Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- I otwory na grubsze ładunki w suficie - szef oświetlił strop latarką. - Tak, to typowy chodnik
minerski, nawet wymiary pasują do tego zdjęcia.
Wreszcie stanęliśmy przed solidnym murem blokującym chodnik w poprzek.
- Kuć, szefie? - zapytałem.
- Kuj - przykazał.
Cement pomiędzy cegłami okazał się wyjątkowo dobrej jakości. Wyłamałem pierwszą warstwę
cegieł, za nią znajdowała się jeszcze jedna. Podważałem je z trudem i zaraz zaczęły spadać po
drugiej stronie muru. Kułem z całych sił - powietrze wypełnił ceglany pył. Huk uderzeń niósł się
w głąb lochów, które odpowiadały echem. Poświeciłem latarką.
- To mi wygląda na starą piwnicę - powiedziałem. - Na podłodze widać jeszcze resztki węgla.
Pewnie jakieÅ› podziemne pomieszczenia wykorzystywane przez wojsko.
- Jesteśmy już dość daleko od fortu - zaprotestował Jacek. - Zwróćcie uwagę, że sufit tej
piwnicy jest odlany z betonu. Musiała powstać pózniej. Może w latach osiemdziesiątych
ubiegłego wieku?
Wyłamałem jeszcze kilka cegieł i mogliśmy wcisnąć się do środka.
- To pomieszczenie było wykorzystywane w latach międzywojennych - zauważył szef. -
Zobaczcie, jest żarówka na suficie i resztki instalacji elektrycznej.
W tym momencie żarówka rozbłysła jasnym światłem. W drzwiach piwnicy stanął groznie
wyglądający cięć, uzbrojony w kij baseballowy, a za nim ukazali się dwaj policjanci.
- Ha, ptaszki! - ryknął cięć. - Mam was nareszcie. Trzy lata na was poluję. Wy co za jedni?
- Paweł Daniec, Ministerstwo Kultury i Sztuki - przedstawiłem się i natychmiast dałem krok w
tył, aby znalezć się poza zasięgiem cieciowego kija.
Policjanci otaksowali nas spojrzeniem.
- Bzdury - rzekł jeden z nich.
Pociągnąłem nosem. Nasze ubrania przesiąkły nieprzyjemną wonią szlamu.
- Jakie Ministerstwo Kultury i Sztuki? - huknÄ…Å‚ ten z naszywkami komisarza. - Tak majÄ…
wyglądać naukowcy? Nie nabierzecie mnie.
- Nie wyglądamy na naukowców? - zdziwił się Pan Samochodzik.
- Tylko popatrzcie na siebie. Jesteście brudni, jakbyście siedzieli cały rok pod ziemią.
Złodziejskie narzędzia w łapach - wskazał z odrazą na mój łom. - Złodziejskie latarki - wskazał
"baterejkę" szefa. - Zalatuje od was, jakbyście się pół roku nie myli. I wy podajecie się za
przedstawicieli Ministerstwa Kultury i Sztuki?
- Mamy legitymacje służbowe - podałem swoją.
Gdy ją wręczałem policjant z odrazą patrzył na moją ubłoconą rękę.
- Trzeba ich zamknąć, panie władzo - powiedział przymilnie cięć. - O, jaki podkop, nawet
obudowali go cegłami - zajrzał do lochu. - A wszystko po to, żeby rabować konfitury lokatorom.
W zeszłym roku tu było pięć włamań. I wszystkie po konfitury.
- Jeszcze dzieciaka na naukę złodziejskiego fachu przyprowadzili - drugi policjant zauważył
Jacka. - Czy nowy kodeks przewiduje kary za demoralizacjÄ™ nieletnich?
- Oczywiście - odezwał się komisarz, który w słabym świetle żarówki usiłował odczytać moją
legitymacjÄ™. - WlepiÄ… im co najmniej po trzy lata. Chyba sÄ… recydywistami, zobacz jak bezczelnie
usiłują się wyłgać.
- Ale my naprawdę jesteśmy pracownikami Ministerstwa Kultury i Sztuki - zaprotestował szef.
- NazywajÄ… mnie Pan Samochodzik...
- Niezła ksywa - uśmiechnął się cięć. - Samochodziki też się z parkingów podprowadza, co?
- Pracownicy ministerstw nie chodzÄ… w kaloszach wypchanych szmatami - huknÄ…Å‚ na pana
Tomasza komisarz. - ZresztÄ… zaraz to sprawdzimy.
Wyjął z kieszeni telefon komórkowy i wystukał numer ministerstwa. Ktoś po chwili odebrał.
