[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tych w¹sikach. Czula, ¿e Baron czeka w napiêciu, przygl¹daj¹c siê jej modnej sukni, odslaniaj¹cej piêkne ramiona. 59 Ju¿ miala przemówiæ, kiedy Baron oblizal doln¹ wargê i prze- niósl wzrok na biust Marilyn. Przypominal jej starego kocura, nale- ¿¹cego do kucharki w domu ojca w Nowej Anglii. Stary kocur zacho- wywal siê tak na widok spodeczka ze Smietank¹. Tylko ¿e zielone oczy kocura nie zdradzaly jego podniecenia, kiedy powoli oblizywal brodê. Doszly mnie dziS pogloski na temat choroby wSród Indian. Czy to prawda? Czy zagra¿a nam ¿Ã³lta febra? Có¿ to za bzdury, moja droga? spytal Baron. Mamy kilku Indian, którzy byæ mo¿e s¹ chorzy, ale podkreSlam, byæ mo¿e po- wiedzial, unosz¹c palec. Jestem przekonany, ¿e planuj¹ jakiS bunt. Do moich uszu doszly nieokreSlone pogró¿ki. A co z warunkami ¿ycia niewolników? Slyszalam, ¿e s¹ oplakane. Policzki Barona poczerwienialy ze zloSci. Kto ci naopowiadal tych bredni? Odpowiedz mi za¿¹dal chlod- nym glosem. Slyszalam o tym podczas pobytu na plantacji pani Quince. To ona mi o tym powiedziala. Idê o zaklad, ¿e informacji udzielil jej s¹siad powiedzial Ba- ron przez zaciSniête zêby. A wiêc wiedzial ju¿ o spotkaniu z Sebastianem. Najwidoczniej Carl szczególowo zdal sprawê z przebiegu wizyty. Owszem, byl tam Sebastian Rivera. Nie rozmawial z nami jed- nak. Szybko siê po¿egnal i odjechal. Pani Quince opowiadala, ¿e kil- ka lat temu na naszej plantacji zaczêla siê epidemia ¿Ã³ltej febry, która rozprzestrzenila siê tak¿e na inne plantacje i wielu Indian stracilo ¿ycie. Baron strzelil palcami; dxwiêk zawisl w ciê¿kim dusznym powietrzu. Czlowiek nie powinien zawracaæ sobie glowy czymS tak malo wa¿nym jak ¿ycie niewolników. Marilyn poczula gwaltown¹ falê gniewu, ale opanowala siê. Nie mogla sobie teraz pozwoliæ na wybuch niekontrolowanej zloSci. To znaczy, sir, ¿e obecnie nie ma przypadków gor¹czki na tere- nie naszej plantacji? OczywiScie, ¿e nie ma, moja droga. WlaSnie to staram ci siê oznajmiæ. Nie ma potrzeby, abyS sobie zawracala glowê sprawami dotycz¹cymi zarz¹dzania plantacj¹. Ty i twój ojciec przez wiele lat wiedliScie luksusowe ¿ycie dziêki plantacji. Nigdy nie kwestionowal moich metod. Sprawy s¹ tak skomplikowane, ¿e trudno byloby ci je zrozumieæ. 60 Chce pan, sir, powiedzieæ ¿e nie jestem zdolna zaj¹æ siê wla- snymi interesami, ¿e nie pojmê, o co w nich chodzi, nawet gdybym siê bardzo starala? Nie, moja droga. Uwa¿am wszak¿e, ¿e nie powinnaS sobie tym zaprz¹taæ glowy. Bêdê zarz¹dzal plantacj¹ w taki sam sposób, jak dotychczas. I zakoñczmy na tym tê niepotrzebn¹ dyskusjê powie- dzial gwaltownie. Marilyn okazala siê nieodrodn¹ córk¹ swego ojca. Chwileczkê, sir. Jest jeszcze kilka innych spraw, które pragnê omówiæ. Dygotala rozgniewana jego bezczelnoSci¹. Chodzi mi o dziewczynki. Chcê wiedzieæ, dlaczego nie s¹ ze swoimi rodzicami na plantacji Regalo Verdad. Tu jest ich miejsce. Stanowi¹ czêSæ dlugu, który zaci¹gnêli u mnie ich rodzice. Jego policzek zacz¹l drgaæ. Marilyn wiedziala, ¿e jest rozgniewany. Niech sobie bêdzie. Ona tak¿e nie pamiêtala, by kiedykolwiek czula siê równie wSciekla. Ale z tego, co wiem, Sebastian Rivera oferowal panu, sir, ka¿- d¹ sumê, jakiej by pan za¿¹dal. Nie ma potrzeby dyskutowaæ na ten temat. Nie ¿yczê sobie, moja droga, byS wspominala o Sebastianie Riverze i jego plantacji. Marilyn poczula, ¿e jej policzki plonol. Spojrzala na Jamiego, który nie spuszczal z niej oczu. Wygl¹dal na zdenerwowanego. Po- cieral kciuk pozostalymi palcami. Baron nie zwracal na niego uwagi, patrzyl na Marilyn. Powtarzam: dziewczynki nie s¹ na sprzeda¿ i nigdy nie bêd¹. Czy to jasne? zapytal z groxb¹ w glosie. Marilyn poczula smutek, poni¿enie i zawód. Jeszcze raz spojrza- la na Jamiego. Byl odprê¿ony, jego palce znieruchomialy. Spojrzala w oczy Carla i wyczytala w nich jedynie litoSæ. Oczy Barona pozosta- ly zimne i nieprzeniknione. Nie daj¹c za wygran¹ i nie przejmuj¹c siê rumieñcami, które wy- kwitly na jej policzkach, Marilyn powiedziala hardo:
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|