Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

121
Steve spogląda na zegarek. Opuszczamy zakład kamieniarski
i wychodzimy na rozpalonÄ… ulicÄ™. Wracamy do fotografa. W sa­
mochodzie Steve'a działa klimatyzacja, ale mimo to zatyka nas
z gorÄ…ca.
Kiedy oglądamy negatywy, jesteśmy zawiedzeni. Właściwie
żaden nie nadaje się do reprodukcji. Byliśmy tacy zdenerwowani
i roztrzÄ™sieni, że przy robieniu zdjęć popeÅ‚niliÅ›my wszystkie mo­
żliwe błędy. Jest trzecia. Jutro niedziela, a pogrzeb we wtorek.
Pytamy, do której musielibyÅ›my dostarczyć nowe filmy, żeby ne­
gatywy były gotowe na poniedziałek. Okazuje się, że zamykają
o szóstej. Steve dzwoni ze sklepu do kostnicy. John mówi, że
zwłok jeszcze nie odesłał, ale może je zatrzymać tylko do czwartej,
ponieważ w soboty biuro koronera jest czynne tylko do piątej.
Kupujemy kolejne filmy. PÄ™dzimy jak wariaci do zakÅ‚adu po­
grzebowego. W ciągu pięciu minut jesteśmy z powrotem w tym
samym pokoju. John pokazuje nam kilka zdjęć, które jego syn
zrobiÅ‚ polaroidem. PrzydadzÄ… nam siÄ™, jeÅ›li i tym razem zmarnu­
jemy nasze.
Jesteśmy teraz o wiele spokojniejsi i bardziej skupieni na pracy.
Każdy swój ruch, każde ustawienie aparatu kontroluję pod kątem
technicznej jakoÅ›ci zdjęć. ZadziwiajÄ…ce, jak szybko czÅ‚owiek mo­
że się do wszystkiego przyzwyczaić. Kończymy w pół godziny.
Podczas fotografowania obaj płaczemy, ale nie przeszkadza nam
to w pracy. Dziękujemy Johnowi z całego serca.
Przewijamy filmy i jedziemy do fotografa. Docieramy tam ze
sporym zapasem czasu, jeśli w ogóle istnieje coś takiego, jak zapas
czasu. OddajÄ™ Steve'owi jego aparat; wyjÄ…Å‚em film, kiedy on pro­
wadził. Dowiadujemy się, że jeśli poczekamy, negatywy i próbne
odbitki można będzie obejrzeć jeszcze przed zamknięciem sklepu.
Odnoszę wrażenie, że oglądali poprzednie negatywy i że wiedzą,
co zawierajÄ…. Sklep prowadzÄ… dwie mÅ‚ode, bardzo uczynne kobie­
ty. Umawiamy siÄ™, że wrócimy za dziesięć szósta i znowu zanu­
rzamy się w rozedrgane, upalne powietrze. Zmierć w taką pogodę
powinna być zakazana. Steve zawraca od samochodu.
122
 Muszę napić się piwa. Znam jedno takie miejsce, z pełną
klimatyzacją. To kilka kroków stąd.
 Dobry pomysł, Steve. Mogę iść wszędzie, byle tylko było
trochę chłodniej.
Wchodzimy do lokalu, w którym od strony ulicy znajduje się
bar. Po drodze do stolika Steve zamawia dwa kufle piwa z beczki.
Czuję, jak uchodzi ze mnie powietrze. Wyciągam się na krześle.
Steve wychyla swoje piwo w dwóch wielkich haustach. Jest takie
zimne, że aż bolą oczy.
 Steve, wiesz, co chciałbym zrobić, skoro i tak czekamy na
te zdjęcia?
Pytanie jest naturalnie czysto retoryczne, ale Steve zdaje siÄ™
niczego nie podejrzewać.
 Jak daleko jest stÄ…d do miejsca wypadku? MyÅ›lisz, że zdÄ…­
żymy pojechać tam i wrócić przed zamknięciem sklepu?
Steve długo patrzy na zegarek, potem wysącza ze szklanki
resztki piany.
 MoglibyÅ›my zdążyć, ale to byÅ‚oby na ostatniÄ… chwilÄ™. WÄ…t­
pię zresztą, żebyśmy coś tam znalezli. Dokładnie już posprzątali,
pokazywali to nawet w telewizji.
 Chciałbym zobaczyć, na co patrzyli w swoich ostatnich
chwilach. Myślę, że to mnie do nich zbliży.
Steve wstaje, zasuwa krzesło, kładzie pieniądze na stole.
Wychodzi z baru. Szybko dopijam piwo i wybiegam za nim
na ulicÄ™. Znowu zderzam siÄ™ z falÄ… gorÄ…ca.
Steve jedzie szybciej niż poprzednio, ale nie na tyle, żebym
się denerwował. Prawie nie rozmawiamy. Steve stale zerka na
zegarek.
 Zdążymy dojechać i wrócić, będziemy mieli jakieś dziesięć
minut, żeby rozejrzeć się na miejscu. Sam jeszcze tam nie byłem,
po prostu nie miałem już siły. Do wjazdu na 1-5 mamy dwadzieścia
kilometrów. PoÅ‚udniowa nitka jest rozkopana. PowinniÅ›my zdÄ…­
żyć.