- Mówi komisarz Jan Puszczykiewicz - przedstawił się. - Mamy taką sprawę: wyciągnęliśmy z
podkopu takich dwu i nieletniego. Podają się za waszych pracowników. Jeden nazywa się Paweł
Daniec, a drugi użył ksywy Pan Samochodzik.
Słuchawka zagdakała z ożywieniem.
- Nie, niemożliwe - zaprotestował policjant słabym głosem. - Dać do telefonu?
Wręczył mi słuchawkę. W dyżurce siedział Sławek.
- Poznajesz mnie po głosie? - zapytałem.
- Jasne - odpowiedział. - Co to za szopka? Za co was zgarnęli1?
- Badaliśmy jeden korytarz i wlezliśmy lokatorom do piwnicy z konfiturami.
- Daj no tego stróża prawa - roześmiał się.
Po wymianie jeszcze kilku zdań komisarz przeprosił nas grzecznie za nieporozumienie.
Wróciliśmy we czwórkę po żelazną skrzynkę. Byli nawet tak mili, że zaprosili nas na komendę,
żebyśmy mogli ją otworzyć w ich warsztacie.
Tam już czekał ślusarz.
- O, ciężka sprawa - powiedział patrząc na skrzynkę. - Zawiasy zapiekło na amen.
- Trzeba będzie ostrożnie rozpiłować - zaproponowałem. - W środku może być Bóg wie co;
wyciągnęliśmy ją z tuneli minerskich.
- Czyli i wybuchnąć może - zafrasował się komisarz.
- Teoretycznie po tylu latach nie powinno - zauważył Pan Samochodzik.
- Teoretycznie nie powinno, a co roku dzieciaki giną od niewypałów - zrzędził ślusarz, ale
wreszcie wziął szlifierkę kątową i przeciął po zawiasach i wokoło wieka.
Podważył śrubokrętem. Wewnątrz skrzyni leżały krążki ciemnego metalu i coś w rodzaju
zardzewiałych szczypiec. Wyjąłem jeden krążek. Był bardzo ciężki. Zadrapałem go śrubokrętem.
Ołów.
- To chyba forma do lania kul - zauważył szef podnosząc szczypce.
- No to pudło - westchnąłem.
- Nie takie znów pudło - zaprotestował. - Muzeum Wojska Polskiego chętnie wzbogaci swoje
zbiory.
Zapakowaliśmy skrzynkę do samochodu.
- Stracony dzień - powiedziałem, gdy żegnaliśmy się koło ministerstwa.
- Może jutro pójdzie lepiej - westchnął.
Znieg przestał sypać, ale mróz wzmagał się. Właśnie dojeżdżałem do swojego bloku, gdy w
kieszeni zapikał mi telefon komórkowy.
- Daniec, słucham - rzuciłem w słuchawkę.
- To ja - usłyszałem głos Pana Samochodzika. - Zdrzemnij się ze cztery godziny i na drugą w
nocy bÄ…dz przed moim domem. Paszport masz?
- Mam, ale...
- Zabierz koniecznie ze sobÄ….
- DokÄ…d...
- Na siódmą rano musimy być w Gdyni. O dziewiątej wsiadamy na prom do Karlskrony.
- Panie Tomaszu...
- Dostałem właśnie bardzo interesujący telefon. Bilety kupimy na miejscu. Pamiętaj, druga w
nocy u mnie.
Usłyszałem piknięcie, gdy odkładał słuchawkę.
- Mógłby chociaż zapytać, czy nie boję się choroby morskiej - westchnąłem.
Wiatr zachichotał i dmuchnął mi w twarz śniegiem.
ROZDZIAA SZÓSTY
TCHNIENIE SZWEDZKIEJ ZIMY " SHERLOCK HOLMES I JEGO
NOWE PRZYGODY " OPOWIEZ PANA JABAOCSKIEGO " GDZIE
MIEZCI SI SKRYTKA " GEORGIJ, PAWEA I SIERGIEJ
Jacek, ku swojemu żalowi, musiał zostać w Warszawie, nie miał bowiem paszportu. Podróż
upływała mam w milej atmosferze, na promie byliśmy prawie sami. Tylko silny wiatr i
wzburzone morze zniechęcały do spacerów po pokładzie. Wreszcie prom dobił do brzegu.
Przeszliśmy przez długi kryty trap i weszliśmy do budynku, gdzie sprawnie poddano nas kontroli
celnej i paszportowej.
- Szwecja - mruknął szef rozglądając się po jasno oświetlonym pomieszczeniu. - To dziwne, ale
jakoś nigdy jeszcze tu nie byłem.
- Trzeba się dostać do centrum miasta - przypomniałem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates