|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czynku słabym głosem odezwała się Księżniczka, podczas gdy Berzel wachlowała ją 154 uperfumowaną chusteczką. Tylko jeden dzień dodała dziewczyna żałośnie. Ani minuty dłużej, moje drogie panie. Nie zapominaj, że masz do czynienia z księżniczkami, istotami kruchymi i ete- rycznymi, tak delikatnymi i wrażliwymi, że porazić nas może światło księżyca, poranić pajęczyna, a muśnięcie skrzydła motyla otumanić. Ostatnie przejścia bardzo nas wy- czerpały. Potrzebujemy czasu, by zregenerować siły skarżyła się Księżniczka ledwo słyszalnym głosem. Dość tego. Pora grać uciął bezlitośnie Czarny Błazen. Pionki i figury przywitały Księżniczkę serdecznie. Rozpoznała króla i królową, gońca i skoczka oraz kilka pionków; reszta została zastąpiona przez nowe twarze. Nie miała pojęcia, skąd się wzięły, ale podejrzewała, że przyprowadzono je z lochów. Pomachała im dłonią, choć miała ochotę raczej zapaść się pod ziemię, po czym wstała, by wygło- sić parę słów. Nie znosiła wygłaszać przemówień, ale zyskanie na czasie warte było tego poświęcenia. No już, zaczynajmy niecierpliwił się gospodarz. Pragnę przemówić do moich ludzi. Wzruszające. Tylko krótko, pani. Krótko, dobre sobie! pomyślała Księżniczka. Miała zamiar użyć wszelkich sposo- bów, aby przeciągnąć grę aż do wieczora; wtedy bowiem nadejdzie pełnia, a wraz z nią ostatnia szansa na wybawienie. Wygłosiła porywającą mowę, przywołując postaci legendarnych bohaterów, odwo- łując się do poczucia obowiązku i lojalności, przytaczając przykłady koleżeńskich za- chowań i wielkich poświęceń, opisując waleczne czyny i podziwu godne wyrzeczenia. Z wysiłku aż zachrypła, lecz gdy usiadła, biała armia nagrodziła jej wystąpienie głośną owacją. Pionki entuzjastycznie wykrzykiwały jej imię tak długo, póki w końcu nie uspo- koiły ich skoczki. Królowa pochwaliła: Zuch dziewczyna! , a nawet sam król wymam- rotał coś jakby: Całkiem niezle. Może być . Potem nie pozostało już Księżniczce nic innego, jak ruszyć pionkiem sprzed kró- lowej o dwa pola do przodu. Przeciwnik odpowiedział natychmiast, przesuwając swój pionek sprzed króla o dwa pola. Oparłszy podbródek na dłoni, Księżniczka zapatrzyła się w szachownicę. Mitrężysz czas, pani poganiał ją Czarny Błazen. Myślę. Po cóż się tyle zastanawiać nad drugim ruchem? Jeśli zamierzasz, pani, marno- wać czas, to ja... W sali pojawił się służący, który bezszelestnie podszedł do swego pana i począł szep- tać mu coś do ucha. Czarny Błazen słuchał uważnie, z powagą kiwając głową. Potem, 155 odesławszy posłańca, uśmiechnął się z przymusem do Berzel i Księżniczki. Chyba jednak grozi nam małe opóznienie, ponieważ pojawił się nowy gość. Spróbuję przekonać go do wzięcia udziału w naszej grze oznajmił. Och, nie wątpię, że ci się to uda z przekąsem zauważyła Księżniczka. Pozwól, że rzucę okiem na tego człowieka. Jeśli to ktoś przyzwoity, mógłby zasilić moje szeregi. Cieszę się, pani, że twój duch bojowy ożywa z wolna. Rzeczywiście przydałaby ci się świeża krew w drużynie, gdyż jak na mój gust niektóre z twoich pionków są zbyt krzykliwe. Wstając, wskazał na drzwi ze słowami: Chodzmy więc obejrzeć przy- bysza! Udali się do przedsionka, gdzie czekał Zorsch. Choć straszliwie zarośnięty i