|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
a więzienie obstawiłbym wojskową żandarmerią. %7łandarmerii zaś przyznałbym prawo, by w razie konieczności strzelała i tych drani zabijała. Ale nasi szefowie wolą inne rozwiązania. A gdzie jest w tym wszystkim robota dla mnie? zapytałem z ciekawo- ścią. Jeszcze do tego nie doszedłem stwierdził nie bez irytacji. Premier chciałby w tej sprawie jakoś zadziałać, a więc działamy. I policja usiłowała coś z tym zrobić, i wydział śledczy, i jeszcze bardziej cichociemne i ezoteryczne jed- nostki kontrwywiadu. I nikt do niczego nie doszedł. Raz, zdawało się, byli już blisko. Jakiś więzień chciał sypać. Niech pan zgadnie, co się z nim stało. Jestem realistą, więc odparłem sucho: Zmarł nagłą śmiercią. O tak, zabili go, to oczywiste powiedział Mackintosh. Ale żeby go zabić, ta banda wywlokła go z więzienia! Czy dostrzega pan tę szczytową bez- czelność? Oni są tak diabelnie pewni siebie, że z zakładu karnego Jej Królewskiej Mości wyciągają faceta wbrew jego woli! Wystarczyłoby, żeby choć pisnął, a żył- by po dziś dzień, a mimo to udało im się go wyjąć. Trzy dni pózniej znaleziono jego ciało. Z kulą w potylicy. 94 Nic na ten temat nie czytałem. Bo ze względu na bezpieczeństwo całej sprawie natychmiast ukręcono łeb wyjaśnił zmęczonym głosem. Czegoś takiego nikt nie chciał publicznie na- głaśniać. W Raporcie Mountbattena, w punkcie dwieście sześćdziesiątym, znaj- dzie pan na ten temat zawoalowaną wzmiankę. Ale gdzie tu miejsce dla mnie? Spokojnie, wszystko we właściwym momencie. Jak wspomniałem, moją działką jest bezpieczeństwo kraju i może pan sobie od razu wybić z głowy wszel- kie kontrwywiadowo-skrytobójcze bzdury. Ja działam na zupełnie innej płasz- czyznie, pracuję na szczeblu rządowym. W istocie rzeczy jestem odpowiedzialny tylko przed premierem i tylko jemu składam sprawozdania. Ponieważ wszyscy inni zawiedli, premier oddał sprawę wyłącznie w moje ręce. Tylko ja ponoszę za nią odpowiedzialność i załatwiam rzecz w dowolny i sobie tylko właściwy sposób. Ale niestety, nie w dowolnym czasie. Potarł dłonią czubek głowy. Natural- nie, czas jest kategorią względną. Wyjaśniłem to premierowi i przyznał mi rację. Miejmy jednak nadzieję, że kiedy będę się tym zajmował, żaden szpieg z więzie- nia nie pryśnie, bo jeżeli tak, to kładę głowę pod topór. Rozejrzał się i skinął na kelnera. Zamówmy sobie kawę. I chciałbym jeszcze kieliszek Van der Hum. Lubię próbować wino kraju, w którym akurat przebywam. Czy zechce mi pan towarzyszyć? Napiję się Drambuie. Zamówił kawę i napitki, a potem nagle spytał: Czy słyszał pan kiedyś o człowieku nazwiskiem Rearden? Joseph Rearden? Zastanowiłem się przez chwilę. Nie. Tak myślałem. Rearden jest a właściwie był kryminalistą. I to fach- manem pełną gębą. Był sprytny, inteligentny, pomysłowy, trochę pod tym wzglę- dem przypominał pana. Dzięki za komplement. On nie żyje? Trzy tygodnie temu zginął w południowo-wschodniej Afryce. Nie, nie po- dejrzewamy niczego zdrożnego. Rearden miał najzwyczajniejszy w świecie wy- padek samochodowy. Bóg automobilistów zabiera jednakowo i dobrych, i złych. Rzecz w tym, że o śmierci Reardena poza panem, mną i kilkoma wysoko po- stawionymi gliniarzami z Johannesburga nie wie nikt. Kiedy premier zlecił mi tę Boże, miej mnie w opiece! robotę, udostępniono mi pewne środki, i ja natychmiast zacząłem rozglądać się za kimś takim jak Rearden, za taką czar- ną, niedawno co padła owcą, której śmierć można ukryć, wyciszyć. Kandydatów mogłem szukać w Kanadzie, w Australii, w Nowej Zelandii, w Stanach, nawet w Południowej Afryce. Najbardziej odpowiedniego znalazłem w RPA. Mam tu jego zdjęcie. 95 Położyłem je na stole rewersem do góry, bo akurat kelner serwował nam kawę. Odczekałem, aż skończy i kiedy odszedł, odwróciłem je do siebie, jak należy. Mackintosh obserwował mnie z aprobatą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|