|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przerażonym wzrokiem. Był to Indianin. Dałem spokój wszelkim badaniom, nie czas był po temu ani miejsce. Leżeliśmy jeszcze z dobrą godzinę, zanim ku mej radości powróciła wreszcie cała nasza czwórka. Jak wynikało z ich opowiadania, zwiadowcza wyprawa udała się tylko w połowie. Porwać podstępem z obozu Pumy obu białych było sprawą niemożliwą. Scott i Rothcliff siedzieli w kręgu Indian, a tuż obok pasły się mustangi, których ostrzegawcze rżenie mogło zaalarmować cały obóz. Czerwona Chmura podsunął się tak blisko, iż zdołał usłyszeć rozmowę, jaką przywódca bandy prowadził z białymi. Wynikało z niej, iż przed chwilą wrócili zwiadowcy wysłani dla dokładnego oznaczenia miejsca, w którym pasło się stado Czarnych Stóp. Stwierdzili, iż dzieli ich od niego zaledwie godzina jazdy. Była to dla Pumy pomyślna wiadomość. Następna mniej pomyślna. Okazało się bowiem, iż stada strzegło wcale nie kilku, ale aż dziesięciu wojowników Czarnych Stóp. Ta ostatnia informacja ucieszyła Czerwoną Chmurę i wpłynęła nawet na zmianę naszych planów. Czarna Puma zaniepokoił się taką liczbą strażników. Wahał się nawet, czy w ogóle przystąpić do napadu. Jednak dwaj jego biali sprzymierzeńcy tak długo przekonywali, aż ustąpił. Banda miała wyruszyć przed świtem. Słowem wszystko to stanowiło dla nas bardzo cenną informację. Potwierdzała ona również przypuszczenie Czerwonej Chmury, że Scott i Rothcliff wcześniej musieli dojrzeć czerwone kurtki i tylko na pewien czas odłączyli się od oddziału Pumy. Z kolei opowiedziałem o schwytaniu tajemniczego wywiadowcy. Trzeba go było teraz przesłuchać, chociaż Karol oświadczył, iż niczego się nie dowiemy. Należało jednak spróbować. Przed tym jednak cofnęliśmy się spory kawałek w prerię, aby na wszelki wypadek zwiększyć odległość dzielącą nas od obozowiska Pumy. Irvin odjeżdża Jeniec leżał cały czas spokojnie, nie drgnął nawet, gdy Czerwona Chmura pochylił się nad nim trzymając w dłoni długi, lśniący nóż. Jeżeli krzykniesz, zginiesz powiedział wyjmując mu knebel z ust. Zabij mnie. Skrzydło Jastrzębia stracił swe leki i nie chce żyć. Leż spokojnie, a nic ci się nie stanie. Skąd jesteś? Skrzydło Jastrzębia był wojownikiem Kutenajów. Teraz pojąłem, dlaczego tak trudno było mi zrozumieć jeńca. Indianie Kri należą do tej samej rodziny językowej co Czarne Stopy, dlatego świetnie rozumiałem Czarną Pumę. Skrzydło Jastrzębia używał niektórych wyrazów podobnych, ale nie identycznych. Ich znaczenia mogłem się tylko domyślać. Usłyszałem natomiast wiele mówiące słowo był . Wynikało z tego, iż Skrzydło Jastrzębia nie jest już wojownikiem Kutenajów. Trzymasz z Czarną Pumą? zapytał czarownik. Jeniec milczał. Można było to uznać za potwierdzenie. Dlaczego opuściłeś siedziby Kutenajów? Skrzydło Jastrzębia stracił leki. Zrozumiałem i to. Fakt, który stał się tragedią życiową tego młodego wojownika. To, co Indianie nazywają lekami , nie ma oczywiście nic wspólnego z naszym białych rozumieniem tego słowa. Indiańskie leki nie są żadnymi lekarstwami. Są natomiast czymś w rodzaju talizmanu, amuletu każdego dorosłego wojownika. Leki nosi się w malutkich wo- reczkach zawieszonych na szyi lub u pasa. Co znajduje się w takim woreczku nie zdołałem nigdy sprawdzić. Ale wiem, iż są to przedmioty różnego rodzaju: pochodzenia roślinnego, zwierzęcego, a nawet wyroby rąk ludzkich, na przykład strzępy tkaniny. Leki mogą być zdobyte na innym wojowniku. Im był sławniejszy, tym