obszar- pany, jego widok był miły sercu Księżniczki. Sądząc po reakcji Zorscha, jej pojawienie się wzbudziło w nim równie ciepłe uczucia. O pani! Jesteś cała i zdrowa! wykrzyknął radośnie, klękając przed nią na jedno kolano. Zorschu! Ty tutaj! zawołała Księżniczka. Czarny Błazen przyglądał się podejrzliwie na przemian to jednemu, to drugiemu. W końcu zapytał: Znasz tego człowieka, pani? Owszem, Zorsch... Księżniczka raptem uprzytomniła sobie, że przedstawie- nie chłopca jako jej oddanego sługi jest najpewniejszym sposobem skazania go na rolę pionka i wydania tym samym na zgubę. Zająknęła się wpół słowa, kaszlem próbując przykryć swoje zmieszanie. Tak? Kim on jest? nalegał ponury gospodarz. To mój nauczyciel gry w szachy! dokończyła w przypływie natchnienia. Jest doprawdy wytrawnym graczem. Partia z nim dostarczy ci niezapomnianych wrażeń. Ze mną? Zorsch zamrugał oczami. Bez fałszywej skromności, mistrzu. Nie zaprzeczaj. Jesteś przecież wybitnym sza- chistą! odparła Księżniczka tonem nie znoszącym sprzeciwu. Zorsch ukłonił się nisko. Jak pani rozkażesz. Czarny Błazen, nie spuszczając z nich wzroku, ze zmarszczonym czołem i odętymi ustami trawił zasłyszaną nowinę. Po chwili wymruczał: Ciekawe... To dla ciebie prawdziwa gratka! Postąpiłbyś niezwykle uprzejmie, pozwalając Zorschowi służyć mi radą podczas gry prosiła Księżniczka. Grzeczności to nie moja specjalność zadrwił błazen. Jego pomoc na pewno ożywi tę rozgrywkę! To co innego. Kto wie, kto wie... przez chwilę spoglądał bacznie na Zorscha, aż 156 wreszcie oświadczył: Zgoda. Niech ci doradza. A teraz wracajmy do gry! Nie pozwolę na to! żywo zaprotestowała Księżniczka. To nie pierwszy lep- szy pionek, lecz mistrz! Spójrz na niego. Ledwo żyje z głodu, pragnienia i zmęczenia. Nakarm gościa i pozwól mu odpocząć. Nie możesz nakłaniać go do gry w takim sta- nie! Znowu próbujesz zyskać na czasie! Księżniczka, zakładając ręce na piersi, wycedziła lodowato: %7łądam jedynie warunków godnych mego tytułu. Jeśli nie możesz ich zapewnić, klaunie, lepiej zapomnij o dalszej grze. Prowokowała los, drażniąc się z błaznem. Wierzyła jednak, że jego chęć wzięcia od- wetu za remis w poprzedniej rozgrywce zwycięży wszelkie opory. Wciąż nie mając ob- myślonego planu, improwizowała na poczekaniu, licząc na łut szczęścia. Dzięki niespo- dziewanemu pojawieniu się Zorscha znacznie wzrosły jej nadzieje na skuteczne zastra- szenie gospodarza wszak co dwa wilki to nie jeden. Warto więc było podjąć każde ry- zyko, aby odwlec tę rozgrywkę do nastania pełni księżyca. Czarny Błazen milczał przez chwilę, po czym łypnął gniewnie na swą przeciw- niczkę. Dobrze więc. Niech się posili, zażyje pachnącej kąpieli i wdzieje świeże szaty. Ale o wschodzie księżyca, i ani chwili pózniej, ma być gotów do gry. Stanie się według twojej woli przytaknęła Księżniczka najbardziej niedbałym tonem, na jaki było ją stać. * * * Parę godzin pózniej wchodziła do pawilonu szachowego pewnym krokiem, w zana- drzu bowiem chowała plan działania na ten wieczór opracowany wspólnie z Zorschem i Berzel. W prostych, ciemnych szatach Zorsch wyglądał bardzo urodziwie. Berzel wodziła za nim roziskrzonym wzrokiem, a i on nie mógł oderwać od niej oczu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|