[ Pobierz całość w formacie PDF ]
torby z chipsami albo wsuwasz w bochenek chleba, w ogóle gdzie tylko chcesz. Stałam wbita w drzwi, a Rio opierał się o mnie, więc kiedy matka je otworzyła, wylądowaliśmy niemal na jej kolanach. - Powiedz, że to nieprawda i że ja tego nie widziałam - wrzaskliwie zaczęła matka, a potem jeszcze bardziej S R podniosła głos: - Powiedz, że połknęłam niewłaściwe pigułki. %7łe zwariowałam do reszty... Powiedz, gdzie jest ten cholerny pistolet, kiedy go naprawdę potrzebuję! - Rio właśnie... - Cześć, June - zaczął dukać, gdy umilkłam. - Wła- śnie przyjechałem, żeby sprawdzić... Matka jakby nas nie widziała, tylko wzniosła oczy do nieba w niemej modlitwie, a potem, już na głos, zaczęła się modlić do mnie: - Córko moja, powiedz mi, że tylko słyszę nieistnie- jące głosy i widzę nieistniejące kształty! Córko moja, powiedz mi, że to omamy! %7łe ja śnię! - Powiedz jej lepiej, żeby się zamknęła! krzyk- nął ktoś z drugiego końca ulicy i wybuchnął huraganowym śmiechem. Wepchnęłam nas wszystkich do domu i oznajmiłam matce, że Rio właśnie przywiózł mi starego misia Alyssy i że mam go jej wysłać. Pokazałam jej tego misia, a po- tem błyskawicznie pozbyłam się Ria. Oczywiście dawno temu taka noc byłaby spełnieniem moich marzeń. Dwie randki w jeden sobotni wieczór. Oczywiście w tym marzeniu nie byłoby miejsca na nie- odstępującą mnie matkę, polowanie na intruzkę ani na S R dziękowanie eksmężowi za bezprzewodową mikrokame- rę. Ale na telefonującego do mnie na komórkę faceta? Jeszcze jak! - Tu ETA. Wolność dla Basków i Teddi! - powiedział mi do ucha zmysłowym głosem detektyw Scoones. - Bądz za dziesięć minut. - Przykro mi. A co się stało z dostawcą? - Skrzywiłam się na użytek mojej matki. - Och, bardzo mi przykro. Pod ciężarówkę?- No tak, rzeczywi- ście miał szczęście... Och, sama odbiorę pizzę, naprawdę rozumiem. Będę u was za dziesięć minut. Gdy się rozłączałam, ujrzałam oczyma duszy szyder- czy uśmieszek Drew, który zwykł kwitować moje zma- gania z matką. Kiedy matka chwyciła torebkę z zamiarem towarzy- szenia mi, przypomniałam jej, że spodziewam się dosta- wy i że ktoś musi być w domu, żeby odebrać towar. - A czy to takie ważne? - spytała. Najchętniej odpowiedziałabym, że pewien chirurg plastyczny ma mi złożyć kurtuazyjną wizytę, ale wtedy zrezygnowałaby z jedzenia, a mnie kazałaby zostać. Więc zamiast tego powiedziałam, że czekam na zabójczo S R przystojnego mężczyznę, który ma mi przywiezć szpie- gowską kamerę. - Strasznie zabawne! To prawda, jakkolwiek by na to patrzeć. Złapałam sweter i kluczyki i pognałam tak, żeby mat- ka nie była w stanie dotrzymać mi kroku, wsiadłam do samochodu i pojechałam do następnej przecznicy, by poczekać na Drew. Kiedy wreszcie się pojawił, przesiadłam się do jego samochodu, czując się jak postać z powieści szpie- gowskiej albo nawet z tych starych filmów, które lubię oglądać. Gdy wspomniałam o mikro- kamerze, natych- miast musiał ją zobaczyć, więc wijąc się i wykręcając w anatomicznym fotelu zaczęłam wydobywać ją z tylnej kieszeni. Nie było to takie proste, więc Drew miał niezły ubaw. W końcu sam wbił rękę w moją kieszeń i wycią- gnął kamerę, obiecując, że jak tylko ją obejrzy, nie omieszka włożyć jej z powrotem. Przyznał, że jest supernowoczesna, pochwalił pomysł Ria co do miejsca jej ulokowania i spytał, czy widziałam kogoś z miejscowej policji. - Nie, nie widziałam. - To świetnie, bo obiecali pełną dyskrecję, by nie S R spłoszyć twojej matki. A swoją drogą to zabawne, że kiedy tak tu sobie siedzimy, mam wrażenie, jakbyśmy się przed nią ukrywali. To mi przypomina czasy licealne. Była taka dziewczyna, Lucianne Ashly, z którą zatrzy- mywaliśmy się przecznicę od jej domu, żeby matka nie widziała, jak wsuwam rękę pod sweter jej córki. O tak. - Sprawnie to zademonstrował. - A biła cię po ręku, jak przystało na porządną dziew- czynę? - Sama jednak tak nie zrobiłam, pewnie dlatego, że już nie byłam tą dawną porządną dziewczyną. - Nie, to była kochana dziewczyna. A właściwie... Kiedy już prawie kompletnie zaparowaliśmy szyby, podniosłam z ociąganiem głowę i oświadczyłam, że na mnie już czas. Drew uchylił lekko okno, drocząc się, że nie- zła ze mnie zgrywuska, zupełnie jak kochana Lucianne. - Być może. A jednak po tylu latach pamiętasz jej imię. Musiała być niezła... i nie tylko zgrywuska. Rozsiadł się w fotelu i przymknął oczy, jakby rozpa- miętywał. Albo porównywał. - Teddi, ja... - Przerwał, bo rozległo się pukanie w okno. S
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|