Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wiesz, czternastego lutego ma się odbyć w Denver wielki walentynkowy Bal
Zakochanych, z dochodem na cele charytatywne, a konkretnie na jakÄ…Å› fundacjÄ™
kardiologiczną. Ja nawet rozprowadzam bilety wstępu, po tysiąc dolarów od osoby...
- Nie rozumiem, po co mi to mówisz!
- Przyślę ci dwa bilety. Zamiast na sali sądowej, spotkacie się z Connerem w
walentynki na sali balowej, zamiast rozwodu będą tańce, czułości i świętowanie
pierwszej rocznicy ślubu.
- Ty chyba zwariowałaś! - wykrzyknęła w słuchawkę rozzłoszczona Synnamon.
- Nawet się nie waż przysyłać mi tych biletów!
- 71 -
S
R
- To prześlę je Connerowi - z typowo adwokacką przewrotnością zmieniła front
Morea Landon. - Niech wybuli te skromne dwa tysiące dolców na szczytny cel.
- Zdobyłabyś się na to?
- Dla dobrej sprawy? Czemu nie!
- To już lepiej prześlij mnie te bilety. Zapłacę dwa tysiące.
- I co?
- I wrzucę twoje bilety na samo dno mojej najgłębszej szuflady w komodzie. I
nie znajdę ich wcześniej, jak piętnastego lutego - oświadczyła Synnamon.
- Nawet sprytnie pomyślane, jak na słodką idiotkę! - stwierdziła nie bez
podziwu Morea.
- Przecież ja nią nie jestem, do licha, tylko udaję!
- Uważaj, żebyś za mocno nie wczuła się w rolę.
- Serdeczne dzięki za dobrą radę. Cześć.
- Już kończysz?
- Cóż, dłużej przecież nie śmiem zabierać ci cennego czasu...
- Bezcennego!
- Więc kończę tym bardziej. Zwłaszcza że pani Ogden daje mi jakieś
tajemnicze znaki.
- No to cześć! Wysyłam ci bilety.
- Niech w drodze zginÄ…, przepadnÄ…...
W tym momencie, na równi żartobliwej, co złośliwej wymiany zdań Morea
Landon odłożyła słuchawkę. Synnamon zatem nie pozostało nic innego do zrobienia,
jak tylko odłożyć swoją i zapytać gosposię, dlaczego robi do niej dziwne, znaczące
miny.
- Bo ma pani gościa, z pięknymi kwiatami - wyjaśniła pani Ogden, puszczając
perskie oko. - Wprowadziłam właśnie do salonu.
- I dlatego się pani tak komicznie wykrzywia? Gosposia podeszła bliżej,
nachyliła się i mocno zniżyła głos.
- 72 -
S
R
- No, bo to jakaś ruda, pani Welles - wyszeptała. - A każdy rudzielec, to
wiadomo, jest fałszywy i chytry, jak ten lis. A ta jeszcze nazywa się Fox!* Trzeba
uważać...
* Fox (jęz. ang.) - lis (przyp. tłum.).
A może faktycznie trzeba? - pomyślała z mimowolnym niepokojem Synnamon.
Po czym, wziąwszy głęboki oddech, skierowała się do salonu.
Zastała tam Nicole, z bukietem w ręku.
- Ja chciałam tylko podziękować za wczorajszy wieczór, pani Welles -
odezwała się chemiczka. - Nie będę przeszkadzać...
- Nie przeszkadza mi pani. Może kawy?
- Ależ proszę nie robić sobie kłopotu, ja naprawdę już sobie pójdę. Chciałam
tylko... te kwiaty...
- Nie musiała się pani fatygować osobiście.
- A jednak czułam się zobowiązana. Zwłaszcza że ten wczorajszy wieczór
otworzył mi oczy na coś, z czego nie zdawałam sobie do tej pory sprawy.
- A mianowicie?
- Pani i Conner... - wykrztusiła Nicole Fox drżącym ze zdenerwowania głosem.
