[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cóż robić! Fiodora mówi, że to jeszcze nie jest żadne nieszczęście, że może- my tymczasem pozostać na tym samym mieszkaniu, że nawet gdybyśmy się wyprowadziły, to by wszyscy gadali, wzięli nas na języki, w dodatku zaś i tak nas znajdą, jeśli zechcą. A jednak niedobrze, że tu zostaję teraz. Gdyby mi nie było tak smutno, napisałabym coś panu. Jaki pan masz dziwny charakter, Makary Aleksiejewiczu! Zanadto wszyst- ko bierzesz do serca, przez to będziesz zawsze najnieszczęśliwszym człowie- kiem. Czytam wszystkie pańskie listy z uwagą i widzę, że w każdym liście męczysz się z mego powodu i że troszczysz się o mnie tak, jak nigdy się nie troszczyłeś o siebie. Naturalnie każdy powie, że pan masz dobre serce, ale ja powiem, że zbyt dobre. Makary Aleksiejewiczu, daję panu przyjacielską radę. Jestem panu wdzięczna, bardzo wdzięczna za wszystko, coś pan dla mnie zro- bił, odczuwam to całym sercem; proszę teraz osądzić, jak ja muszę się czuć, gdy widzę, że i teraz, po tym wszystkim, coś pan wycierpiał a czego - 76 - byłam mimowolną przyczyną kiedy widzę, że i teraz żyje pan tylko tym, czym i ja żyję: moimi radościami, moimi zmartwieniami, moim sercem! Jeże- li się tak mocno bierze wszystkie cudze sprawy do serca, tak mocno współ- czuje wszystkiemu, doprawdy jest z czego być najnieszczęśliwszym człowie- kiem. Przestraszyłam się dzisiaj spojrzawszy na pana, gdyś zaszedł do mnie po biurze. Byłeś pan taki blady, zrozpaczony, wyglądałeś jak cień a to wszystko dlatego że bał się pan opowiedzieć mi o swoim niepowodzeniu, żeś bał się przestraszyć mnie i zmartwić, gdy zaś ujrzałeś, że ja omal się nie roze- śmiałam, to kamień spadł panu z serca. Makary Aleksiejewiczu, proszę się nie smucić, nie wpadać w rozpacz proszę być rozsądniejszy. Błagam pana o to, zaklinam! Zobaczysz pan, że wszystko będzie dobrze, wszystko zmieni się na lepsze, a panu trudno będzie żyć martwiąc się ciągle i bolejąc nad cudzym bólem. %7łegnaj mi, przyjacielu; błagam, niech pan się o mnie zbytnio nie niepokoi. W. D. 5 sierpnia Ptaszyno moja, Wareńko! Jak to dobrze, aniołeczku mój, jak to dobrze! A więc zdecydowała pani, iż to nie jest żadne nieszczęście, że nie mogłem zdobyć pieniędzy. To dobrze, co się pani tyczy, jestem spokojny i szczęśliwy. Jestem nawet kontent, że nie porzucasz mnie, starca, że pozostajesz w tym samym mieszkaniu. A gdyby tak całą prawdę rzec, to powiem, że serce moje napełniło się radością, kiedy zobaczyłem, że pani tak ładnie napisała o mnie w swym liście i oddała moim uczuciom należną im pochwałę. Nie mówię tego z pychy, ale dlatego że widzę, jak mnie pani lubi, jeżeli tak się o mnie troszczy, a zresztą, co tam teraz mówić o mnie, o moim sercu! Serce swoją drogą, ale oto każe mi pani, serdeńko, żebym nie był małego ducha. Tak, aniele, wiem sam, że nie wolno być małodusznym, ale swoją drogą, niechże pani sama powie, w jakich ja butach pójdę jutro do zajęcia? Ot co, serdeńko; przecież od jednej takiej myśli można skonać. A najważniejsze, moja droga, że się dręczę nie z powo- du siebie; mnie tam wszystko jedno, mogę podczas trzaskającego mrozu cho- - 77 - dzić bez butów i płaszcza, wszystko