej oddalasz się od tego miasta! - Co ty mówisz? Ale byłem pewien, że Solve i ja... No, cóż, takie są skutki, gdy nie można spytać ludzi o drogę. Przysiadł na kępie trawy. - I co mam teraz robić? - zapytał zniechęcony. - Zawrócić? - To niekonieczne. Chyba że chciałeś jechać do samego Wiednia. - Nie, wybieram się daleko na północ. Do Skandynawii. Do kraju, który nazywa się Norwegia, i do innego, do Szwecji. Tam mieszka moja ciotka. A nie wiem nawet, gdzie leżą te kraje! - Ukrył twarz na kolanach. - Przestań się tak roztkliwiać, na pewno zdołamy sprowadzić cię na właściwy kurs. Nie możesz zawrócić samotnie, to niebezpieczna okolica. Dojedziemy do wioski, w której jest gospoda, tam prześpimy się z problemem, a rano będziesz widział świat w jaśniejszych barwach. Heike wstał z westchnieniem. Wszystko wydawało mu się takie bezsensowne. Cały miesiąc jazdy, a był dalej od celu swej podróży niż kiedykolwiek przedtem! Podjęli wędrówkę. Zapadła już noc, w ciemności z trudem odnajdowali drogę. Nie mieli odwagi jednak się zatrzymać, potrzebowali dachu nad głową. Peter opowiadał o sobie. Studiował w Wiedniu i był bardzo światłym i oczytanym młodzieńcem. Rodzina jednak zaczęła mieć kłopoty i rozpadła się, Peter musiał więc przerwać studia. Wyruszył na wędrówkę do krewnych w Siedmiogrodzie i aby po drodze nie umrzeć z głodu, próbował pokazywać czarodziejskie sztuczki, całkiem bez powodzenia, aż do chwili pojawienia się Heikego. - A ja myślałem, że jesteś kuglarzem - śmiał się Heike. - Na takiego wyglądasz. - Mam to potraktować jako komplement czy obelgę? - Moim zdaniem kuglarze to sympatyczni ludzie - wielkodusznie odparł Heike. 55 Rozmawiali dalej. Peter rzeczywiście był bardzo miłym kompanem, optymistą jakich mało i wkrótce humor poprawił się Heikemu na tyle, że nie patrzył już w przyszłość tak czarno. Mógł zatrzymać się u krewnych Petera w Klausenburgu do czasu, gdy dowie się dokładnie, którędy ma jechać, i... Peter zatrzymał się. - Zadziwiające! Do gospody nie miało być aż tak daleko! Z tego, co mówili w poprzedniej wiosce, powinniśmy już tam dotrzeć. Rozejrzeli się dokoła w ciemnościach, ale zdołali jedynie zobaczyć postrzępione szczyty gór, rysujące się czarno na tle granatowego nieba. W pobliżu szumiała rzeka lub strumień, poza tym panowała cisza. - Droga jest zastanawiająco wąska - mruknął Peter, pochylając się. - Sądzisz, że zabłądziliśmy w ciemności? - To możliwe - przyznał Heike. - Co teraz zrobimy? - zapytał Peter już nie tak pewnym głosem. - Okolica pełna jest dzikich zwierząt. Krucho będzie i z nami, i z koniem, jeśli nas zwietrzą. Heike rozejrzał się dokoła. - Nie przejmuj się drapieżnikami - rzekł w zamyśleniu. - Długo już podróżuję, i z bardzo daleka. Mijałem najdziksze górskie pustkowia, gdzie dokoła wyły wilki. %7ładen nie tknie ani nas, ani konia, Peterze. Kompan popatrzył nań badawczo. - Masz może Anioła Stróża? A może jakiś amulet? - To drugie - spokojnie odparł Heike.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|