|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kulkę na widok nazwiska na wyświetlaczu. Odbierz. Będę na balkonie. Całuje mnie w czoło i wychodzi za oszklone drzwi na zadaszony balkon. Sięgam po telefon. Halo? Pani Williams? Tak, to ja odpowiadam i zaczynam nerwowo chodzić po pokoju. Od zimnego marmuru marzną mi stopy. Tu Foss, dzwonię w sprawie naszej wczorajszej rozmowy. Tak, witam, miło, że pan dzwoni. Obawiam się, że nie mam dobrych wieści, pani Williams. Zdecydowaliśmy się na inną osobę. Rozumiem. Dlaczego tak mi ulżyło? Jestem pewny, że szybko znajdzie pani pracę, która będzie pani odpowiadała. %7łyczymy wszystkiego najlepszego. Dziękuję, panie Foss. Miłego dnia. Rozłączam się i siadam na łóżku. I co teraz? Leo Sam chodzi tam i z powrotem po mojej sypialni, z telefonem przyciśniętym do ucha. Zaczęło padać. Nie jest to mżawka, tylko ulewny, dudniący deszcz, który zdaje się żyć własnym życiem. Brzmi niemal jak perkusja na moim dachu i prawie zasłania widok na morze. Kołyszę się na krześle, w rytm tej deszczowej muzyki, i myślę o tej drobnej kobiecie z wielką osobowością; jest teraz w mojej sypialni. Jest cudowna. Jej siła, jej wielkie serce, jej lojalność, to wszystko rzuca mnie na kolana. Nigdy nie mam jej dość. Oszklone drzwi otwierają się i Sam wychodzi na balkon. No i? pytam. Odrzucili mnie. Wzrusza ramionami, a jej śliczna twarz jest smutna i może też trochę wystraszona. Jeśli mi pozwolisz, zaopiekuję się tobą i już nigdy nie będziesz musiała pracować. Chodz tu, kochanie. Biorę ją za rękę i przyciągam, żeby usiadła mi na kolanach. Opiera policzek o moją pierś, a ja obejmuję ją ramionami i kołyszę lekko. Po prostu pokołysz się tu ze mną przez chwilę. Uśmiecha się do mnie łagodnie, jakby przypomniała sobie, kiedy ostatnio powiedziałem do niej te słowa, a potem się kochaliśmy. Nie wiem, dlaczego jest mi smutno. Chyba i tak nie chciałam tej pracy. Miałeś rację, że nie mam ochoty przeprowadzić się do Los Angeles. Odrzucenie jest przykre mruczę i całuję jej jasne włosy. Owszem zgadza się. Jestem w pewnym sensie zadowolony, że nie dostałaś tej pracy przyznaję. Też nie chcę się wyprowadzać z Seattle. Chyba sprzedam ten dom i zamieszkam tam na stałe. Marszczę brwi i patrzę w zamyśleniu na deszcz. Tu nigdy nie czułem się jak w domu. Jak sama powiedziałaś, to miejsce do mnie nie pasuje. Hm mruczy Sam i wtula się we mnie mocniej. Boże, idealnie wpasowuje się w moje ramiona. Jestem zmęczony tym ciągłym podróżowaniem. Pewnie mógłbym zorganizować wszystko tak, żebyśmy byli w trasie tylko przez jakieś trzy miesiące w roku. Jednym ciągiem, bez żadnych przerw, ale potem przez cały czas mógłbym być w domu. Chłopakom by się to spodobało. Zwłaszcza Gary emu i DJ-owi, bo oni mają rodziny. Kiedy Lori ma urodzić? pyta Sam cicho. W przyszłym miesiącu. Zresztą wszyscy robimy się pomału za starzy na to, żeby włóczyć się po świecie przez cały rok. W końcu nie robimy już tego dla pieniędzy. Dobrze, że możesz wybierać zgadza się Sam. Kiwam głową i znowu ją całuję. Nie mogę przestać całować jej włosów, pachną słodko jak miód. Cholera, wpadłem po uszy. No i będę mógł być bliżej Meg. Mieć ją na oku. Zaczekaj. Sam siada i marszczy brwi. Skąd te wszystkie wielkie zmiany? Och, słońce szepczę i uśmiecham się łagodnie. Nie zorientowałaś się jeszcze, że