|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
O to wcale nie pytam przerwała mi gwałtownie. Mężczyzna ten jest niebezpieczny. Nie boisz się go? Ja drżę z obawy przed nim. Czy ma żonę? Nie. Może kochankę? Także nie. Do którego teatru chodzi? Dziś wieczór jest w teatrze Nicolini, gdzie grają najsławniejsi na całą Europę artyści włoscy, genialna Virginia Marini i Salvini. Wiesz, postaraj się o lożę już... natychmiast! rozkazała. Ależ pani... Chcesz znowu... bata? * * * Możesz czekać na parterze powiedziała, gdy położyłem jej na balustradzie loży lornetkę i program, i podsunąłem należycie podnóżek. Więc stoję i muszę opierać się o ścianę, by nie upaść z wściekłości... Nie, wściekłość nie jest tu odpowiednim wyrazem ja przecież czuję trwogę śmiertelną. Widzę ją w błękitnej sukni z mory. Na nagie ramiona zarzuciła gronostajowy płaszcz. On siedzi naprzeciw jej loży. Widzę, jak się wzajemnie pożerają oczyma, czuję, że dla nich obojga nie istnieje dziś ani scena, ani Salvini, ani Marini, ani publiczność, w ogóle nie obchodzi ich świat cały a ja... czym ja jestem w tej chwili? Dziś będzie na balu u greckiego ambasadora. Czy spodziewa się tam go spotkać? Zdaje mi się, że nawet wcale o tym nie myśli. Ciężka suknia jedwabna, koloru turkusowego, uwydatnia plastycznie jej boskie kształty, ukazując przepiękny biust i ramiona. Z wyrazu jej twarzy nie można wyczytać ani śladu wzruszenia, niepokoju czy gorączkowego rozdrażnienia. Jest tak spokojna, że aż z wrażenia czuję, jak krew moja pod jej spojrzeniem krzepnie i serce moje bić przestaje. Powoli i majestatycznie wstępuje na marmurowe schody, zrzuca swoje drogocenne okrycie i kroczy niedbale do sali, wypełnionej dymem stu świec jakby srebrną mgłą. Chwilę nie widzę jej... Podnoszę jej futro... Nie wiem jak mi wypadło z rąk... Jeszcze ciepłe jest od jej ramion. Całuję to miejsce, a łzy napełniają mi oczy.,. * * * Otóż i on. W czarnym, jedwabnym surducie, obszytym bogato ciemnym sobolem, piękny, zuchwały despota, który igra z życiem ludzkim i z duszą ludzką. Stoi, patrzy dumnie wokoło... Oczy jego spoczęły na mnie długo i nieprzyjaznie. Pod jego lodowatym spojrzeniem przejęła mnie znowu przerażająca, śmiertelna trwoga i przeczucie, że ten człowiek może Wandę podbić, zbałamucić i ujarzmić. Zazdrościłem mu tej dzikiej męskości i zarazem wstydziłem się tego okrutnie. Czuję się upokorzony! A co jest najbardziej haniebne powinienem go nienawidzić, a nie mogę. I nie wiem, jak to się stało, że on mnie, właśnie mnie wyszukał spomiędzy gromady służby. Skinął na mnie rozkazującym ruchem głowy, a ja posłuchałem go, zupełnie bezwolnie. Odbierz ode mnie futro rozkazał spokojnie. Drżałem na całym ciele ze wzburzenia, lecz usłuchałem pokornie jak... niewolnik. * * * Całą noc czekałem w przedpokoju, majacząc jak w gorączce. Osobliwe obrazy przesuwały się przed moimi oczyma. Widzę, jak się spotkali... pierwsze długie spojrzenie... widzę, jak przechodzi przez salę wsparta na jego ramieniu... teraz w stanie upojenia spoczęła z przymkniętymi powiekami na jego piersi... Widzę go w przybytku miłości, lecz nie on tam jest niewolnikiem. Jako pan leży na otomanie, a ona... u jego stóp. Widzę też samego siebie, obserwuję go klęcząc... Taca z herbatą chwieje się w mych rękach a on ujmuje wtedy bat... Majaki znikają nagle, wraca mi poczucie rzeczywistości. Teraz słyszę, co mówi o nim służba. Jest on mężczyzną o usposobieniu kobiety. Wie, że jest piękny i stosownie do tego postępuje. Na wzór próżnej kurtyzany zmienia toaletę cztery lub pięć razy dziennie. W Paryżu pojawił się z początku w przebraniu kobiecym, mężczyzni zasypywali go listami miłosnymi. Pewien sławny włoski śpiewak zakochał się w nim tak namiętnie, że wcisnął się do jego mieszkania, upadł przed nim na kolana i groził, iż sobie życie odbierze, gdy on go nie wysłucha. %7łałuję pana odpowiedział wtedy ze śmiechem uwzględniłbym życzenie pana z przyjemnością, nie pozostaje mi jednak nic innego, jak tylko wykonać na panu wyrok śmierci, gdyż jestem... mężczyzną. * * * Sala opróżniła się już znacznie ona jednak nie myśli wcale o tym, by udać się do domu. Zwiatło poranka wciska się już przez żaluzje... Wreszcie szeleści jej ciężka suknia, która spływa po niej jak turkusowa fala. Wanda idzie powoli, krok za krokiem, rozmawiając z nim. Ja nie istnieję już dla niej na świecie. Nie zadaje sobie trudu, by mnie choć rozkazem obdarzyć. Płaszcz dla pani. rozkazuje on, ani myśląc sam jej usłużyć. W chwili, gdy zarzucam na nią płaszcz, on stoi ze skrzyżowanymi ramionami obok. Kiedy, klęcząc, wkładam na jej nogi futrzane buciki, ona opiera lekko rękę na jego ramieniu i pyta: I cóż było z lwicą? Skoro lwa, którego ona wybrała i z którym ona żyła, pochwycił inny opowiadał Grek położyła się lwica spokojnie na ziemi i przyglądała się walce. Nie pomagała mu; patrzyła również obojętnie, kiedy pod szponami przeciwnika, zbroczony krwią, dogorywał; wreszcie oddała się zwycięzcy, silniejszemu, bo taka jest natura... kobieca. Moja lwica spojrzała w tej chwili na mnie szybko, lecz dziwnie. Ogarnął mnie strach, lecz nie wiem dlaczego. Czerwone światło poranka zanurzyło mnie, ją i jego we krwi.... * * * Nie położyła się do łóżka. Zrzuciła tylko swą balową toaletę, rozpuściła włosy, rozkazała mi rozpalić i siadła przy kominku, patrząc nieruchomo w żarzący się ogień. Czy potrzebujesz mnie jeszcze, pani? zapytałem, a głos odmówił mi posłuszeństwa przy ostatnich wyrazach. Wanda potrząsnęła głową. Opuściłem pokój, przeszedłem przez werandę i usiadłem nisko na schodach wiodących do ogrodu. Od strony rzeki wiał chłodny wiatr, wzgórza ginęły gdzieś daleko w różowej mgle;
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|