przecierpię, wszystko zniosę; ja to nic, jestem prostym, nic nie znaczącym człowiekiem ale co na to ludzie powie- dzą? Co powiedzą moi wrogowie, co powiedzą te wszystkie złe języki, kiedy wyjdę bez płaszcza? Przecież to właściwie dla ludzi nosi się płaszcz i buty. W danym wypadku buty są mi potrzebne, duszyczko moja, dla podtrzymania mego honoru, mego dobrego imienia w dziurawych trzewikach traci się jedno i drugie, proszę mi wierzyć, serdeńko, proszę wierzyć memu wielolet- niemu doświadczeniu, proszę słuchać mnie, starego, znającego świat i ludzi, a nie jakichś tam pisarczyków i bazgrołów. Nie opowiedziałem jeszcze pani szczegółowo, co to dziś było naprawdę, co dziś zniosłem. A tyle dziś przecierpiałem, tyle zniosłem w jeden ranek, że ktoś inny przez cały rok tyle nie zniesie. Było to tak: poszedłem do niego raniutko, żeby go zastać, no i żeby nie spóznić się do biura. Dziś był taki deszcz, taka chlapanina. Zawinąłem się w płaszcz, ptaszyno moja, idę, a cią- gle myślę: przebacz mi, Boże, moje grzechy, a daj spełnienie życzeń. Przesze- dłem koło ...skiej cerkwi, przeżegnałem się, ukorzyłem za grzechy i wspo- mniałem sobie, iż niegodna to sprawa z Panem Bogiem zawierać umowy. Zagłębiłem się w sobie. Nie chciało mi się na nic patrzeć i tak poszedłem naprzód, nie patrząc drogi. Ulice były puste, a jak się kogo spotkało, to każdy taki zajęty, gniewny, zatroskany, i nic dziwnego, tak rano i na taką pogodę kto by tam chodził na spacer. Zrównała się ze mną gromada usmarowanych robotników, chłopiska zepchnęły mnie! Napadła mnie nieśmiałość i strach; o tych pieniądzach, to, prawdę mówiąc, nie chciało mi się nawet myśleć albo, albo! Przy samym Woskresieńskim moście odpadła mi podeszwa, tak że sam już nie wiem, na czym poszedłem dalej. A tu jeszcze spotkałem się z na- szym pisarzem Jermołajewem, wyprężył się, stanął, wodzi za mną oczyma, zupełnie jakby prosił o wódkę. Ech, braciszku, pomyślałem, co za wódka, jaka tam wódka! Zmęczyłem się strasznie, stanąłem, odpocząłem trochę i po- wlokłem się dalej. Rozglądałem się umyślnie za czymś, do czego można by się przyczepić myślami, rozerwać się, nabrać otuchy, ale nie, do niczego nie mogłem przyczepić myśli w dodatku zabłociłem się tak, że aż samemu zrobiło mi się wstyd. W końcu zobaczyłem z daleka żółty, drewniany dom z pięterkiem, w rodzaju belwederu. No tak, myślę, to jest tak, jak właśnie mówił Jemelian Iwanowicz, dom Markowa. (To ten sam Markow, złociutka, który pożycza na procent). Straciłem głowę, wiedziałem przecież, że to dom - 78 - Markowa, a pomimo to zapytałem budnika: czyj to, bracie, dom; a budnik, okropny grubianin, odpowiada jak z łaski, jakby się na kogo gniewał, cedzi słowa przez zęby, ale jednak mówi, że to dom Markowa. Wszyscy ci budnicy są tacy niedelikatni, ale co mnie obchodzi budnik? A jednak wrażenie było bolesne i nieprzyjemne; słowem, jedno z drugim, we wszystkim znajdzie człowiek podobieństwo do swego położenia, tak zawsze bywa. Przeszedłem się trzy razy po ulicy koło domu, ale im więcej chodzę, tym gorzej ze mną. Nie, myślę sobie, nie pożyczy! Nie zna mnie, sprawa jest drażliwa, nie mam
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|