Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 To Jim  powiedział Cole.  Lepiej idz już. Nie powinnaś zostawać.
 Cole...  Juana nie poruszyła się z miejsca.
 Może przyjedzie  powiedział cicho, bez cienia nadziei w głosie.
Juana z trudem powstrzymała się od łez. Niecierpliwy głos klaksonu znów przeciął
powietrze.
 Idz już  cicho ponaglił ją Cole.  Wesołych Zwiąt. Juana wyszła. Mając świadomość,
że nawet nie zdąży dojść do samochodu, gdy Cole ponownie usiądzie w fotelu przed
kominkiem, trzymając w dłoniach prezent.
Jassy była w podobnym nastroju, co Cole.
Gdy znów znalazła się w Houston, zrozumiała różnicę pomiędzy samotnością a tęsknotą.
Wciąż myślała o Cole u i nosiła jego obraz głęboko w sercu.
Przez kilka tygodni jej głównym zajęciem były długie spacery oraz wpatrywanie się w
pustkę. Wspominała każdą chwilę pobytu na ranczo, każdą sekundę spędzoną w objęciach
Cole a. Przeklinała ironię losu, która nakazała jej uciec stamtąd tak daleko, aby osiągnąć tak
niewiele.
Boże. Opuściła go sześć tygodni temu, by powrócić jako w pełni ukształtowana kobieta.
A nie zrobiła nic  nic  by spełnić swe postanowienie. Najwyższy czas podjąć działanie w
celu realizacji obietnicy. Czas odnalezć prawdziwą Jassy Craig.
Z nagłą determinacją wróciła do nie otwieranego od miesięcy atelier. Szkice, jakie
wykonała podczas pobytu na ranczo, zaczęła przenosić na płótno. Rozpoczęła prace nad
zapierającymi dech w piersiach pejzażami, które wciąż miała w pamięci. Namalowała także
portret Juany, oparty na szkicach rysowanych za zgodą gospodyni.
Lecz najbardziej palącą pracą okazał się portret Cole a. Namalowanie tego obrazu zajęło
jej więcej czasu niż pozostałych, ponieważ poświęciła mu dużo więcej uwagi. Każdy
szczegół, każde pociągnięcie pędzla miało swoje znaczenie.
Gdy skończyła, po prostu odeszła. Przez cały tydzień nie patrzyła w stronę portretu,
starała się o nim nie myśleć. Czuła, że praca nad obrazem wypaliła ją, dotknęła czegoś, co
było głęboko ukryte, dopóki nie wypłynęło ze wspomnieniami o Cole u.
Reszta jej płócien również różniła się od dotychczasowych. Dawniej patrzyła bardzo
ostro, wykorzystując kontrast między pięknem a brzydotą. Teraz dostrzegała świat półtonów,
odległy od skrajności. Okazało się, że istnieją setki odcieni szarości, których dotychczas nie
była w stanie zobaczyć. Delikatne różnice narzucały sposób widzenia, widzenie zmieniało się
w zależności od punktu, punkt był wyznacznikiem czasu...
Jassy jeszcze nie mogła pojąć wszystkiego. Lecz czuła, że zimne kleszcze nieco się
rozluzniają. Mogła rozpocząć poszukiwanie odpowiedzi na dręczące ją od tak dawna pytania.
Kim jesteś, Jassy Craig? Dokąd zmierzasz? Czego pragniesz naprawdę?
Niecałe trzy miesiące po opuszczeniu Cole a, Jassy odłożyła pędzle i płótna i umówiła się
na wizytę u doktora Edwardsa. Był to jej pierwszy krok na drodze wiodącej z powrotem do
Cole a.
ROZDZIAA DZIESITY
Przez następnych kilka tygodni na ranczo panował spokój. Minął Nowy Rok, a
wiadomość od Jassy nie nadchodziła. Przez trzy miesiące, od chwili odjazdu dziewczyny,
Cole czuł jak wewnętrzny ból wciąż w nim narasta. Nie wiedział, jak długo będzie mógł to
wytrzymać.
Wzdychając ciężko wszedł do domu i zamknął za sobą drzwi. Pracował cały dzień i czuł
zmęczenie przenikające go do szpiku kości. Może dzięki temu nareszcie dzisiaj zaśnie.
Usłyszał kroki Juany i natychmiast wyprostował się dziarsko. Nie chciał dostarczać jej
kolejnego powodu do troski.
 Kolacja będzie za kwadrans  powiedziała gospodyni, wycierając ręce w fartuch. 
Możesz wziąć prysznic.
 Nie jestem głodny  powiedział Cole, pocierając kark zmęczonym ruchem.  Wykąpię
się i pójdę spać.
 Ale przygotowałam twoje ulubione danie!  zaprotestowała gwałtownie Juana.