zakochałem się w tobie po uszy? Otwiera szeroko oczy, chwyta mnie rękami za koszulę i po raz pierwszy, odkąd ją poznałem, chyba nie potrafi wymówić słowa. Musiałaś to wiedzieć, skarbie. Całuję ją w czoło i biorę jej twarz w dłonie. Nie przyprowadzam kobiet na spotkania z chłopakami. Nie pisuję dla nich piosenek. Nie przywożę ich tutaj. I na pewno z nikim nie rozmawiam o swojej rodzinie. Kocham cię, Samantho. O rany mamrocze Sam i podnosi rękę do mojej twarzy, patrząc mi prosto w oczy swoimi pięknymi, jasnymi oczami. Boję się, że spadnę. Złapię cię, skarbie. Mruga i przełyka ślinę, oszołomiona. Siedzimy przez chwilę, słuchając deszczu; Sam pogrążona w rozmyślaniach. Tego się właśnie spodziewałem. To nie jest dziewczyna, która w takiej sytuacji zaczęłaby piszczeć i zarzucać mnie zapewnieniami o swojej miłości. I to jest tylko jedna z wielu rzeczy, które w niej uwielbiam. Też cię kocham odpowiada tak cicho, że z trudem rozróżniam słowa w szumie deszczu. Unoszę jej podbródek palcem, zmuszając ją, by spojrzała mi w oczy. Co takiego? Też cię kocham powtarza głośniej. Przerażasz mnie. Dobrze, bo ty przerażasz mnie jak wszyscy diabli. Zmieję się i przyciągam ją do siebie. Ale bardziej przeraża mnie myśl, że mogłoby cię nie być. Naprawdę przenosisz się na stałe do Seattle? pyta, z twarzą pełną nadziei i radości. Tak. Nie będziesz mieszkał ze mną. Marszczy nagle brwi, a ja wybucham śmiechem. Nie jesteśmy jeszcze na to gotowi. Kiedy to ostatnio sprawdzałem, miałem własny dom przypominam jej. To chyba znaczy, że powinnam poszukać sobie pracy w Seattle mruczy Sam i słodko całuje mnie w policzek. Tak byłoby wygodnie zgadzam się. A kiedy będziesz w trasie? Jej brwi znowu spotykają się u nasady nosa; delikatnie wygładzam jej miękką skórę kciukiem. Jeśli nie będziesz zajęta, możesz jechać ze mną. A jeśli nie będziesz mogła, przetrwamy to jakoś. Kiwa głową i się uśmiecha. Koniec z brzydkim domem w Malibu? Tak. Zmieję się i przytulam ją mocno. Sprzedaję brzydki dom w Malibu. Dzięki Bogu. Rozdział 18 Samantha Jesteście tu! Aadna blondynka zeskakuje z fotela na patio przy basenie i podbiega do mnie i do Leo. Ty jesteś Sam informuje mnie, zarzuca mi ręce na szyję i ściska mocno. Tak, to ja. Rozglądam się po wspaniałym ogrodzie Gary ego i Lori. To zdumiewające, jak szybko zmienia się tu pogoda. Jeszcze kilka godzin temu słuchaliśmy szumu deszczu na balkonie Leo, a teraz znowu jest ciepło i słonecznie. Lori patrzy na mnie śmiejącymi się oczami. Mówię do niej bezgłośnie Pomocy! , ale ona tylko jeszcze bardziej zaczyna się śmiać. Zdrajczyni. Jestem Cher. Dziewczyna odsuwa się i uśmiecha szeroko. Lori miała rację, śliczna jesteś. Jest śliczna mówi do Leo, który też pokłada się ze śmiechu. Owszem, jest zgadza się. DJ, ze sterczącym czubem na głowie, podchodzi i obejmuje Cher ramieniem. Cher to moja żona. Uśmiecha się, patrząc na nią z zachwytem. Bardzo chciała cię poznać. Leo nigdy nie przyprowadza do nas żadnych kobiet. Naprawdę? pyta głośno Leo. Czy za każdym razem musimy przez to przechodzić? No, teraz poznała już wszystkich. Jake się uśmiecha. Chodz, siadaj z nami. Cher chwyta mnie za rękę, ciągnie na zacienione patio, gdzie odpoczywa Lori, głaszcząc się ręką po brzuchu, i pokazuje, że mam usiąść.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|