[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A co z Simonem? - Jej głos zniżył się prawie do szeptu. - Przepraszam cię, Jessiko. Jestem ci winien wyjaśnienie. - Nie jesteś mi nic winien, Marcusie. Zrobiłeś to, co obiecałeś. Ochroniłeś mnie przed porywaczami i złapałeś jednego z nich. Jej spokojny głos obezwładnił go. Wolałby, żeby wrzasnęła, sklęła go, zarzuciła mu kłamstwo. - Okłamałem cię. - Myślę, że to nic niezwykłego w pracy, jaką wykonujesz. Bo tak naprawdę nie zajmujesz się egzekwowaniem prawa. Czy tak? - Nie w taki sposób, w jaki sugerowałem. Jesteś zła? Po chwili namysłu potrząsnęła głową. - Jestem zawiedziona, ale wiem, że posłużyłeś się kłamstwem, żeby mnie chronić. Czy więc mogę być na ciebie zła? Jej wspaniałomyślność bardzo go zawstydziła. Przywykł nie ufać nikomu, a Jessika zawierzyła mu bezgranicznie. - Nigdy nikomu nie mówię, czym się zajmuję. Ku jego zdumieniu Jessika uśmiechnęła się. - Zdążyłam się o tym przekonać. Ale nie przejmuj się, nie wyjawię twojej tajemnicy. Nie wątpił w to. Jessika nigdy by go nie zdradziła. Przy niej nie musiałby mieć się na baczności i oglądać za siebie. Ale to już nie potrwa długo, przypomniał sobie. Jeszcze tylko zakończy swoje sprawy, a potem przekaże ją całą i zdrową rodzicom. Wolał o tym teraz nie myśleć, tylko patrzył na nią. Ubrana w jego koszulę siedziała na sofie z podwiniętymi nogami. Czuł, że topnieje. Dlaczego nie mieliby spędzić ze sobą jeszcze jednej nocy? Dodać następne wspomnienie do tych, które nigdy nie zatracą się w pamięci? - Czy mogę opowiedzieć ci wszystko jutro rano? Naprawdę wolałbym teraz o tym nie mówić. Pociemniały jej oczy, zobaczył, jak jej ciało pręży się pod koszulą. - Do czego zmierzasz? - zapytała. Pochylił się nad nią i ściągnął ją z sofy. Przywarła do niego, a on gładził ręką jej plecy. Pasowała do niego, jakby była dla niego stworzona. - Zaniedbałem cię w ostatnich dniach. Nachylił się i pocałował jej szyję. - Stęskniłam się za tobą, Marcusie - powiedziała drżącym głosem. Odchyliła głowę, żeby patrzeć na niego, a to, co zobaczył w jej twarzy, zaparło mu dech w piersi. Jej płomienne, bursztynowe oczy mówiły mu to, czego nie chciał usłyszeć. Prawda aż biła w oczy i trafiała do serca, a jednocześnie budziła w nim strach. - Nie patrz tak na mnie, proszę... - Jak? - Jakbym ci zdjął gwiazdkę z nieba. Roześmiała się, przyprawiając go o słodkie drżenie. - Nie jesteś doskonały, Marcusie. Daleko ci do tego. Ale chcę cię takim, jaki jesteś. W panicznym strachu wmawiał sobie, że Jessika ma na myśli tylko tę noc. Nie może być inaczej. Przecież postanowił zrobić to, co uznał za jedynie słuszne rozwiązanie. Odda ją rodzicom, a potem odejdzie. - Potrzebuję cię, Marcusie. Te słowa osaczyły go, wplątały w sieć pożądania, uczyniły bezradnym. Jęknął i sięgnął do jej ust. A gdy stopiła się z nim, otoczył ją mocno ramionami. Jeszcze przez tę jedną noc mógł udawać, że nigdy nie pozwoli jej odejść. Jeszcze przez tę jedną noc będzie należała do niego. Objęła go i przyciągnęła bliżej. Nie zastanawiał się dłużej, tylko wziął ją na ręce, by zanieść do sypialni. Ale zanim ruszył, usłyszał czyjeś kroki na zewnątrz. Odruchowo postawił Jessikę za sobą i rzucił się po broń, którą zostawił na kuchennym stole. Zanim ją chwycił, drzwi domku otworzyły się z hukiem, a do środka wpadł mężczyzna. ROZDZIAA SZESNASTY Jessika szarpnęła się i wysunęła przed Marcusa. Cofnął ją za siebie i postąpił naprzód, żeby zmierzyć się z intruzem. Z oczu mężczyzny biła nienawiść. - Odsuń się od tej suki - warknął, wyciągając rewolwer. Marcus cofnął się i lekko popchnął Jessikę w stronę drzwi sypialni. - Ktoś ty taki? - zapytał. Głos miał opanowany i chłodny. - Ona jest moja! - wrzasnął facet. - Złapałem ją i miałem za nią dostać forsę. Teraz on wyjechał, a wszystko przez nią. - Kto wyjechał? - zapytał Marcus. Kiedy bandyta podszedł bliżej, Jessika przeraziła się jego oczu. Pałały nienawiścią i wściekłością, a furia, z jaką wpatrywały się w Marcusa,
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|