|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cer nazywał rodziną. Stephen Cassidy nareszcie skończył i natychmiast znów się znalazł przybokuLili. Eli ruszył wkierunkudrzwi i omal się nie zderzył z WalkeremAshtonem. - Czynaprawdę się spodziewałeś, żecoś ci zapisze?- spy- tał Walker, zagradzając mu drogę. Eli starał się panować nadsobą i swoimi pięściami. - Jesteś teraz właścicielemakcji przedsiębiorstwa moje- go dziadka - powiedział z goryczą, wkładając ręce do kie- szeni. - Należały do mojego stryja - odparował Walker - a on przekazał je mnie. Oile dobrze się orientuję, twój dziadek zapisał wtestamencieakcje Ashton-Lattimer Spencerowi. - Ufał mu i nie zdawał sobie sprawy z tego, jaki z niego sprytnyoszust. - Twój dziadek zostawił wszystko Spencerowi, bo chciał, żebyontomiał, a nietwojamatka- przypomniał Walker. Eli obrócił się, czując, że jeśli odległość międzynimi na- tychmiast się nie zwiększy, skończy się na uderzeniu. Zale- dwiezrobił dwa kroki, zobaczył Trace'a Ashtona rozmawia- jącegoz jedną z sióstr. - Musisz opuścić naszdom- powiedział Trace. - Nieby- łeś tumile widzianyza życia Spencera i nic się nie zmieniło janessa+anula us o l a d - n a c s 49 po jego śmierci. Gdyby tu był, sam by cię wyrzucił, bo twoja obecność denerwuje moją matkę. Eli znówzacisnął pięści. - Totwojaposiadłość, alewiesz, żeSpencer ukradł ją mo- jej matce. Kiedyś towszystkonależałodomojegodziadka. - Mój ojciecniczegonieukradł. Wszystkozostałomupo- darowane. Wracaj doswojej małej winniczki. - Mała czy nie mała, ale jest to wyśmienita winnica. Wkażdymkonkursiewygrywamyz waszymi winami. - Wynoś się stąd, Eli, zanimcię wyrzucę. - Nie bój się, właśnie wychodziłem. Oniczyminnymnie marzę - wykrztusił Eli przez zęby i przeszedł obok Trace'a. Walczył zesobą, żebynieuderzyć młodszegoAshtona. Wyszedł z biblioteki i skierował się dowyjścia. Zatrzymał się podrodze, jakby oczekując, że Trace Ashtonwyjdzie za nim. Miałby okazję dać upust swojej wściekłości i uderzyć go, ale nie chciał być pierwszy. Gdyobrócił się przezramię, stanął jakwryty. Czytotylko złudzenie, czynaprawdę zobaczył Larę znikającą wdrzwiach holu? Ruszył z powrotem. Kobieta ubrana była wmundurek pokojówki. Przypomniał sobie, że gdyodezwała się doniego poraz pierwszyna werandzie podczas przyjęcia popogrze- bie, zapytała, czycoś mupodać. Mógł się domyślić, alewte- dybyła inaczej ubrana. Stanął wotwartychdrzwiachjadalni. Prawie nie zauwa- żył długiego, wypolerowanego stołu, krzeseł wokół niego i kryształowego żyrandola. Widział jedynieLarę. Ustawiałanakredensiesrebrną zastawę doherbaty. Ubra- na była wczarny mundurek z białymfartuszkiem. Gęste janessa+anula us o l a d - n a c s 50 włosymiałaspiętewwęzeł ztyługłowy, alenawet wtej fry- zurze, mundurkui sznurowanychpółbutachwywierałana nimtakiewrażenie, żepoczuł przyspieszonypuls. Wszedł dojadalni i zamknął zasobą drzwi. janessa+anula us o l a d - n a c s 51 ROZDZIAA PITY Lara obróciła się, gdy usłyszała skrzypnięcie zamykanych drzwi. Stanęła jakwrytana widokEliegoAshtona. - Coturobisz? - Szukamcię - odpowiedział, podchodząc do niej zwin- nymkrokiempantery. - Chociaż dałaś mi wyraznie dozro- zumienia, że nie chcesz mnie więcej widzieć. Uniosłagłowę. Był taki przystojnyi atrakcyjny, jakgoza- pamiętała. - Toznaczy, chciałamzapytać, dlaczegojesteś wtymdo- mu? - Było odczytanie testamentu - wyjaśnił, a wjego głosie brzmiała jeszcze wściekłość. - Oczywiście!-wykrzyknęła, czującsię niewyraznie. Jakoś nigdyniepomyślała, żeEli mógłbyzostać uwzględ- niony wtestamencie. Podchodził bliżej, a jej serce biło co- raz mocniej. Zatrzymał się zaledwie kilka centymetrówod niej. Po- czuła znajomyzapachwody pogoleniu. Wyglądał obłędnie wgranatowymgarniturze. - Uciekłaś odemnie. - Zorientowałamsię, żejesteś Ashtonem. Towystarczają- janessa+anula us o l a d - n a c s 52 cy powód. - Była zła na swoją emocjonalną reakcję, ale nie mogłasię powstrzymać. - Jesteś synemSpencera. - Nie porównuj mnie do niego. Jestemzupełnie inny niż tendrań - odparował i domyśliła się, żejest wściekłyna ro- dzinę Lili. - Jesteś jegosynem. Wyglądaszjakon, zachowujeszsię... - Nie mówtego - przestrzegł i położył rękę na jej ramie- niu. - Nie jestemtaki jak on. Mamnadzieję, że nie jestem doniego podobny. - Zielone oczy. Wszyscy Ashtonowie mają zielone oczy - powiedziała. - Niechcę mieć z nimi nic wspólnego. - Przy- pomniała sobieSpencera i jegoobłapujące łapska. - Jednakwidzę, żemaszsporowspólnego, skorotupracu- jesz i mieszkasz. Tojest wolnykraj, jest wiele innychmiejsc pracy, a tywybrałaś to. - Dorastałamtutaj, bomoja mama jest tugospodynią. Zo- stałamze względu na nią. - Szukałemcię - powiedział Eli. - Nigdy bymnie wpadł na to, żebyszukać tutaj. Wiesz, żejestemEli Ashton. Akim tyjesteś? Jaksię nazywasz? - Hunter - odpowiedziała, starając się nie pożerać go wzrokiem. - Awięc, LaroHunter, mamzamiar poznać cię znacznie lepiej. - Dlaczego chcesz to zrobić? Jesteśmy jak ogień i woda. Jednozniszczy drugie. - Lepiej byłobytonazwać ogień i dynamit - poprawił ła- godnymjuż tonem. - Chemia, jaka zadziałała międzynami, była niepowtarzalna. janessa+anula us o l a d - n a c s 53 - Mówisz tylko o seksie. - Cholerniebezpośrednio. Kochaniesię ztobą byłonie- zwykłe.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|