|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zmusiła się do wysiłku, aby wstać i przejść przez nieoświetlony hol na górę. Szła jak w transie. Zatrzymała się dopiero przed drzwiami pokoju Cartera. Czuła ciemność otaczającą ją zewsząd. Czuła pustkę wypełniającą jej serce. Pokój Madisona przera\ał swoją obcością. Kartki papieru, maszyna do pisania, słownik zniknęły bez śladu. Brakowało jej jego ubrań porozrzucanych na podłodze i krzesłach. W łazience nie znalazła ju\ jego drobiazgów. Aó\ko stało bez najmniejszych nierówności i zagłębień. Przypomniała sobie rozkoszne noce, które spędziła tu z Carterem. Nic nie będzie ju\ takie jak dawniej. Krą\yła bezmyślnie po pokoju, przestawiając jakieś rzeczy i zbierając papierki. Nagle pomyślała o tych wszystkich chwilach, które strawili na rozmowach, zabawach i miłości. Tutaj tworzyli wspólnie zakończenie Zpiącej Kurtyzany . Nagle olśniła ją pewna myśl. Grzebiąc w koszu na śmieci, znalazła brudnopis Cartera. Troskliwie pozbierała wszystkie kartki, poukładała je i wygładziła. Przyciskając rękopis do piersi, wyszła z pokoju. Cicho zamknęła za sobą drzwi. - Pensjonat Fairchild, słucham! - Sloan odebrała telefon. - Sloan? Alicja? Bo\e, tylko nie to! Głos brzmiał tak smutno. - Alicjo - szepnęła, ściskając słuchawkę wysuwającą się z omdlałej dłoni. - Co się stało? - Nic - odrzekła przyjaciółka. - W ka\dym razie nic złego. Nie chciałam cię przestraszyć. Odetchnęła z ulgą. - Twój głos jest taki zmieniony. - Niestety, mam powód, \eby się denerwować. Zakryła dłonią usta, aby powstrzymać okrzyk cisnący się na wargi. Przecie\ Alicja nie mogła wiedzieć! Czy\by Carter? Nie, on nigdy... Sydney Gladstone? - Chcesz o czymś porozmawiać? - zapytała nieśmiało. - Och, tak! Muszę komuś się zwierzyć. - Alicja wybuchnęła płaczem. Wyglądało na to, \e Alicja nie wiedziała o jej romansie z Carterem. Coś innego ją dręczyło. - Co się stało? - zapytała zaintrygowana. - Proszę cię, nie płacz. - Nie mogę. Chcę, ale nie wychodzi mi. Musimy porozmawiać - powtórzyła. - Dlaczego nie porozmawiasz o tym z Carterem? - Nie ma go tutaj. - Jak to? - Mówił ci, dokąd się wybiera, gdy wyje\d\ał z pensjonatu? Nie przyjechał do Los Angeles. Zadzwonił do mnie z lotniska, \e leci do Nowego Jorku, aby osobiście dostarczyć tekst wydawcy. Nie chciał wysyłać pocztą, gdy\ pochłonęłoby to zbyt du\o czasu, a zale\y mu ogromnie, aby załatwić wszystkie sprawy przed ślubem. Och, kochanie, to ju\ za tydzień! Sloan czuła, \e za chwilę serce wyskoczy jej z piersi. Rozumiała, dlaczego Carter osobiście doręczył ksią\kę i czemu zale\ało mu na czasie. Nie mógł się doczekać, kiedy pozbędzie się tekstu i poczuje wolny od wszelkich więzów i wspomnień. Nie będzie długo cierpiał z powodu rozstania. A mo\e w ogóle jej nie kochał? - N-nie - wyjąkała. Kaszlnęła parę razy, aby pozbyć się chrypy i dodała: - Nie, po prostu spakował się i wyjechał. Wydawało mi się oczywiste, \e jedzie do domu. - Ja te\ się tego spodziewałam i z niecierpliwością oczekiwałam, kiedy skończy ksią\kę, ale w obecnych okolicznościach wolę, \e wyjechał do Nowego Jorku. - Jak to? - zapytała Sloan zdenerwowana tonem głosu przyjaciółki. - Sloan, czy mogłabyś przyjechać do Los Angeles/ Dziewczyna poczuła dreszcz przebiegający po plecach. - Nie mogę! Co ci przyszło do głowy! - Proszę cię! Je\eli kiedykolwiek zale\ało ci na mojej przyjazni, to przyjedz. Tylko na jeden dzień. Muszę z tobą porozmawiać. - Naprawdę to niemo\liwe. Nie mo\esz powiedzieć przez telefon? - Słowa Alicji, a zwłaszcza powołanie się na długoletnią przyjazń, wstrząsnęły Sloan. - Musisz! - W głosie przyjaciółki usłyszała nieukrywaną rozpacz. - Gdyby nie to, \e muszę zająć się chłopcami, przyjechałabym do ciebie. Ale oni ostatnio stali się niemo\liwi. Proszę cię, zwrócę ci za bilet, wszystko