Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zejściu na lotnisko całuje ziemię kraju, do którego przybywa. Jesienią 1994 roku powtórzyło
się to w Chorwacji. Ponieważ jednak Wojtyła po operacji biodra ma trudności w chodzeniu,
kazał sobie ziemię chorwacką podać do ucałowania na półmisku. No i dobrze. Mniej
stosowny natomiast był niczym nie usprawiedliwiony gest podnoszących mu to naczynie.
Uklękli oni przed Papieżem na ziemi. W gruncie rzeczy można by sądzić, że po tylu
stuleciach całowania w stopę i klękania, jakie nieludzki protokół narzucał ludziom
zbliżającym się do namiestnika Chrystusa, warto wprowadzić nieco człowieczeństwa tam,
gdzie w kółko prawi się o ludzkiej godności... Z tego punktu widzenia ów gest padania na
kolana mocniej podziałał niż gest całowania ziemi. Na niekorzyść Papieża.
On zaś w 1980 roku w Brazylii powiedział o swym nawyku: "Stało się to nie bez
wielkiego i głębokiego wzruszenia, gdy poprzednio ucałowałem dobrą i szlachetną ziemię
brazylijską. Ten gest, powtórzony już trzynaście razy - tyle krajów miałem dotąd szczęście
odwiedzić jako papież - wykonałem tak ciepło i spontanicznie, jakbym robił to po raz
pierwszy, więc z poruszeniem ducha, jakie czuje się za pierwszym razem." O spontaniczności
gestu po setnym powtórzeniu już nie ma co gadać, tym bardziej zaś o spontaniczności tekstu,
jaki wygłosił. Stanowi on przykład tej kurialnej mowy przesadnego gestu, który Jan Paweł II
też wyraznie przekłada nad inne.
Także i redundancja mowy, której środki nie przekazują słuchaczowi żadnych
dodatkowych informacji, a tylko potwierdzają te, które już wygłoszono, da się wykazać na
cytowanym przykładzie. Tak nieduży tekst już mieści w sobie aż dwa wspomagające się
zdwojenia. Wzruszenie, o którym Papież zapewnia, jest "wielkie i głębokie", a ziemia
brazylijska, której ono dotyczy, jest "dobra i szlachetna".
Takie niedociągnięcia, kryjące za pompatyczną fasadą wewnętrzną niepewność,
powtarzają się raz po raz w wypowiedziach Wojtyły. Mówi się jednym tchem o miłości i
oddaniu, ofierze i rezygnacji, o wzniosłości i wysokości, zalążku i początku, łatwości i
wygodzie... i tak dalej. Rzucają się w oczy zbędne, albo nawet fałszywe przymiotniki, to
niejasno pomyślane, to znów przesadne, tkliwe, nieprawdziwe czy po prostu bezmyślnie
użyte: choćby Brazylia jest w tym samym zdaniu "ukochana, olbrzymia i przepiękna",
rzeczywistość wiary okazuje się "cudowna, zaskakująca i pocieszająca", wiara Polaków to
"żywa, pulsująca rzeczywistość", oni sami zaś stanowią gromadę przepełnioną "falującym,
spokojnym, rozmodlonym wyczekiwaniem".
Czyżby w tym wielosłowiu przejawiało się odkrycie Wojtyły, że ostatnio "wartość
języka metaforycznego i symbolicznego" (PPN 45) doczekała się znów uznania?
Podobnie naciągnięte wydają się liczne superlatywy, rozsiane po wypowiedziach
Wojtyły. Zaliczają się one widać do repertuaru niepewności. Na kilku stronach z paroma
wystÄ…pieniami w Brazylii z lipca 1980 roku rzucajÄ… siÄ™ w oczy kolejno: "najskrajniejsza
wrażliwość" na świadczone mu zaszczyty, zobowiązanie Kościoła do "nieustannego"
głoszenia młodym posłannictwa "najpełniejszego" wyzwolenia, i to w "absolutnej" wierności
Ewangelii, "przeogromna" miłość Papieża do młodzieży, której "przenigdy nie zapomni" i do
której "największą tęsknotę" zabierze ze sobą do Watykanu, jak również opis święceń
kapłańskich jako "najpiękniejszej" karty w dziejach istnienia i "najwyższego" momentu w
korzystaniu z wolności.
Deklaracje najwyższej, najpiękniejszej i największej całkowitości przeciążają
słuchacza i odbierają mu chęć dalszego słuchania. Nikt nie mógłby żyć bez ustanku tylko
najwyższymi osiągnięciami, wysłuchując najdobitniejszych, jak to możliwe, wezwań do
bezgranicznie najświetniejszego żywota. Jan Paweł II zle się przysługuje sobie i swemu
urzędowi, kiedy używa tak mocnych stów jak "preferencyjny wybór", co znaczy dwa razy to
samo, albo nie może się powstrzymać od określeń w rodzaju "czcigodni ojcowie" (o
biskupach), dla dzisiejszego człowieka już najzupełniej pustych.
To samo dotyczy nic nie znaczących ozdobników. O Brazylii powiedział, że jest to
"kraj narodzony w cieniu krzyża" i obecnie "rozgorzały w tysiącu mniej czy bardziej
dopuszczalnych rodzajów namiętności", nie mówiąc o tym nic konkretnego.
Dla teologów zdanie, że "Chrystus nosi w sobie cały wewnętrzny świat Bóstwa, całą
Tajemnicę Trynitarną, a zarazem tajemnicę życia w czasie i nieśmiertelności" (PPN 50 i
nast.), może nie brzmi nazbyt tajemniczo, ale nie wyobrażam sobie, ażeby ten najnowszy
światowy bestseller miał się zwracać wyłącznie do teologów.
Jeśli chodzi o język religijny, nie można oczywiście pomijać elementarnych wartości
uczuciowych, właściwych każdej religii. Jest także zrozumiałe, kiedy Papież w swym kraju
mówi o tym, że "odwiedziny papieża w Polsce to wydarzenie bez precedensu nie tylko w tym
stuleciu, ale i w całym tysiącleciu chrześcijaństwa polskiego" i to "tym bardziej, że są to
odwiedziny papieża Polaka, który ma święte prawo podzielać uczucia swego narodu".
Bynajmniej też nie oczekujemy wygłaszania wyłącznie suchych prawd. A szczególnie
w tych krajach, których ludność uchodzi za wrażliwą na uczuciowe podejście. Wolno jednak
zadać Papieżowi pytanie, czy każda okoliczność, każde odezwanie się z pozycji wiary, każdy
impuls przekazywany słuchaczom mają się przejawiać w ozdobnych epitetach lub
superlatywach? "Dlaczego historia zbawienia jest tak skomplikowana?" (PPN 58). I dlaczego
ten, kto pisze o niej traktat, musi dobierać tak zawiłych słów?
Intensywność przeżycia religijnego lub narodowego nie wyraża się w powtarzaniu ani [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates