[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zignorowała jego sprzeciw, nie potrafiła zignorować dotyku ręki, która wsunęła się pomiędzy jej nogi, bezwstydnie pokonując opór. - Chciałeś, bym była białą, płonącą gwiazdą. I jestem nią, jestem! Ku jej zdziwieniu uśmiechnął się. Czyżby powiedziała coś zabawnego? I właśnie wtedy, gdy przestała mieć się na baczności, osiągnął swój cel. Złapała oddech, gubiąc ostatecznie wątek rozpoczętej myśli. Znów zapalił się w niej stłumiony na chwilę płomień. - Mylisz się, Hilary - mówił, początkowo wchodząc w nią wolno, bardzo wolno. Jego ruchy były pewne i zdecydowane, lecz zarówno ich tempo, jak i siła, za każdym razem nieuchronnie się wzmagały. - Wiem tylko, czego pragnę i kim chcę cię uczynić. Potrząsnęła głową. Pod wpływem hipnotyzującego rytmu zapadła w trans. Próbowała uspokoić oddech, przypomnieć sobie, o co jej właściwie chodziło. Mówił, że czegoś chce, że uczyni ją... Urwała. Jego ruchy stawały się coraz szybsze, aż w końcu przestała myśleć. - Wiesz, kim będziesz? RS 110 - Kim? - wyszeptała, zapominając natychmiast o swym pytaniu. Była teraz gwiazdą. Czy gwiazdy płaczą? Czuła, jak łzy toczą się po jej policzkach. Cudownie skazana, wiecznie spadająca gwiazda... Przylgnęła do jego niezmordowanie poruszających się ramion. - Kim mam... Nie dokończyła. Nagle zaczęła wirować, wzbijać się w górę i spadać, eksplodując milionami maleńkich gwiazd, skrzących wszystkimi światłami brylantu. - O, tak! - wołała. - Tak! Niemal natychmiast, w jednoczesnym rozbłysku, jej iskry, a może jej słowa, podsyciły w nim ogień. Surowa samokontrola ostatecznie się załamała, a rytm ciała stawał się coraz bardziej gorączkowy, prowadząc do wybuchu w ostatecznej, wstrząsającej eksplozji płynnych płomieni. Potem leżeli - dwie strącone, ściemniałe, zagubione gwiazdy, które istnieją tylko dla siebie. - Moja - powiedział sennym, stłumionym głosem. - Chcę, żebyś była moja. RS 111 ROZDZIAA DZIESITY Nie chciała usypiać, nie mogła przecież stracić nawet jednej sekundy z tej ostatniej, jedynej nocy spędzonej w raju. Postanowiła zaczekać, aż Conner uśnie, by przy nim czuwać, odpędzając wszelkie koszmary, które mogłyby nawiedzić jego sen. Leżała przy nim czując, jak jego ręka sennie ociera wilgoć z jej pleców, a w chwilę pózniej ocknęła się ze zdumieniem, słysząc wściekły jazgot budzika i nie rozumiejąc, co się dzieje. Na wpół przytomna przewróciła się na bok, by sięgnąć nocnego stolika i na ślepo zaczęła naciskać guziki, aż wreszcie dzwięk ucichł. Z ulgą zamknęła oczy. Cóż za hałas! A przecież Julię budził śpiew skowronka. W miarę, jak budziła się jej pamięć, Hilary otwierała oczy. O Boże, a więc mimo wszystko nadeszło jutro! Zwiatło wczesnego poranka złociło zmiętą, białą pościel i, niczym ścieżka płynnego złota, kładło się świetliście na drewnianej posadzce. Blask słońca. Tak odmienny od blasku gwiazd, jak skowronek Julii odmienny był od słowika. Zwiece nocy, powiedziałby Romeo, wypaliły się i zgasły. Ale jej Romeo zniknął. Aóżko od tej strony, po której leżał, było już chłodne, a jego ciało nie odcisnęło śladu na pościeli. Przesunęła ręką po gładkim prześcieradle. Musiał już dawno wstać, a najpewniej wcale nie spał. Zwinęła się w kłębek w poczuciu klęski. Zawiodły ją pragnienia, nic nie zmieniła ta noc. Pomimo wszystko nastało jutro. Zmusiła się, by ponownie zerknąć na zegarek. Nieruchome cyfry uparcie wskazywały siódmą. Czyżby to Conner nastawił budzik? Wiedział, że Terri odlatuje o dziesiątej, a więc niebawem się obudzi i zacznie szukać siostry. Jeśli Hilary się pospieszy, to zdąży jeszcze przemknąć do swojego pokoju, by RS 112 następnie wyłonić się, ziewając i przeciągając, niczym w sypialnianej farsie. W ten sposób ocali swoją reputację. Puste łóżko i głośny dzwięk budzika zdawały się wskazywać, że takie rozwiązanie najbardziej mu odpowiada. %7ładnych kłopotliwych konsekwencji. Usiadła, rozglądając się wokół. Wzrok jej padł na fotel stojący przy łóżku, które, jak dopiero teraz dostrzegła, było ciężkim, wykonanym z klonowego drewna łożem z baldachimem. Na fotelu, w zasięgu ręki, leżała jej starannie ułożona garderoba. Automatycznie spojrzała na podłogę, gdzie ostatniej nocy widniał niewyrazny zarys rzuconej przez Connera piżamy. Oczywiście już jej tam nie było. Rozsądnie, pomyślała. W pokoju panował nieskazitelny ład, wszystkie ślady miłosnej nocy starannie usunięto; rzeczy uporządkowano i złożono w kostkę lub ukryto w szafie. Schwyciła swój szlafrok i wsunęła go przez głowę, równocześnie starając się zwalczyć uczucie rozgoryczenia. Kiedy mówił, że pragnie, by należała tylko do niego, nie miał przecież na myśli trwałego związku. Potraktował ją tak, jak się traktuje wypożyczoną z biblioteki książkę lub film z wypożyczalni kaset. Przyjemność na kilka godzin, potem rzecz zwraca się tam, skąd pochodzi, szybko i łatwo, nie płacąc żadnej kary. A może chodziło o coś jeszcze gorszego? Może, będąc
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|