Kiedy wjeżdżamy na północnÄ… nitkÄ™ autostrady miÄ™dzystano­
wej nr 5, wyglÄ…dam przez okno i zastanawiam siÄ™, co mogli wtedy
123
widzieć Kate, Bert albo dzieci. Mam też nadzieję, że się ze mną
jakoś skontaktują. Wprawdzie od wypadku minęły już cztery dni,
ale po raz pierwszy jestem tak blisko miejsca, w którym odeszli
z tego świata. Gazety podawały, że zdarzyło się to koło czwartej
po południu. Właśnie zbliża się czwarta.
Nie dzieje się jednak nic niezwykłego poza tym, że krajobraz
nosi na sobie piętno dziewiczości, jakby nigdy nie stanęła tutaj
ludzka stopa. Po mojej prawej stronie, na zasadniczo pÅ‚askim te­
renie widzę samotny, zgrabny pagórek. Kate musiała zwrócić na
to uwagę. Jako geolog z zamiłowania z pewnością potrafiłaby to
wytłumaczyć.
Na tym odcinku autostrada jest dwukierunkowa. W obie strony
pędzą olbrzymie ciężarówki i, biorąc pod uwagę tłok na drodze,
jadÄ… o wiele za szybko. Tutaj obowiÄ…zuje zakaz wyprzedzania.
Chłopcy będą musieli nadrobić stracony czas. Wkrótce samochody
jadÄ…ce na poÅ‚udnie wracajÄ… na swojÄ… nitkÄ™. Jeszcze pięć kilome­
trów i dojeżdżamy do miejsca wypadku. Steve zatrzymuje się na
poboczu. Wychodzimy na drgajÄ…ce od skwaru powietrze i rozglÄ…­
damy siÄ™. Nawierzchnia drogi jest czarna i popÄ™kana. Tylko po­
bieżnie przeglądałem gazety, które wczoraj wszyscy podtykali mi
pod nos, ale pamiętam, że pożar trwał kilka godzin. Zdaje się, że
z rozbitej ciężarówki wyciekła ropa, co w połączeniu z ładunkiem
trocin, który przewoziła, dało niezły zapłon. Na drodze znajduję
metalowÄ… pÅ‚ytkÄ™. CzyszczÄ™ jÄ…, to tabliczka firmowa Corvette. Mu­
simy uważać; samochody i ciężarówki śmigają obok nas  nikt
nie schodzi poniżej setki. Chyba niczego się nie nauczyli.
 Steve, lepiej siÄ™ stÄ…d zbierajmy. Mnie to wystarczy. Trudno
przewidzieć, kiedy zrobi siÄ™ korek i możemy nie zdążyć do foto­
grafa.
Wskakujemy wiÄ™c do samochodu i ruszamy na północ, konty­
nuujÄ…c podróż, której Kate, Bert, Dayiel i Mia mieli już nie za­
kończyć.
Kiedy zatrzymujemy siÄ™ przed sklepem fotograficznym, jest za
dziesięć szósta. Dziewczyny przynoszÄ… negatywy i odbitki kon­
taktowe. Dają nam także przeglądarkę i szkła powiększające. Tym
124
razem nie popełniliśmy błędów. Steve chce, żebym ja zdecydował,
z których zdjęć zamówimy duże odbitki. Nie jestem pewny, o co
dokładnie chodziło Bertowi, poza tym że fotografie miały pomóc
w walce z wypalaniem pól. Wybieram więc te, które najlepiej
pokazują, jak straszliwie zostały okaleczone ich ciała. Zdaję sobie
sprawę, że po pogrzebie fotografie będą jedynym dowodem. Za
dwa dni odbędzie się kremacja i, z punktu widzenia zwykłych
śmiertelników, ciała przestaną istnieć.
Wybieram dwadzieścia zdjęć. Resztę negatywów i próbnych
odbitek pakujÄ™ do osobnej torebki.
 Czy to zdjęcia ofiar środowej katastrofy na 1-5?
 Zgadza siÄ™.
Steve patrzy na mnie niepewny, czy powinniśmy im mówić.
 Jesteście z policji? Jak zdobyliście te zdjęcia? Nie mogłam
się powstrzymać, żeby ich nie obejrzeć. Są makabryczne.
 Nie jesteśmy z policji. Jestem ojcem tej kobiety i dziadkiem
dzieci. Mój przyjaciel jest bratem tego mężczyzny i wujkiem dzie­
ci. Zrobiliśmy te zdjęcia, żeby mieć po nich jakąś pamiątkę.
Dziewczyna patrzy na mnie nieufnie, sprawdzajÄ…c, czy sobie
z niej nie żartuję. Kiedy widzi, że nie, unosi ręce do ust.
 Co za potworna pamiątka! Nie rozumiem, jak mogliście to
zrobić. Właśnie mówiłam o tym koleżance, prawda, Diana?
 Cóż, nie było to łatwe, ale w końcu udało się. W pewnym
sensie musieliÅ›my to zrobić. Ile jestem winien za wszystko ra­
zem? Zwietna robota. Czy mógłbym prosić o jeden rachunek za
powiększenia, wywołanie filmów i próbne odbitki? Zapłacę od
razu. Po powiÄ™kszenia mój przyjaciel zgÅ‚osi siÄ™, kiedy bÄ™dÄ… go­
towe.
Dziewczyna notuje numery wybranych przeze mnie zdjęć.
Wszystko razem bÄ™dzie kosztowaÅ‚o prawie dwieÅ›cie dolarów. Wy­
ciÄ…gam z kieszeni dwa banknoty studolarowe. Zerka na nie podej­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates