Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jednak już w odległości kilku kilometrów od miejsca przymusowego lądowania
porwanego statku ślad wkraczał na szlak uczęszczany przez liczne ruchome sta-
cje automatyczne i pojazdy księżycowe, a przy tym właściwości księżycowego
gruntu nie sprzyjały tu utrwalaniu się wyraznych śladów.
Tych ostatnich szczegółów dowiedział się Jan z oficjalnego komunikatu ra-
diowego rozgłośni księżycowej, tuż przed lądowaniem. Komunikat zapewniał po-
nadto, że poszukiwania są kontynuowane, jak dotychczas jednak bez rezultatu.
Przy odprawie paszportowej skierowano Jana do biura dyspozytora kosmopor-
tu, gdzie dowiedział się, że ze względu na wyjątkową sytuację nie będzie mógł
w ciągu najbliższej doby dotrzeć na miejsce przeznaczenia, albowiem wszyst-
kie pojazdy księżycowe oddano do dyspozycji służby śledczej. Jana umieszczono
w klitce zwanej szumnie apartamentem dla gości i polecono mu czekać cierpliwie
na dalsze polecenia. Nie mając nic lepszego do roboty, usiadł w przydzielonym
mu pokoiku i zaczął przeglądać przywiezione z Ziemi czasopisma.
Po kilkunastu minutach zapukano do drzwi. Do pokoju wszedł dyspozytor.
 Przepraszam, jeśli przeszkadzam  powiedział bardzo grzecznie.  Wła-
śnie skończyłem służbę. Pojęcia pan nie ma, co się tutaj działo od wczorajszego
wydarzenia. Byłem tak zajęty, że po prostu nie miałem nawet czasu śledzić szcze-
gółów tej afery. Sądzę, że może. . . pan zechce uchylić rąbka tajemnicy służbo-
wej. . . To znaczy, oczywiście, żartuję. . . Po prostu może pan wie coś ciekawego,
o czym chciałby pan mówić. Bo tutaj też właściwie niewiele wiemy. . .
 A skądże ja?  zdziwił się szczerze Jan.  Jeżeli, jak pan mówi, wy
tu niewiele wiecie, to ja tym bardziej nie wiem, przecież dopiero co przyleciałem
89
i siedzę tu zupełnie niepotrzebnie, a miałem niezwłocznie zameldować się w stacji
B  15.
Dyspozytor uśmiechnął się jakoś dziwnie, milczał przez chwilę, wreszcie cie-
kawość widać przeważyła.
 Ja pana jeszcze raz przepraszam. . . Rozumiem, że nie wolno panu z nikim
o tych sprawach rozmawiać. . . Ponieważ jednak major dzwonił dwa razy i py-
tał o pana, więc domyśliłem się, że przybywa pan do nas w związku ze sprawą
porwania.
 Jaki major?
 Major Netz z tutejszej placówki Kosmopolu. Właśnie przed kilkoma mi-
nutami dzwonił po raz drugi i powiedział, że już tu leci i żeby pana w żadnym
wypadku nigdzie stąd nie wysyłać.
 To chyba pomyłka! Jestem biofizykiem i z tą sprawą nie mam nic wspól-
nego!
 No, trudno, niczego się od pana nie dowiem. . . Ale też z pana służbista! 
uśmiechnął się dyspozytor, kierując się ku wyjściu.  W każdym razie przekaza-
łem panu polecenie majora. Proszę nie oddalać się z pokoju. Gdy tylko przyleci,
skierujÄ™ go tu do pana. Dobranoc!
Teraz dopiero Jan zaczął kojarzyć poszczególne niejasne dla niego dotąd wy-
darzenia w jedną logiczną całość. Jeśli rzeczywiście dyspozytor nie bierze go za
kogoś innego, to swój nagły przylot na Księżyc Jan zawdzięcza władzom śled-
czym, którym widocznie jest tu do czegoś potrzebny, i to najwyrazniej w związku
z wczorajszym porwaniem.
Kosmopol ma prawo powoływania do współpracy cywilnych specjalistów
z różnych dziedzin  o tym powszechnie wiadomo. Jednakże Jan nie przypusz-
czał, że może się to odbywać w taki sposób. Ostatecznie mógł sobie wytłumaczyć
to wszystko, co dotyczyło sposobu przyzwania go tutaj, mogło chodzić o zacho-
wanie najściślejszej tajemnicy co do jego udziału w akcji przeciw porywaczom.
Tylko w żaden sposób nie potrafił znalezć odpowiedzi na pytanie  po licho im
do tego potrzebny biofizyk? A może nie biofizyk, lecz po prostu on, właśnie on,
konkretnie Jan L.?
Głośne pukanie wyrwało Jana z drzemki.. Wstał szybko z fotela i powiedział
 proszę! . Do pokoju wszedł nieduży, energiczny mężczyzna w cywilnym ubra-
niu. Bez wstępów wylegitymował się Janowi, potem położył na stoliku przynie-
sioną plastykową teczkę i usiadł na skraju tapczanu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates