[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Sonia odwróciła do niego zapłakaną twarz. - Tak. pona ous l a d an sc - A czy Thor wie, że wyjeżdżamy? - Jeszcze mu nie mówiłem - uśmiechnął się Eryk. - Ale z pewnością będzie zrozpaczony. - Eryk musi już iść, żeby inni pasażerowie mogli wejść na pokład, kochanie. Pożegnaj się. - Kristin próbowała skrócić moment rozstania, czując, że jeszcze chwila, a sama zacznie płakać. - Do widzenia, Eryku. - Rozszlochana Sonia ledwie zdołała wymówić te słowa. Zarzuciła ręce na szyję ciotki i dalej płakała rozpaczliwie. - Lepiej już będzie, jak pójdziesz, Wasza Wysokość - zwróciła się Kristin do Eryka drewnianym, bezbarwnym głosem. - Dziękuję ci za wszystko. Książę spojrzał na nią ze smutkiem i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak w końcu skłonił lekko głowę i opuścił pokład. - Tato, wpadnę tylko na chwilę do swojego mieszkania i zaraz wracam. - Nie śpiesz się, kochanie. - Elling zajęty był oglądaniem pluszowej myszki, którą dostał od wnuczki.- Chcesz pojechać ze mną, Soniu? - zapytała siostrzenicę. - Nie, czekam, aż Eryk do mnie zadzwoni. Kristin miała szczerą nadzieję, że Jego Książęca Wysokość spełni swoją obietnicę. - Dobrze. Niedługo wrócę. Zostawiła Sonię, która z przejęciem układała z klocków fort, otoczony rozlicznymi łodziami podwodnymi i stateczkami. Był to oczywiście prezent od Eryka, który przemycił go do samolotu bez jej wiedzy. Podobnie jak całą pona ous l a d an sc mysią rodzinę, którą jakimś sposobem zdążył kupić podczas ich wizyty na Poczcie Zwiętego Mikołaja. Kiedy razem z Sonią opuściły pokład samolotu, podszedł do nich wysoki rangą celnik i wręczył kilka pięknie zapakowanych pudeł i toreb. Wśród prezentów znalazł się również wspaniały miękki szal dla jej ojca oraz błękitna, jedwabna apaszka dla niej. Pasuje do koloru twoich oczu" - brzmiała treść dołączonej do niej karteczki. Ta jedna linijka tekstu sprawiła, że Kristin zrobiło się ciepło na sercu. Ona nie pomyślała, żeby podarować coś księciu na święta, miała jednak zamiar przesłać jakiś drobiazg przy okazji wysyłania listów z podziękowaniami. Ledwie zdołała dotrzeć do domu, w którym wynajmowała mieszkanie, a już zadzwonił jej telefon komórkowy. Był to Bruce, jak wynikało z identyfikacji numeru. Nie wiedziała, czego może chcieć, ale nie odebrała już kilku telefonów od niego. Od wielu godzin uparcie próbował się z nią skontaktować. - Słucham - mruknęła z niechęcią. - Kristin? Mówi Bruce. Ze zdziwieniem zauważyła, że jego głos już nie wzbudza w niej dreszczyku emocji. Był jej obojętny jak głos telemarketera dzwoniącego z kolejną ofertą. - Wiem - odparła beznamiętnie. - Jadę za tobą. Chciałbym z tobą porozmawiać. Zmieniłem zdanie co do Soni. Proszę, nie odmawiaj, to bardzo ważne dla naszej przyszłości. Gdyby usłyszała te słowa, kiedy zwracała mu pierścionek, miałyby dla pona ous l a d an sc niej jakieś znaczenie. Teraz jednak nie zrobiły na niej żadnego wrażenia. Wszystko się zmieniło. Od kiedy w jej życiu pojawił się Eryk, żaden inny mężczyzna już się nie liczył. Nikt nie mógł się z nim równać. Była pewna, że nigdy już nie pozna nikogo równie wspaniałomyślnego i szlachetnego. - Masz pięć minut. Muszę zaraz wracać do taty i Soni. Dostrzegła jego sylwetkę przed wejściem do budynku. - Kochanie! Tak się za tobą stęskniłem! -wykrzyknął. - Wybaczysz mi, że byłem takim głupkiem? Zacznijmy, proszę, wszystko od początku. Od początku... - Wejdzmy do mnie - powiedziała. - Pamiętaj jednak, że naprawdę się śpieszę. Gdy znalezli się w jej mieszkaniu, Bruce chwycił ją w ramiona. - Ten tydzień bez was to był prawdziwy koszmar. Daj rękę, włożę ci z powrotem pierścionek na palec. Tam jest jego miejsce. Mimo że w jego głosie słychać było autentyczną skruchę, Kristin nie poczuła się ani trochę poruszona jego deklaracjami. - Nie, Bruce - powiedziała spokojnie. Odsunęła się od niego niemal ze wstrętem. Nie potrafiła już czuć się dobrze w żadnych ramionach. Poza ramionami Eryka. - Jak to nie? - Głos Bruce'a wyrażał nie tylko smutek, ale również urażoną dumę. Cokolwiek czuła do tego człowieka, minęło bezpowrotnie. - Jesteś wspaniałym facetem, Bruce, ale nie cofnę decyzji o naszym rozstaniu. Jest ostateczna. Wysłuchaj mnie, proszę, do końca - powiedziała, pona ous l a d an sc kiedy zaczął protestować. - Wdzięczna ci jestem za to, że zmieniłeś zdanie w sprawie Soni, jednak myślę, że twoja poprzednia decyzja była właściwa. To wielka odpowiedzialność wychowywać cudze dziecko. Dla mnie adopcja siostrzenicy była naturalnym odruchem, zawsze ją kochałam, jakby była moim rodzonym dzieckiem. Niestety, obawiam się, że nie potrafiłbyś pokochać Soni tak mocno, jak ona tego potrzebuje. Lepiej będzie dla ciebie, jeśli znajdziesz sobie kobietę bez żadnych obciążeń. Myślę, że kiedyś staniesz się wspaniałym ojcem dla swoich dzieci, szczerze ci tego życzę. Natomiast jeśli chodzi o Sonię... Wprawdzie odzyskała wzrok, ale jestem pewna, że żadnemu mężczyznie nie byłoby łatwo stać się jej ojcem. Zbyt wiele przeszła. W duchu dodała, że jeżeli o nią chodzi, to w roli ojca Soni widzi tylko jednego mężczyznę. Rzecz w tym, że ten mężczyzna zapewne zniknął z ich życia bezpowrotnie. - Co takiego? - Bruce patrzył na nią z ogromnym zdziwieniem. - Ona znowu widzi? - Lekarze bardzo na to liczyli. Sonia pozbyła się poczucia winy, a wtedy jej mózg odblokował zmysł wzroku. - Kiedy to się stało? - Twarz Bruce'a stała się papierowo biała, jakby w jednej chwili odpłynęła z niej cała krew. - Po prostu obudziła się pewnego dnia i zobaczyła łeb Thora. - Czyj łeb? - Thora, psa księcia Eryka. - Oglądałem wiadomości - przyznał się po chwili milczenia. - Mówi się, że zainteresowanie księcia twoją osobą znacznie wykraczało poza pona ous l a d an sc protokół. Czy to prawda? - Kolor powrócił na jego twarz. Teraz była zupełnie czerwona. - Nie. - Kristin nie musiała odpowiadać na to pytanie, postanowiła jednak to zrobić. - Po prostu zachował się jak prawdziwy książę, okazał nam wielką życzliwość i szczodrość. Dzięki niemu Sonia przeżyła niezapomnianą przygodę. Czułyśmy się we Fridży jak w bajce. A teraz ta bajka się skończyła, to wszystko. - Kim on jest dla ciebie, Kristin? - Jego głos stał się bardzo nieprzyjemny. - Kim jest dla mnie... - powtórzyła po cichu.- Nie wiem, ale coś się w tobie zmieniło. - Patrzył na nią podejrzliwie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|