[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zmęczeni, zwłaszcza że na zewnątrz panował upał. Po długiej podróży samochodem mieli jednak ochotę wyjść i pograć w parku w piłkę. Ale było już pózne popołudnie, musieliśmy zjeść wieczorny posiłek i odpocząć. Następnego dnia czekało nas wiele nowych zadań. 126 Po kolacji umyłam chłopców pod prysznicem, po czym ubrali się w piżamy. Wyjrzeliśmy przez okno na to dziwne miasto. Do naszych uszu dobiegł azan* z pobliskiego meczetu, wzywający ludzi do modlitwy. Była to zakurzona i ponura część miasta. Naprzeciw naszego hotelu stały zaniedbane domy mieszkalne.^Okolica sprawiała wrażenie przygnębiającej, a mnie udzielił się ten nastrój. Nasz hotel nie przypominał Marriotta ani innych hoteli wysokiej klasy, do których byłam przyzwyczajona, co też nie poprawiało mi humoru. Damaszek wypełniał różnokolorowy tłum. W pewnej chwili przyszło mi do głowy pytanie: Co ja tu w ogóle robię?". Położyłam się do łóżka, przytuliłam do chłopców i usnęłam. Dobrze spaliśmy tej nocy. Następnego ranka, około szóstej, obudziło mnie dobiegające z pobliskiego minaretu wezwanie do modlitwy. Uświadomiłam sobie wówczas, że jestem teraz w innej części świata. Chłopcy nie mogli w to uwierzyć. Wyskoczyli z łóżek, bardzo tym podnieceni. W kilka minut byliśmy już na dole, gdzie czekały na nas Monika i Michelle, po czym udaliśmy się na miejscowy posterunek policji. Zastaliśmy tam na służbie młodego policjanta z Aleppo. Okazał się niezwykle przyjazny. Powiedziałam mu, że mój mąż i dzieci zaginęły, wobec tego chciałabym, aby zarejestrowano ich jako osoby poszukiwane. Być może, ktoś mógłby ich zobaczyć - przecież nigdy nic nie wiadomo. Policjant okazał dużą pomoc. Powiedział, bym się nie martwiła, i że zrobią wszystko, co w ich mocy, aby odnalezć moją rodzinę. Chociaż nie sądziłam, by byli w stanie cokolwiek zrobić, jego przyjazna twarz dodawała mi otuchy. Czułam wdzięczność za życzliwość, jaką mi okazał. Teraz trzeba było zająć się uzyskaniem wizy do Iraku. Skierowaliśmy zatem kroki do irackiej ambasady. Uprzedziłam chłopców, że jeżeli ktokolwiek ich zapyta, mają powiedzieć, iż byliśmy z Mahmudem na wakacjach i w jakiś sposób się pogubiliśmy. Zabawny był fakt, że iracka ambasada stała naprzeciwko amerykańskiej. Kilkaset kilometrów stąd jeden kraj zadawał drugiemu ciężkie ciosy, nieustannie go bombardując. Tymczasem w Damaszku obie ambasady były otwarte i wzajemnie tolerowały swoje istnienie. Były usytuowane naprzeciw siebie i można było załatwiać w nich różne sprawy, jakby nic się nie zmieniło w stosunkach między obu krajami. Zwróciło moją uwagę, że na zewnątrz kręciło się wielu członków ochrony. W ambasadzie panował chaos. Kłębiło się tu mnóstwo ludzi, którzy chcieli otrzymać wizy lub uzyskać informacje o krewnych. Mężczyzni 'Wezwanie do modlitwy, śpiewnie recytowane przez muezina z minaretu pięć razy dziennie. 127 siedzieli po jednej stronie, a kobiety po drugiej. Na zewnątrz dzieci w szkolnych mundurkach demonstrowały przeciwko Amerykanom. To było szaleństwo: świat w stanie wrzenia. Zupełnie upadłam na duchu. Kiedy pomyślałam o tysiącach ludzi uwikłanych w konsekwencje wojny, wysiedlonych ze swoich domów, nie mogłam sobie wyobrazić, jakim sposobem zdołam odnalezć moje dzieci. Udałam się do ambasady z brytyjskim paszportem. Irakijczycy nienawidzili Brytyjczyków z powodu ich zaangażowania w wojnę, toteż sądziłam, że nie mam żadnych szans. W końcu wyszedł do mnie sekretarz ambasady. Miał na imię Tahir i okazał się uroczym człowiekiem. Mierzył około stu