- Państwo naprawdę idealnie pasujecie do siebie i dlatego... Ja już naprawdę sobie pój-
dÄ™, do widzenia!
- Do widzenia - odpowiedziała beznamiętnym tonem Synnamon.
Nie zatrzymywała Nicole. Nie odprowadziła jej nawet do przedpokoju. Zbyt
była zaszokowana jej nagłą wizytą. I zbyt zaskoczona faktem, że strategia jednak
zaczynała się sprawdzać.
Gram chyba niezle - doszła do wniosku - skoro Nick, obdarzona
ponadprzeciętnym ilorazem chemicznej inteligencji, dała się nabrać i kapituluje. Tak,
gram niezle dobrą żonę, oboje z Connerem gramy niezle dobre małżeństwo.
Chyba że my rzeczywiście...
- Nie! - głośno i dobitnie stwierdziła Synnamon, odrzucając niebezpieczną,
przewrotną myśl, zanim jeszcze zdążyła ją do końca sformułować.
- 73 -
S
R
Conner wrócił do domu o szóstej. Zasiedli z Synnamon do kolacji, na którą pani
Ogden przygotowała im pieczonego kurczaka i odezwali się do siebie równocześnie:
- Synnamon...
- Conner...
- Tak?
- Tak?
- Kto mówi pierwszy?
- Mów ty - zdecydowała Synnamon, ponieważ w gruncie rzeczy nie miała
pojęcia, jak przeforsować sprawę wyjazdu do Phoenix bez Connera.
- Rozmawiałem dziś telefonicznie z Luigim - odezwał się Conner.
- I dogadałeś się z nim?
- Nie do końca. Musimy się spotkać w najbliższy weekend i jeszcze trochę
pokonferować.
- Aha, więc kiedy ja w ten weekend polecę do Phoenix - Synnamon starała się
mówić obojętnym tonem, żeby broń Boże nie pokazać mężowi, jak bardzo cieszy się z
interwencji losu, który uniemożliwił mu asystowanie jej w podróży - to wtedy ty...
- Skądże znowu, kochanie! - zaprzeczył szybko Conner. - Polecimy razem, tak
jak planowaliśmy.
- No, ale przecież ty musisz się spotkać z tym Luigim! - przypomniała
Synnamon, zachowujÄ…c jeszcze jakieÅ› resztki nadziei.
- No właśnie, świetnie się składa - stwierdził z szerokim uśmiechem Conner -
ponieważ on spędza tegoroczną zimę w swojej willi w Scottsdale, tuż koło Phoenix.
Polecimy razem, Synnamon, i upieczemy dwie pieczenie przy jednym ogniu, jeśli się
można tak się wyrazić. Dwa w jednym, jak to się mówi w naszej branży kosme-
tycznej!
Przygotowania do wyjazdu przebiegły bez zakłóceń, piątkowy lot do Phoenix
również.
Do willi hrabiny Wellesowie dotarli wynajętym osobowym samochodem, który
Conner sam prowadził, a nie limuzyną z szoferem w liberii.
Poczciwi Hartfordowie powitali ich z radością, jednak Synnamon nie bardzo
wychodziło udawanie, że cieszy się z przyjazdu.
- 74 -
S
R
Nie mogła się pogodzić z obecnością Connera, to jedno. Ale przede wszystkim
nie mogła się pogodzić z nieodwracalnym faktem nieobecności matki chrzestnej w
domu, w którym wszystko kojarzyło się z jej osobą.
Ozdobna kolumnada, którą uzdolniona plastycznie hrabina sama naszkicowała
projektantowi. Antyczny empirowy fotel w salonie, na którym hrabina często
siadywała.
Wspaniale pachnące ciasto wypieku pani Hartford, które hrabina zawsze
chwaliła...
Spostrzegłszy posępną minę żony, Conner szepnął jej:
- Nie martw się, Synnamon. Ten pierwszy przyjazd tutaj po śmierci hrabiny jest
najtrudniejszy. Potem już będzie łatwiej.
- Tak się mówi...
- A nie pamiętasz już, jak było z apartamentem twojego ojca? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates