[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wtrąciła szybko Vanessa. - Czy wskaże nam pani, gdzie go znajdziemy? - Ach, oczywiście! Mówił mi, że państwo przyjdą i prosił, żeby od razu posadzić państwa przy stoliku. Zaraz tu będzie. - Doskonale, dziękuję. Poszli za nią w stronę małego stolika z tyłu sali z plakietką REZERWACJA. Dziewczyna wzięła tabliczkę i wręczyła im menu, jednak Vanessa uprzejmie odmówiła. - Nie będziemy teraz jeść, ale z przyjemnością napiłabym się mrożonej herbaty. Kelnerka gorliwie przytaknęła, po czym popatrzyła na niego. - Heinekena proszę. - Jeszcze raz skinęła głową i odeszła. - Podobają mi się twoje sandałki - powiedział. - Moje sandałki? Odwróciła głowę, po czy wytknęła nogę spod stolika, żeby przyjrzeć się butom, jak gdyby zapomniała, co ma na sobie. - Czy po godzinach pasjonujesz się damskim obuwiem? - spytała, unosząc brwi. - Oczywiście, że nie, nie mam pojęcia o modzie. Zciągnęła brwi, od czego zrobiła jej się zmarszczka. Prawdopodobnie często przybierała ten wyraz twarzy, pracując ciężko nad sprawą. - W takim razie co dokładnie podoba ci się w tych butach? Urwał, bo kelnerka właśnie stawiała przed nimi napoje. - To, jak obcasy podkreślają łydki. Przyjrzała mu się z rozbawieniem. - Jeszcze nigdy żaden mężczyzna nie pochwalił moich butów z uwagi na to, jak wyglądają w nich moje nogi. - Ustaliliśmy już, że jeszcze nigdy nikt cię porządnie nie komplementował. A poza tym... - Nachylił się i zaczął wpatrywać się w lśniące kolorami oczy Vanessy, aż zobaczył, że znika z nich rozbawienie, a za to żyłka pod brodą zaczyna pulsować szybciej. - Ja mógłbym to robić całymi dniami. Odchylił się i podniósł piwo do ust, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Obserwowanie tego, jak ona obserwuje jego, bardzo go zaintrygowało. Zaczął myśleć o najróżniejszych rzeczach, które chciałby, żeby Vanessa zobaczyła w jego wykonaniu. - Cześć, witajcie, bonjour i aloha! Jackson odwrócił głowę i zobaczył faceta chudego jak przecinek, który zbliżał się w ich stronę ubrany w białe szorty i hawajską koszulę. Wyglądał jak Gilligan z telewizji, tylko bez białego kapelusza. Chodził nadzwyczaj sprężystym krokiem, co wskazywało na to, że albo jest najszczęśliwszym facetem na planecie, albo po prostu cierpi na nadmiar energii. Bez wahania uściskał Vanessę, jak gdyby byli zaginionymi przyjaciółmi z dzieciństwa. Gdy w końcu się od niej oderwał, ujął dłoń Jacksona w swoje, po czym usiadł naprzeciwko niego. - Wiem, że to - tu wskazał na identyfikator przypięty do koszulki na piersi - wygląda tak, jak gdybym nazywał się Robćrt, ale po francusku to imię brzmi, jak gdyby ciągle ktoś mnie wołał. Cho, Bert! - zachichotał, rozbawiony własnym dowcipem, który pewnie opowiadał tysiącom turystów. - Cho zamiast Ro, łapiecie? Moja matka jest Francuzką, ale ja urodziłem się tutaj, co wyjaśnia, czemu moje imię wymawia się tak dziwnie, chociaż ja sam mówię bez francuskiego akcentu. Vanessa zachichotała w odpowiedzi. Nawet, jeśli chciała tylko być uprzejma wobec Roberta, to wyszło to bardzo przekonująco. Jackson tymczasem zasłonił usta dłonią, żeby zetrzeć z twarzy rozbawienie karykaturalnym zachowaniem faceta. - Tak czy ooowak - ciągnął Robert - dość o mnie. Tak mi miło w końcu was poznać. Przez ten tydzień zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi i spełnię wszystkie wasze marzenia. Mamy tyle do zrobienia, zanim pójdziecie do ołtarza, że lepiej bierzmy się ostro do roboty, szast prast! Robćrt rozgadał się na temat różnych możliwości związanych z dekoracjami, kwiatami i innymi drobiazgami, a Jackson siedział i słuchał. Nie podawanych przez niego szczegółów, ale niezliczonych słów, na które Robert lubił kłaść akcenty. Dzięki temu połowa rozmowy brzmiała niemal jak melorecytacja - z pewnością pomagało to obserwatorowi nie popadać w znudzenie. Gdy Vanessa zaczęła mówić o swojej, czy raczej Lucie, wizji ślubu, Jax wykorzystał okazję, by się jej uważnie przyjrzeć. Uśmiech, jakim obdarzała kwieciście wypowiadającego się konsultanta, odbierał Jacksonowi dech. Taki szeroki, olśniewający i... szczery. Vanessa ani razu nie uśmiechnęła się tak do niego, a, och Boże, jak bardzo by tego pragnął. Przysunął sobie krzesło bliżej do niej i poczuł, że dziewczyna sztywnieje, ale nawet jeśli konsultant coś zauważył, to nie dał niczego po sobie poznać. Bez namysłu objął tył krzesła, nachylając ciało jeszcze bliżej Vanessy. Gdy użył wolnej ręki, by zatknąć jej kosmyk włosów za ucho i uzyskać lepszy widok na profil, Vanessa lekko się cofnęła. Prawdopodobnie zorientowała się, że to, co zrobiła, raczej nie pasuje do roli Lucie, więc roześmiała się nerwowo. - Przepraszam, chyba tak dałam się pochłonąć rozmowie, że trochę mnie wystraszyłeś. - Nie musisz się tłumaczyć, skarbie. - Jax zdjął rękę z oparcia i objął Vanessę. Jej nagie ramię idealnie pasowało do wnętrza jego dłoni. Kierując się impulsem, przyciągnął ją bliżej i złożył miękki pocałunek na skroni. - Ostatnio zrobiłaś się nerwowa pod wpływem całego tego weselnego zamieszania. - Chyba masz rację - odparła, uśmiechając się sztywno. - Oczywiście, że tak. - Powiódł palcem po jej podbródku, żeby pokierować spojrzeniem Vanessy w stronę swojej twarzy. - Ale wiesz co, przecież jesteśmy już na miejscu, mamy Roberta do pomocy, więc chciałbym, żebyś wzięła kilka głębokich oddechów i spróbowała się rozluznić. Jax nie usiłował uspokoić Lucie", ale samą Vanessę. Bardzo się spinała, musząc grać rolę. Jackson odetchnął głęboko przez nos i z ulgą zauważył, że Vanessa go naśladuje. Razem wypuścili powietrze i wtedy z oczu Vanessy zniknął dziwny, paniczny wyraz. Uśmiechnął się do niej i delikatnie ścisnął za ramiona. - Moja dziewczyna - powiedział cicho. Dopiero gdy zobaczył, że Vanessa uśmiecha się słabo i zrywa kontakt wzrokowy, uświadomił sobie, że powiedział to szczerze, nie myśląc o roli Reida. I nie miał pojęcia, jak to rozumieć. Rozważania przerwała mu erupcja entuzjastycznych oklasków jowialnego konsultanta. - Och, jesteście absolutnie rozkoszni! Właśnie dlatego tak kocham
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|