Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Pan coś wie i nie chce powiedzieć  przerwała mi. Jeszcze chwila i pani Radwanowa
wyciśnie ze mnie obietnicę raju.
 Wierzę w to, a to nie to samo, co wiem  sparowałem jej natarcie, bo robiło się zbyt
optymistycznie.
 A już miałam nadzieję...  uspokoiła się, choć nadal drżały jej dłonie.
 Musi pani nagrać rozmowy męża  poleciłem, nie tracąc czasu.  Dam pani trzy
małe dyktafony. Proszę zostawiać je w pokojach, gdzie przebywa pan Radwan.
 A jak je zobaczy?  Pani Radwanowa miała głowę nie od parady. Jej ręce
obejmowały w tym momencie kubek i prawie się nie poruszały. Na własne oczy zobaczyłem
przykład narodzin stalowych nerwów po wypiciu kawy.
 Dyktafony proszę przykrywać kartką, gazetą albo serwetką  kontynuowałem.  W
razie wpadki niech się pani nie przyznaje, że to pani sprzęt. Musimy zaryzykować, bo inaczej
Nana z tego nie wyjdzie.
 Spróbuję  zgodziła się, a jej usta wpiły się w kubek z kawą. Niezłe miała ssanie jak
na fałszywą kalekę. Po chwili wstała, wyrzuciła naczynko i wzięła z krzesła torebkę, do której
wsunÄ…Å‚em dyktafony. Idz, babuniu, idz szybko do domu i nagraj, co trzeba, bo robiÄ™ siÄ™
niecierpliwy.
ROZDZIAA 21
Trzy dni pózniej, kiedy za oknami pojawił się pierwszy śnieg, sytuacja skomplikowała się
bardziej, niż przed drugą wojną światową. Wstałem właśnie z łóżka po udanym pocałunku z
Susan, gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Byliśmy w moim mieszkaniu, zatem
pofatygowałem się osobiście do wejścia. Nie muszę podkreślać, że narzuciłem na siebie
szlafrok. Najciszej jak umiałem, podkradłem się do drzwi i zerknąłem przez wizjer. Walewski
kiwał mi ręką w twarz, jakby wiedział, że właśnie go oglądam. Otworzyłem z irytacją.
Instynkt podpowiadał mi, że dobrze zrobiłem. Mój współpracownik wszedł do środka,
mruknąwszy na powitanie coś, co przypominało warknięcie bulteriera. Od razu zagłębił się w
moim ulubionym fotelu i sięgnął po papierosy. Dopiero kiedy zobaczył ruch mojego palca
wskazującego, schował paczkę do kieszeni kurtki. Czapkę z daszkiem położył na stoliku i
wymownie popatrzył na drzwi mojej sypialni. Chyba zwąchał płeć przeciwną, bo z uznaniem
pokiwał głową.
 Coś się stało?  przerwałem milczenie. Zanosiło się, że facet zostanie do obiadu.
 Radwan dostał napisany na komputerze list od porywacza  odpowiedział Walewski.
 Do aresztu, żeby było jasne. Gnój żąda miliona euro za uwolnienie dziewczyny.
 Namierzyli go?
 List?  Było to pytanie z gatunku:  czy ja wyglądam na idiotę . No i kłaniał się w
pas pan Alzheimer.
 Nie, porywacza  wyjaśniłem cierpliwie.
 Nic nie mają  westchnął.  Radwana właśnie wypuścili. Ma dostarczyć pieniądze
jutro o osiemnastej.
 Gdzie?
 Tamten zadzwoni i mu powie  odpowiedział Walewski. Woda z jego butów
spływała wprost na mój puszysty jasny dywan, a pieniędzy na pralnię jak nie widziałem, tak
nie widziałem.
 Policja kogoś podejrzewa?  zapytałem na wszelki wypadek. Walewski pokręcił
przecząco głową. Cały czas łypał na drzwi mojej sypialni. Niby nic, a wyczuwało się w
powietrzu hormony. Stałem koło okna, oparty o parapet i grzałem sobie siedzenie
kaloryferem. Wtedy Walewski odebrał telefon, po którym w ciągu kilku minut znalezliśmy
się w moim subaru. Zadzwonił jeden z policjantów i nieoficjalnie poinformował, że są na
tropie porywacza. Oniemiałem. Takie przełomy w śledztwie znałem do tej pory tylko z
filmów. Jednak sprawy nie zbagatelizowałem. Okazało się, że właśnie szykowano obławę w
okolicach Złotych Tarasów  do akcji wkraczało kilkunastu tajniaków. Porywacz zadzwonił i
kazał dostarczyć pieniądze do jednego ze sklepów. Podał nawet nazwisko sprzedawcy.
Gotówka miała być dostarczona w metalowej walizce z szyfrowym zamkiem. Kazał też
Radwanowi natychmiast oddzwonić z telefonu stacjonarnego najbliższego sąsiada i osobiście
potwierdzić, że wszystko jest jasne. Najwyrazniej chciał przeczołgać tatusia.
Zaparkowałem przed Pałacem Kultury, płacąc za tę przyjemność sporą forsę.
Dochodziła dziesiąta, a ja jeszcze nie jadłem śniadania, co w moim wieku nie powinno się
zdarzyć. Szedłem za Walewskim, a moje nozdrza atakował zatęchły zapach jego kurtki. On
chyba nic nie czuł. Obejrzeliśmy sobie sklep, w którym Radwan miał zostawić pieniądze, po
czym rozstaliśmy się na mniej więcej godzinę. Ja poszedłem na górę zjeść śniadanie w
jednym z barków, a mój współpracownik został, żeby obserwować sklep. Wyglądało na to, że
dobry policjant był po śniadaniu niezależnie od pory dnia.
Podgrzana bułka z serem i kawa ze śmietanką uspokoiły mnie. Zjadłem i
obserwowałem mijających mnie ludzi. Niektórzy dopiero zapowiadali się na obywateli
świadomych dziedzictwa narodowego, a inni najwyrazniej chcieli trafić kiedyś do więzienia,
bo ubierali się za drogo i za wesoło, co nie podobało się urzędnikom państwowym.
Zastanawiałem się, w jaki sposób porywacz zamierzał odebrać okup i zniknąć. Od czasu do
czasu wydawało mi się, że rozpoznaję policyjnych tajniaków, ale pewności nie miałem.
Klienci też chyba niczego nie zauważyli, bo szli przed siebie z wysoko podniesionymi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates