[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mogłaby dusić się w tym dusznym mieszkaniu w Atlancie albo w jakimś żałosnym domu opieki. Wiesz, że zawsze lubiła Miami. Więc przywiezliśmy ją tutaj. - Czy Lisa wie, że tu jestem? - zapytał Nathan. - Najpierw nie chciała, żebyś przyjeżdżał - powiedział Charlie. - Jeżeli udało ci się ją przekonać, dziękuję ci. Charlie zachichotał. - Właściwie to nie, ale powiedziałem jej, że to mogłoby być przyjemne. - Nie chodzi o to, że Lisie na tobie nie zależy - powiedziała Jill. - Tylko... jest z nią bardzo zle. Chciała, żebyś zapamiętał ją taką, jak była. - Gdzie mogę się z nią spotkać? - Jest na dziedzińcu, pod tym wielkim drzewem. Wtedy Nathan ją zobaczył. Siedziała na wózku inwalidzkim, na kolanach miała szal, promienie słońca przebijały się przez koronkowe liście wielkiego drzewa, które rozpostarło swoje gałęzie nad całym dziedzińcem niczym parasol. Drzewo pokryte było czerwonymi kwiatami, jakby płonęło żywym ogniem. To było ogniste drzewo. Podszedł do siatkowych drzwi, a Charlie razem z nim. - Musisz coś wiedzieć, zanim do niej pójdziesz - powiedział Charlie. - Ogolili jej głowę do terapii, która, niestety, nie pomogła. - Włosy nie mają dla mnie znaczenia - odparł Nathan. - Jest jeszcze coś - powiedział Charlie. - Straciła wzrok. Lisa usłyszała, jak do niej podchodził, i zwróciła się w jego stronę. Teraz prowadziły ją tylko dzwięki, ale coraz lepiej radziła sobie z rozpoznawaniem, czy podchodziła do niej zakonnica czy ktoś inny. - Cześć, Malone. Nathan stanął przed jej wózkiem, wzruszenie ścisnęło mu gardło tak mocno, że nie od razu mógł mówić. Wyglądała tak krucho na tym wózku, a jej ogolona głowa przewiązana była jedwabną chustką. Cała uraza, którą do niej chował odkąd wyjechała bez słowa pożegnania, w jednej chwili zniknęła. - Jak ci się podoba mój nowy styl? - zapytała. - Słyszałam, że łysina jest trendy. Pochylił się i uścisnął jej dłonie. - Jesteś piękna. - Kłamca. - Kocham cię. - Po co przyjechałeś? - %7łeby ci to powiedzieć. Westchnęła i odwróciła głowę. - Chciałam doczekać tu końca i umrzeć w samotności. Po- myślałam, że tak będzie najlepiej. - Nie dla mnie. Chcę być z tobą. - Nie utrudniaj, Malone. Usiadł na chłodnym kamieniu u jej stóp. - Jodie i Skit cię pozdrawiają. Moi rodzice przekazują, że bardzo im ciebie brakuje. Fuller mówi, że twoje dwa wiersze dostały się do czołówki najlepszych prac z całej Atlanty. Bliz- niaczki potrafią już samodzielnie stać. Ominął nas bal na koniec szkoły. - Blizniaczki same stoją? - ucieszyła się Lisa. Nie zwróciła uwagi na pozostałe wieści. - Chodzą, trzymając się mebli. Ciągle się przewracają, ale wstają i dalej próbują. Są całkiem urocze, jak na dziewczyny. Lisa uśmiechnęła się, oczami wyobrazni widząc dzieci. - A jak miewają się Charlie i moja mama? - Są smutni, ale w miarę dobrze. - Boże, tak bym chciała... - nie dokończyła, tylko wyciągnęła ręce. Pochylił się nad nią, a ona palcami dotknęła jego twarzy i włosów. - Urosły ci włosy. - Nie mam czasu, żeby je obciąć, - Jego głos prawie się załamał. - Brakuje mi jazdy motocyklem - powiedziała smutno. - Uwielbiałam to poczucie wolności, jakie mi dawał. - Pamiętasz tę imprezę, kiedy wsiadłem na twój motor i nie chciałem zejść? - Potem przez godzinę rozmawialiśmy przy kawie. - Myślałem, że cię zanudziłem. - A ja sądziłam, że potem będziesz się przechwalał, no wiesz, chłopakom w szatni, jak to udało ci się upolować Lisę Lindstrom. - Musiałbym być skończonym idiotą. - Przepraszam cię za tę imprezę w akademiku. Wzruszył ramionami, ale zreflektował się, że ona nie widzi jego gestów. - Szalałem z zazdrości. Nie mogłem znieść twoich byłych facetów. - Tej nocy, kiedy zostałeś u mnie po balu walentynkowym... - To była najpiękniejsza noc w moim życiu. - Pogładził jej kolana przykryte kocem. - %7łałujesz? - Ani trochę. Jego serce podskoczyło. - Wtedy pokochałem cię jeszcze mocniej, jeżeli to możliwe. - Patrzył, jak łzy napływają do jej niewidomych oczu. - Cieszę się, Liso, że tutaj jesteś. Uśmiechnęła się. - Kiedy byłam tutaj pierwszy raz, jeszcze widziałam, i kiedy zobaczyłam to drzewo, wiedziałam, że właśnie tutaj chcę być. Czy nie jest piękne? - Piękne - powiedział Nathan, ciągle na nią patrząc. Wzięła głęboki oddech. - Powinnam już wracać do swojego pokoju - powiedziała, znużona. - Nie chcę zrobić z siebie idiotki i spaść z wózka przy wszystkich. Powiedz to Charliemu, jak wejdziesz do środka. - Jasne, przyślę go tu. - Nathan nie był gotów, żeby już iść. Chciał z nią zostać na zawsze, mimo to powoli wstał. Znowu się zamykała i zrozumiał, że musi uszanować jej prywatność. - Dzięki, że pozwoliłaś mi przyjechać. - A miałam inne wyjście? Jesteś bardzo uparty, Malone. - Uśmiechnęła się. - Zrobisz coś dla mnie? - Co? - Nazwij mnie po imieniu. Nigdy tak do mnie nie mówisz. - Nathan. W jej ustach zabrzmiało to jak modlitwa. Chwiał się na nogach, walcząc, by się nie rozpłakać. - Zwietnie się bawiliśmy, prawda? - zapytała Lisa. Pochylił się i ucałował jej usta, zanim zdążyła się odsunąć. - Doskonale. Wycofywał się powoli, patrząc na nią tak długo, jak to było możliwe. Podmuch wiatru poruszył gałęzie ognistego drzewa, pod którym siedziała. Deszcz drobnych czerwonych płatków sfrunął w dół, przykrywając ją tysiącami płomieni czystego szkarłatu. Kiedy poczuła, jak spadają, uniosła twarz ku niebu, pozwalając płatkom okrywać policzki, oczy, usta. Zwiatła i cienie spływały po niej, przypominając Nathanowi hiszpańskie koronki plecione z najjaśniejszych czerwonych łez. Uniosła w górę ramiona, zwróconymi ku górze dłońmi chwytała spadające płatki; była Ikarem, gotowym ulecieć ku niebu i dotknąć słońca. Dziewięć dni pózniej, pewnego ciepłego wtorkowego ranka, Nathan zwlókł się z łóżka, aby stawić czoło kolejnemu dniu, który zbliżał go do skończenia liceum. Podniósł swoją komórkę, żeby włożyć ją do plecaka. Otworzył ją, żeby sprawdzić stan baterii i
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|