zrobię, tylko przyjedz. Nie masz przecie\ na razie \adnych gości? Sloan wpatrywała się w mosię\ną figurkę stojącą na biurku. Najwyrazniej Alicja wpadła w powa\ne tarapaty. Musiało się stać coś wa\nego, skoro zdecydowała się prosić o pomoc. Zwróciła się do najlepszej przyjaciółki - pomyślała z goryczą. - Gdyby Alicja wiedziała, co zrobiła jej najlepsza przyjaciółka, na pewno nie chciałaby ze mną więcej rozmawiać . Jak mogłaby odmówić jej teraz pomocy? Przecie\ zawdzięczała jej więcej ni\ komukolwiek innemu na świecie. - Troje gości przyje\d\a w przyszła środę. Postaram się wyjechać tak... - Jutro, błagam, przyjedz jutro - nalegała Alicja. Potarła dłonią zmęczone oczy. Czy będzie śmiała spojrzeć przyjaciółce w oczy? Trudno. - Dobrze. Przylecę najwcześniejszym samolotem. - Będę w domu Cartera. Na pla\y. Prosił, \ebym dopilnowała go w czasie jego nieobecności. Bo\e, czy ten koszmar nigdy się nie skończy? Dom Cartera . - Jaki tam jest adres - zapytała przygnębiona. - To chyba wszystko. Sama zapłacę za podró\. Do zobaczenia jutro. Przez resztę dnia poruszała się jak lunatyk. Od wyjazdu Cartera nie mogła się pozbierać. Spała, wstawała wcześnie rano, jadła coś, pracowała jak maszyna, znowu posiłek i spanie. Nie wychodziła z domu. Tak przez cały czas. Przed przyjazdem Cartera do pensjonatu Sloan lubiła swoje zajęcia, teraz zobojętniała na wszystko. Ju\ na zawsze du\y pokój w rogu korytarza będzie dla niej pokojem Cartera . śadne środki czyszczące nie są w stanie zatrzeć śladów jego obecności. Tak samo nic nie zniszczy miłości, którą chowała w sercu. Przynajmniej sprawy finansowe przybrały korzystny obrót. Codziennie ktoś dzwonił i rezerwował pokój na urlop lub weekend. Je\eli dobra passa jej nie opuści, będzie w stanie pokryć konieczne wydatki i zaoszczędzić trochę pieniędzy na reklamę. Wszystko się unormuje. Prze\yje jakoś ten kryzys. Zawsze dawała sobie radę z wszelkimi problemami. Z czasem serce przestanie tak boleć. Obraz Cartera zniknie z jej pamięci. Nie będzie czytać kartek, które wyciągnęła z kosza. Zamknęła je w cennym chińskim pudełku i schowała do szuflady. Niech tam le\ą. Poczuła przyśpieszone bicie serca, gdy wysiadając z taksówki ujrzała dom Cartera. Usytuowany był nad samym morzem. Na samo wspomnienie pisarza dziewczynie napłynęły do oczu łzy. Idąc po drewnianym pomoście prowadzącym do domu, usłyszała krzyki i śmiechy dzieci. Alicja wychylała się przez okno i strofowała chłopaków bawiących się na pla\y. - Adam, nie syp piaskiem, bo za karę pójdziesz do domu! - Chyba nie będziesz taka okrutna? - Sloan! - Alicja rzuciła się w stronę przyjaciółki. Objęła ją silnie, całując i śmiejąc się z radości. Jej reakcja obudziła w Sloan poczucie winy. - Tak dobrze, \e jesteś! Dziękuję, \e przyjechałaś. - Nie dziękuj. Nic jeszcze nie zrobiłam. - Liczy się fakt, \e jesteś ze mną. Wejdzmy do domu. - A chłopcy? - Nic im się nie stanie. Wiedzą, \e nie wolno się kąpać. Woda jest za zimna. Będę miała ich na oku. - Dzieci rosną tak szybko. - Sloan spoglądała z zazdrością na sylwetki chłopców turlających się po piachu. - Tak, to prawda. Alicja uchyliła oszklone drzwi i zaprosiła Sloan do środka. Weszły do olbrzymiego salonu. Wygodne, miękkie fotele i sofy w odcieniach be\u, kominek, przed którym le\ała skóra, sprawiały, i\ pokój był jasny i przytulny. Jasne obrazki i kolorowe plakaty, które Carter przywoził ze swoich licznych podró\y, wisiały oprawione w szkło na białej ścianie. Kręte schodki prowadziły do małej wnęki, w której stał stół, krzesło i półki wypełnione ksią\kami. Sloan zachwycała się ka\dym szczegółem, pewna, \e Carter sam tak wspaniale urządził pokój. - Lemoniady? Nie czekając na odpowiedz, Alicja przeszła do kuchni oddzielonej od pokoju małym barkiem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|