siedemdziesięciu centymetrów, był łysy i nosił okulary od Cartiera w złotych oprawkach. Był ubrany w garnitur i krawat. Myślę, że od razu mnie polubił. Zaczęłam z nim trochę flirtować i często się uśmiechałam. W trakcie moich poprzednich misji zauważyłam, że ilekroć udawało mi się pozyskać przychylność mężczyzn w tej części świata, życie stawało się znacznie łatwiejsze. Zamówił soki dla dzieci i herbatę dla nas, a następnie zaprosił do swego gabinetu, posadził i zapytał, co może dla mnie zrobić. Powiedziałam, że straciłam męża. Sądził, że mój małżonek zmarł, toteż złożył mi kondolencje. Wyjaśniłam, że zagubiłam go w ulicznym tłumie, co uznał za zabawne, biorąc pod uwagę, iż opacznie zrozumiał moje słowa. Zapytał, czy mąż przebywa obecnie w Iraku. Niestety nie wiem - odparłam - i dlatego właśnie tu jestem". Chciałam w ten sposób sprawdzić, czy Mahmud przyszedł do ambasady po wizę. Urzędnik nie podejrzewał, że ojciec porwał dzieci, ponieważ towarzyszyło mi dwoje pozostałych. Który mężczyzna zabrałby młodsze dzieci, zostawiając starsze? Mahmud jednak świadomie wybrał młodszą dwójkę. Tylko one mogły ulec jego namowom, by wyjechać z kraju bez matki. Marlon i Chalid zadawaliby zbyt wiele niewygodnych pytań. Poprosiłam pana Tahira o wizy, ponieważ, jak zapewniałam, pragnęłam możliwie szybko sprawdzić, czy mój mąż dotarł już do naszej rodziny w Iraku. Stwierdził, że muszę w tej sprawie spotkać się z ambasadorem, i wyszedł z gabinetu. Kiedy wrócił, poprosił, żebym z nim poszła. Ambasador był niskim, przysadzistym mężczyzną. Nosił wąsy i okulary. Sprawiał wrażenie bardzo miłego człowieka. Zapytał, czy mówię po arab-sku, na co odpowiedziałam twierdząco. Chciał się dowiedzieć, dlaczego nalegam na wyjazd do Iraku. Powiedziałam mu, że jestem Irakijką, podobnie jak mój mąż, i chcielibyśmy być znowu razem. Wyjaśniłam też, że kiedy się zgubiliśmy, Mahmud zapewne pojechał do swojej matki, gdyż 128 był to cel naszej wspólnej podróży. Nie wie m, czy uwierzył w tę historię, ale jako dżentelmen nie chciał mnie wypytywać. Zaczął nam opowiadać o trudnej i niebezpiecznej sytuacji w Iraku Zaznaczył również, że nie będę mogła otrzymać wizy tego samego dnia W odpowiedzi stwierdziłam, że nie potrzebuję jej aż tak pilnie. Na razie zamierzałam rozejrzeć się za mężem i dziećmi w Syrii, a dopiero potem chciałabym pojechać do Iraku. Ambasador zapytał mnie również czy między mną a mężem były jakieś problemy. Roześmiałam się, jakb) powiedział coś zupełnie niedorzecznego. - Pomiędzy mną a Mahmudem? Oczywiście, że nie. Jesteśmy już dłu go małżeństwem i nie ma między nami nieporozumień. Przemyślał moje słowa i oświadczył: - Zgoda. Wydamy wizę dla pani i dzieci, Zapytałam o wizę dla Michelle, która nam towarzyszyła. Monika cze kała na zewnątrz ze względu na swoje blond włosy i amerykański pasz port. - Nie, obawiam się, że to niemożliwe - powiedział. Gdy spytałam o powód odmowy, odparł, że mogłaby pojechać jedy nie w charakterze ludzkiej tarczy". Było to jiednoznaczne z brakiem zgo dy na wydanie normalnej wizy. Był gotów zaaprobować jej wjazd do Ira ku tylko pod warunkiem, że przyłączy się do jednego z oficjalnycl konwojów pacyfistów z Zachodu, czyli ludzkich tarcz", jak pisane o nich w prasie. Nie miałyśmy zamiaru zgodzić się na tego typu propozycję, chocia: Michelle powiedziała, że gdyby zaszła taka potrzeba, byłaby gotowa t( zrobić. Właśnie dlatego kochałam ludzi z Shine, za pozytywne myślenie podejmowali różne działania z godnym podziwu poświęceniem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|