 Niech zgadnę  mruknął z humorem Cole.  Ugotowałaś brukselkę.
Gospodyni spojrzała na niego wyniośle.
 Nie ugotowałam brukselki ani razu od chwili...
 ... od chwili wyjazdu Jassy  dokończył z kwaśnym uśmiechem.  Litujesz się nade
mną?
 Owszem  rzuciła wyzywająco  bo włóczysz się z kąta w kąt jak potępieniec.
 Juano  przerwał jej twardy głos Cole a.  Nie jestem głodny. Wstaw kolację do
lodówki. Zjem rano.
 Od czterech dni nie jadłeś kolacji. Nie śpisz w nocy. Tylko patrzeć, jak się wykończysz
 powiedziała z troską w głosie Juana.
Cole słuchał ze stoickim spokojem. Nie przerywał. Gospodyni westchnęła.
 Jak chcesz. Więcej ci nic nie powiem. Ale mógłbyś rzucić okiem na dzisiejszą pocztę,
nim się położysz.
 Zrobię to rano  obiecał Cole kierując się w stronę schodów.
 Przyszedł list od Jassy.
Głos Juany brzmiał cicho i spokojnie, lecz mimo to Cole drgnął jak pod wpływem
uderzenia. Odwrócił się i wszedł do gabinetu.
List Jassy leżał na szczycie niewielkiego stosu korespondencji. Cole chwycił go, nawet
nie spoglądając na pozostałe. Opadł na krzesło i przez kilka minut wpatrywał się w kopertę,
nim ją rozerwał.
Stojąc w drzwiach, Juana obserwowała każdą zmianę, jaka podczas czytania malowała się
na jego twarzy. Tęsknota, żal, radość.
 Cole?  spytała, gdy po raz trzeci rozpoczął studiowanie listu.
Spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem.
 Przyjeżdża z wizytą  powiedział nieswoim głosem.  Za trzy dni. Wszystko musi być
tak, aby tym razem...  przerwał, lecz Juana dokończyła za niego.
 ... aby tym razem zechciała pozostać?
 Czy to jest niemożliwe?  spytał gwałtownie.  Wiesz, że kocha to ranczo. Poza tym...
troszczy się o mnie.
 Dotychczas to nie wystarczało Cole?  przypomniała godnie Juana.  Myślisz, że tym
razem będzie inaczej?
 Może się zmieniła  mruknął uparcie Cole.
 Może ty się zmieniłeś.
Cole siedział w milczeniu. Po dłuższej chwili Juana westchnęła głęboko i wyszła z
pokoju. Nie dosłyszała poważnej odpowiedzi Cole a, który ponownie wrócił do czytania.
 Może się zmieniłem.
Cole wędrował w kółko po salonie, zastanawiając się, jakimi słowami powinien powitać
wchodzącą Jassy. Był tak zaabsorbowany, że nie słyszał warkotu podjeżdżającego
samochodu. Dopiero trzaśniecie drzwiczek wyrwało go z zamyślenia. Długimi susami wypadł
z pokoju, stając nagle twarzą w twarz z wchodzącą na werandę Jassy.
Miał uczucie, jakby jeden z buhajów uderzył go między żebra. Nie mógł złapać tchu. Nie
mógł myśleć. Patrzył na stojącą naprzeciw dziewczynę, dojrzał uśmiech w jej oczach.
 Cole  powiedziała niepewnym, cichym głosem. Musiał dwukrotnie przełknąć ślinę,
nim zdołał wymówić jej imię.
 Jassy.
 Tęskniłam za tobą.
Zamknął oczy i próbował opanować narastające wzruszenie.
 Tęskniłem za tobą  powtórzył jak echo. Milczeli, patrząc sobie prosto w oczy. Jassy
odezwała się pierwsza.
 Czy... mogę wejść? Cole złapał się za głowę.
 Boże, przepraszam! Wejdz, oczywiście  szerokim gestem otworzył drzwi.
 Nic się nie zmieniło  mruknęła, przechodząc przez sień.
Cole szedł za nią jak jagnię prowadzone na rzez. Nie spuszczał z niej wzroku. Gdy
obróciła się spoglądając na niego, znów zapanowała chwila ciszy.
 Gdzie jest Juana?  spytała niepewnie.  Chciałam się z nią przywitać.
 Ma wolne  odparł ostrożnie, jakby obawiając się jej reakcji.  Wyszła.
Jassy przestępowała z nogi na nogę. Byli więc sami. Cole skrzyżował ramiona na
piersiach. Równie dobrze już teraz mógł jej powiedzieć prawdę.
 Chciałem być z tobą sam na sam. Juana nie wróci, póki nie odjedziesz.
 Boże, mam nadzieję, że zmieni zdanie  mruknęła pod nosem Jassy.
Cole uśmiechnął się kwaśno. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates