|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
której jesteś umówiona ze Stavrosem? - O pierwszej. - Emmy przestała się uśmiechać. - Jest większy ruch, niż przypuszczałam. Z trudem zdążę. - Możesz mnie wysadzić gdzieś po drodze, kiedy dojedziemy do miasta. Wezmę taksówkę do hotelu. - Aż tak mi się nie spieszy. Stavros poczeka. - Jesteś pewna? A może liczysz na to, że się zniecierpliwi i pójdzie sobie? - spytała Kelley. - Daj spokój, Kelley. - Emmy skrzywiła się. - Masz rację. Wtrącam się w nie swoje sprawy. Już nic więcej nie powiem. - Przepraszam, nie chciałam cię urazić. Wiem, że twoje intencje są dobre, ale mnie naprawdę czeka ciekawe życie przy Stavrosie. Mówiłam ci, że to nie wilkołak. - Jestem pewna, że ma mnóstwo uroku - powiedziała uprzejmie Kelley. - A może byś zjadła dziś z nami lunch? Miałabyś okazję poznać Stavrosa. - Nie, dziękuję. On chce być z tobą sam na sam. Wcale by się nie ucieszył, gdybyś przyprowadziła nieznaną mu osobę i trudno by mu to mieć za złe. - Nie będzie miał nic przeciwko temu, wierz mi. Stavros zawsze się cieszy, kiedy poznaje moich przyjaciół. Postanowione. Nie możesz mi odmówić. Kelley próbowała jej to wyperswadować, lecz Emmy była nieugięta. W głębi ducha Kelley czuła, że Emmy chce po prostu opóznić moment ostatecznej decyzji. Ponieważ jednak pokusa poznania tajemniczego Stavrosa Theopolisa była nieodparta, Kelley w końcu uległa namowom Emmy. Gdy nadeszły, Stavros już siedział przy stoliku. Był to mężczyzna imponującej postury. Miał przedwcześnie posiwiałe włosy i toporne rysy. Trudno było ocenić jego wzrost, ale masywne bary i klatka piersiowa zdradzały, że w przeszłości parał się pracą fizyczną. Temu przelotnemu wrażeniu zadawał kłam doskonale skrojony garnitur, jedwabny krawat i kosztowny złoty zegarek błyszczący na przegubie dłoni. Na ich widok Stavros podniósł się z uśmiechem. - Moja maleńka Emmy, jak zwykle spózniona. W ostatniej chwili Emmy odwróciła głowę i usta Stavrosa dotknęły jej policzka. - Przepraszam. Jechałam z daleka. Spędziłam weekend u Henrietty. - Więc jesteś rozgrzeszona. - Stavros z zainteresowaniem zerknął na Kelley. - To jest Kelley McCormick. Też tam była, więc zaprosiłam ją na nasz lunch. - Mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko temu - powiedziała Kelly zdając sobie sprawę, że gdyby miał, i tak nie wypadałoby mu się przyznać. - Wręcz przeciwnie. Bardzo się cieszę. - Obrzucił spojrzeniem znawcy jej twarz i kształtną figurę, przy czym na tej drugiej zatrzymał wzrok dłużej. Gdy całował ją w rękę, jakaś myśl błysnęła mu w oku. - Uwielbiam towarzystwo pięknych kobiet. Wierzyła mu. Ten facet emanował brutalną zmysłowością. - Jest pan bardzo miły - mruknęła. Kelner wskazał im miejsca i wręczył karty dań. Przez parę minut zajęci byli wybieraniem potraw. Kiedy kelner oddalił się z zamówieniami, Stavros zwrócił się do Emmy: - Próbowałem się do ciebie dodzwonić. Trudno cię zastać. - Nie przebywam wiele w domu - przyznała. - Takie właśnie odniosłem wrażenie - powiedział chłodno. - Co robiłaś? - Przecież ci mówiłam. Wyjechałam na weekend. - Kto tam jeszcze był? - Wiele osób, których nie znasz - odpowiedziała wymijająco. Spojrzał na nią obojętnie i zwrócił się do Kelley. - Emmy nic wcześniej o pani nie mówiła. Czy poznałyście się podczas tego weekendu? Stavros zdawał się interesować każdym najbłahszym szczegółem. Kelley nie podobała się jego zaborczość. Chciał znać każdy krok Emmy. Jeśli tak się zachowywał przed ślubem, to co będzie potem? - Poznałyśmy się w zeszłym tygodniu, na balu dobroczynnym - dodała Kelley, uprzedzając jego kolejne pytanie. - Tam również spotkałam Henriettę. - Zatem powinno pani pochlebiać tak rychłe zaproszenie. Mnie do tej pory nie spotkał ten zaszczyt - ironicznie przeciągał słowa. - Nie czułbyś się tam dobrze - szybko wtrąciła Emmy. - Zajmowaliśmy się dość przyziemnymi sprawami: włóczyliśmy się po miasteczku, odwiedziliśmy pchli targ. - Z tobą, najdroższa, zawsze czułbym się doskonale. - Przykrył wielką ręką jej dłoń. - Emmy zaśmiała się z zażenowaniem i wycofała rękę. - Nie jestem tego pewna. Henrietta zmusiła mnie, żebym zagrała na fortepianie i goście byli zdegustowani. - To nieprawda - odezwała się Kelley. - Gra znakomicie. - Nie wiedziałem, że umiesz grać. Muszę ci kupić fortepian - Stavros zwrócił się do Emmy. - Codziennie dowiaduję się czegoś nowego o tej dziewczynie - powiedział do Kelley. - Ona ma wielkie zdolności - zauważyła Kelley. - Ciągle jej to powtarzam. - Nareszcie! - wykrzyknęła Emmy na widok kelnera wnoszącego potrawy. - Umieram z głodu. W trakcie lunchu Stavros emablował Kelley. - Co panią sprowadza do Wiednia? - zapytał. - Instynkt poszukiwacza przygód - odparła. - Nie byłam do tej pory w Europie. - Wiedeń to miłe miasto, ale brak tu tej romantycznej atmosfery typowej dla Grecji. Musi pani tam przyjechać. Na Krecie purpurowe kwiaty pną się po białych ścianach domów, słońce lśni w błękitnych wodach Morza Egejskiego, a ludzie przychodzą do kafejek i knajpek, żeby tańczyć i pić. - Ale mężczyzni tańczą ze sobą. - Uśmiechnęła się. - To nie jest znowu takie romantyczne. - Proszę mi wierzyć - powiedział patrząc jej w oczy - że nie miałaby pani powodów do skarg. Może to była uwaga bez żadnego podtekstu, ale wobec tego co znaczyło to wymowne spojrzenie? A może się jej wydaje? Przecież Stavros nie zalecałby się do niej przy Emmy. Jednak Kelley czuła się nieswojo. - Emmy wspominała, że ma pan posiadłość na Krecie - zauważyła. - Stąd zapewne przywiązanie do tego miejsca. - Emmy musi panią tam przywiezć, żeby mogła się pani przekonać na własne oczy. Co prawda nie mam pałacu czy
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|