|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ku Marysi i pyta: Czego chcesz, sierotko? Nie mogła już wytrwać Marysia i wyciągnąwszy wychudzone ręce, zawołała: Gąsek moich chcę, jasna królowo! Gąsek moich żywych siedmiu; co mi je lis zdusił! I żeby gąsior znów gęgał do dnia, a gąski żeby mu się odzywały i szczypały trawę i żeby się znów na naszej łączce pasły... Tu buchnie płaczem i oczy rękami zakryje sypiąc przez drobne palce łzy bujne, rzęsiste. Zrobiła się cisza w komnacie, wśród której słychać było żałosne łkanie sieroty. Aż skinie królowa Tatra dobrotliwie i tak przemówi: Wielu tu było i wielu prośby swe niosło. I prosili mnie o złoto, o srebro, o poprawę doli. Lecz taki, który by chciał odejść tym, czym był z początku swego, jako to dziecko chce nie znalazł się tutaj. Niechaj się więc stanie, jak pragniesz! Spojrzy sierota i zaklaśnie w ręce... Czy to sen, czy nie sen? Z dworu królowej Głodową Wólkę widać jak na dłoni. Idą gościńcem pastuszki, z długich biczów rzęsiście klaskają, stada gęsi pędzą; a pod lasem na łączce siedem gąsek trawę skubie, gąsior gęga, siodłata mu się odzywa, a Gasio, psiak wierny, siedzi przy nich, ku lasowi patrzy i skomląc z cicha, na panią swoją czeka. Jezu!... Jezu!... Zawołała Marysia, nie mogąc więcej słów znalezć w tej ogromnej radości, jaka jej serce przenika: Gąski żywe! %7ływe gąski! III Gdy tak sierota przez łzy radośnie wykrzykuje, dotknie jej królowa i rzecze: Marysiu! Ocknęła się dziewczyna, patrzy, co takiego? Leży na ławie, na pęku siana świeżego, przykrytym jakąś płachetką. Przy ławie stół sosnowy, na nim parę garnków do góry dnem przewróconych, dalej duży komin z ogromnym zapieckiem; przed kominem leży zwinięty kot bury i pęk suchego chrustu, postronkiem z kulką związany. Nieco dalej cebrzyk z wodą i blaszanym półkwartkiem. Przez rozbite 78 okienko zaglądają do izby gałązki bzu, ciemnym liściem odziane. U stóp jej siedzą na zydelku dwa chłopaki jasnowłose, w zgrzebnych koszulinach, rozwartych pod szyją. Rumiane promienie zachodzącego słońca przez liście bzu się sypią i na śniadych piersiach obu chłopiąt malują złote krążki. Marysia gorącość wielką czuje, a w głowę coś ją ciśnie. Dotyka rączyną głowa owiązana szmatką. Na ten ruch oba chłopięta poderwały się i do niej przypadły. Jakże ci? woła jeden. Chcesz pić? woła drugi. Marysia patrzy, ale nie poznaje. Co wy za jedni? pyta. My Skrobkowie, on Kuba, a ja Wojtuś! odrzecze starszy. A czyja to chata? Czyjaż by?... Skrobkowa! To skądże ja tutaj? A tatuś cię przynieśli i już! A skądże mnie wzięli? A toć z boru! Z miasteczka tatuś wracali i szli do boru, żeby sobie kija nowego wyciąć, bo mu się biczysko złamało. A tu jakiś psiak żółty skomle, za sukmanę tatusia targa, a do krzaków ciągnie. Mój Gasio! zawołała Marysia. Czy mu się co złego nie stało? Ej, jemu ta nic złego odpowiedział śmiejąc się Kuba ale ciebie, niebożę, nalezli tatuś prawie że bez duszy, taj przynieśli do chałupy, taj już. A moja gospodyni? E!... Zarówno tam gospodyni! Lepiej się z nami zostań! My już tatusia prosili, żeby cię do gospodyni nie dawał! Tatuś mówią dodał Kubuś że mało chleba, ale się z tobą i tak podzielim, bo teraz w boru jest co jeść, to nie będzie głodu! Na toWojtuś: Ojej! Co ma być głód! Mało to jagód czerwonych