większą przedstawiają wartość. Są zawsze sporządzane przez plemiennego czarodzieja... Z lekami nie wolno się rozstawać. Ich utrata jest hańbą dla każdego czerwonoskórego, a hańba ta może być zmyta tylko przez odzyskanie leków lub zdobycie ich na innym wojowniku. Czy wysłał cię Czarna Puma? zapytał znowu czarownik. I tym razem jeniec nie odpowiedział. Karol miał rację. Kto zabrał ci leki? Blade twarze przybyły do wioski Kutenajów. Przyniosły z sobą wodę ognistą. Pili wojownicy, pił Skrzydło Jastrzębia, aż zły duch odebrał mu pamięć i serce napełnił szaleństwem. Kiedy zły duch ustąpił, bladych twarzy nie było już we wsi, a Skrzydło Ja- strzębia nie miał swych leków. Musiał opuścić braci, iść na prerię. Oto, jak brzmiała zwięzła relacja o wielkiej tragedii. Wysłuchaliśmy jej w milczeniu. Skrzydło Jastrzębia pozostanie związany rzekł Czerwona Chmura ale gdy zabłyśnie gwiazda poranna, będzie wolny. Może iść na prerię, może iść z Czarnymi Stopami. Przyjmą go jak brata, bowiem padł ofiarą fałszywych ludzi. Howgh! Odszedłem na bok, zawstydzony. Nie po raz pierwszy dowiadywałem się o skutkach rozpijania Indian przez białych. Tym razem nie były to co prawda krwawe konsekwencje, ale fakt wykluczenia ze społeczności indiańskiej często równał się wyrokowi śmierci. Skrzydło Jastrzębia może również zginąłby samotnie, gdyby nie spotkał Czarnej Pumy. I tak oto wódka przysporzyła bandzie rabusiów nowego współuczestnika. A z tej drogi nie było odwrotu. Dlatego to właśnie propozycja Czerwonej Chmury stwarzała jeńcowi jedyną możliwość zrehabilitowania się. I tak ją oceniłem. Czy tak samo zrozumiał ją jeniec? Niedaleka przyszłość miała odpowiedzieć na to pytanie. Tymczasem wypadki poczęły rozwijać się zgodnie z naszym planem. Przed północą wrócili dwaj nasi zwiadowcy. Chociaż od stada Czarnych Stóp dzieliła nas jak już wiedzieliśmy zaledwie godzina jazdy, zużyli na nią parokrotnie więcej czasu, błądząc po prerii w poszukiwaniu celu. Droga powrotna trwała co prawda znacznie krócej, ale gdy dotarli do dawnego obozowiska, nas już tam nie zastali. Dopiero po tropach dotarli na miejsce nowego postoju. Relacje wysłanników Czerwonej Chmury pokrywały się z tym, co zostało podsłuchane w obozowisku Pumy. Istotnie stada pilnowało dziesięciu wojowników. Okazała się bowiem, iż Wysoki Orzeł wódz Czarnych Stóp otrzymał informację o pojawieniu się na prerii bandy Czarnej Pumy i wzmocnił liczbę strażników. Teraz zostali poinformowani o grożącym im na- padzie. Stado zapędzono na samo dno wymytego przez wody kanionu. Zbocza jego dawały wspaniałą osłonę przed napastnikami. Mogliśmy teraz już w szczegółach opracować plan akcji. Odbyliśmy małą naradę, na której zostało ustalone, iż jeszcze przed świtem podejdziemy, jak można najbliżej, do olchowego lasku i tam właśnie oczekiwać będziemy wymarszu oddziału Pumy. W pół godziny po jego odjezdzie ruszymy za nim tak szybko, aby zaatakować ich w chwili, gdy uderzą na dozorców stada. Sierżant Mitchell wraz z towarzyszącym mu policjantem oraz szeryf Irvin mieli się zająć schwytaniem Scotta i Rothcliffa. Zaofiarowałem im swą pomoc. Zdawałem sobie sprawę, że Puma wraz z całą swą bandą jest pospolitym przestępcą zasługującym na karę, ale pamiętałem i o tym, że dwukrotnie obronił nas przed Scottem i zapewniał, że nie zamierza wyrządzić nam żadnej krzywdy. O pierwszej po północy rozpoczęliśmy powolną i ostrożną wędrówkę w kierunku olchowego
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|