i czarnych albo i grzybów! Zeszłoroczne orzechy też jeszcze gdzieniegdzie najdzie. Tatuś nawet rzemienia wziął na nas zawoła ze śmiechem Kuba tak my się naparli. Wybił was? Za co? spytała Marysia z przestrachem. E, wybić, to ta nie bardzo wybił, ino przestraszył trochę rzecze śmiejąc się Kubuś. Ale my het prosili, już i na rzemień nie patrzyli. To mnie tatuś zostawił tutaj? Zaraz to nie zostawił tak ze wszystkim! objaśnił Wojtuś. Bo, powiada, trzeba się przepytać w Głodowej Wólce, czyja to dziewucha. A pytał? Pytał. Co by nie miał pytać? Dowiedział się o twojej gospodyni. No i cóż? A cóż? Lamentowała, że cię wilki porwały, a pózniej znowu lamentowała, że cię nie zeżarły, tylko że tu w chałupie leżysz chora. Cóż ja powiada z chorą gęsiarką pocznę? Już mi się insza dziewucha nagodziła, to ją trzymać muszę . To są gęsi? pyta radośnie Marysia unosząc się na ławie. A są! Cztery białe, a trzy siodłate! A jakże! Piękne gęsie! dodał Kubuś z powagą. Marysia przymrużyła oczęta, westchnęła, jakby jej kamień z serca spadł. Coś tam jeszcze chłopcy szczebiotali, ale już tego nie słyszała Marysia, boją nagły sen chwycił z tej niemocy. Kiedy się znowu obudziła, już było szaro. 79 Słońce zaszło. Z izbie nie było nikogo. Przez uchylone drzwi mrugały do Marysi złote gwiazdki, które po szafirowym niebie wędrując zaglądały po drodze do sierotki, aby się dowiedzieć, czy zdrowa. Drzwi drgnęły, coś wpadło do izby, potrąciło zydle i rzuciło się na dziewczynkę. Gasio! Mój Gasio! krzyknęła słabym głosem Marysia tuląc psinę. Nie zapomniałeś o Marysi sierotce? I posypały się jej z oczu łzy bujne a słodkie. A tymczasem Gasio skomlał radośnie, ogonkiem kręcił i lizał jej śniade rączyny. Ej, Marysiu, sieroto! Niejedna rzecz na świecie tak się składa jak sen dziwny, złoty. I niejedne łzy osusza litościwa ręka w śnie takim. * * * Tymczasem wielki dziw był w Głodowej Wólce, kiedy nowa gęsiarka gąski na łączkę pognała. Przypatrywali się ludzie, głowami kręcili, medytowali tak, i tak, zgadywali różnie. Albo te same gęsi, albo nie te same!... Jakże mówicie, kumo? Jak mam mówić, kiedy mi się w oczach mieni. Może te, a może nie te! Siodłała większa jakby.. jakby okazalsza! Gdzie ona tam większa! Widzi mi się, że ze wszystkim krótsza. Aż dziwno, co o tych gęsiach powiadają ludzie: toć poduszone miały być, a teraz znów chodzą! No! no!... Osobliwość! I rozchodziły się kumy kiwając głowami z dziwu. Ale bardziej niżeli kumy dziwił się lis Sadełko. Chyłkiem, milczkiem skradał się on pod lasem, zachodząc to z lewej, to znów z prawej strony, a przypatrując się spod oka pastuszce i jej małemu stadku. Co to jest? szeptał sam do siebie. Co się to znaczy? Albom tych gęsi już raz nie podusił? I na samo wspomnienie oblizywał się szeroko po zbójeckiej gębie. Skądże się znów żywe wzięły? Niespokojny, złym przeczuciem tknięty, pobiegł, słaniając się pod drzewami, na polankę, gdzie je był, podusiwszy, poskładał. Patrzy, bielą się jeszcze w trawie śnieżne puchy, ale samych gąsek już nie ma. Okradziony jestem!... Zrabowany jestem!... Zniszczony!... krzyknie wielkim głosem ów niecnota jakby najuczciwszy zwierz, któremu krzywdziciel pracę jego odejmuje. I nuż się z wielkiego gniewu po ziemi tarzać...
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|