Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Będzie czuwał jeszcze jakiś czas nad planetą, a następnie ruszy znowu w przestrzeń, ku
najdalszym gwiazdom...
KRYSZTAAOWI
Zauważyliśmy tę mroczną planetę przypadkiem. Tylko dlatego, że zboczyliśmy nieco
z naszej drogi od Układu 19A49, w kierunku Układu IA57, który nas nie interesował, ponieważ
zbliżał się powoli do końca swej egzystencji. Jego słońca świeciły coraz słabiej, a planety
musiały kolejno wymierać, o ile, oczywiście, była na nich jakakolwiek forma życia.
Nasz statek,  Argo XII był przygotowany do bardzo długiej podróży kosmicznej.
Lecieliśmy już cztery lata (nasze, fizyczne, bo na Ziemi minęło ich znacznie więcej), a mieliśmy
w perspektywie jeszcze trzy, aby dotrzeć do Układu 19A49, który niepokoił od dawna ziemskich
uczonych swym silnym promieniowaniem mogącym świadczyć, że na jego planetach zachodzą
interesujące procesy, spowodowane być może przez zamieszkujące je istoty inteligentne.
I oto aparaty pochwyciły nagle słaby sygnał, który mógł świadczyć, że na planecie
mieszkają inteligentne istoty. To był całkiem nikły impuls. A jednak... Kapitan Scare urządził
wśród kilkunastoosobowej załogi coś w rodzaju referendum. Zdecydowana większość była
zdania, że warto wylądować, aby przekonać się, co na niej się dzieje. Ostatecznie mogliśmy
poświęcić kilka naszych biologicznych dni, bo nie wydawało się aby na tym globie czas mógł
przebiegać inaczej, niekorzystnie dla nas. Wykryłyby to superprecyzyjne instrumenty  Argo .
Wylądowaliśmy bez żadnych trudności, w dolinie pośród niewielkich gór rysujących się na
tle bladego światła najbliższej gwiazdy, będącej dawniej niewątpliwie słońcem dla tej planety,
tajemniczo, ale niegroznie. Niby na sztychu z XIX stulecia, jaki oglądałem kiedyś w wielkiej
archeobibliotece...
Na planecie było zimno. Ale nasze przystosowane do wszystkich okoliczności skafandry
zdolne były znieść dużo niższe temperatury. Powietrza nie było, jak się tego spodziewaliśmy.
Ale pejzaż planety przedstawiał widok na swój sposób piękny. Coś jakby ze snu o krainie lodów.
Docierające wciąż promienie wygasającego słońca załamywały się na gładkiej powierzchni
doliny i na zboczach bliskich gór, tworząc różnobarwne refleksy, wywołujące nastrój trudny do
określenia Widok ten nie budził grozy, jak to bywało na niektórych odwiedzanych przez nas
globach, nie sprawiał wrażenia beznadziejności, nie nasuwał myśli o nicości czekającej
wcześniej czy pózniej wszystkie stare układy gwiezdne, które przeżyły już swój czas...
Pierwsze rozeznanie przeprowadzone na terenie doliny nie przyniosło nic. %7ładnych śladów
jakiegokolwiek życia. Jakby od początków istnienia tej planety była ona jedynie swego rodzaju
lustrem odbijającym niegdyś intensywne, a teraz coraz bledsze światło najbliższej gwiazdy,
światło rozszczepiające się i tworzące kolorową panoramę dla nikogo.
A jednak nasze aparaty od czasu do czasu wychwytywały pewne impulsy, które
wskazywały, że na globie gdzieś egzystują jakieś formy inteligencji. Jeden z nas, Vex, wyraził
przypuszczenie, że może istnieją one ponad powierzchnią planety, będąc dla nas niewidzialnymi.
Kapitan Scare zgodził się, że jest to możliwe. Ale skoro wylądowaliśmy tu, musimy zbadać
planetę bardziej dokładnie. Być może, iż coś, czy też ktoś znajduje się na szczytach niewysokich
pasm górskich, rozciągających się na całym prawie globie.
Wystartowaliśmy w kilkoro aparatem zwiadowczym, mającym na swoim pokładzie
odpowiednie czujniki. Krążyliśmy nad górami i dolinami podziwiając ich pustynne, dzikie
piękno. Trwało to dosyć długo, bez żadnego skutku. Wreszcie aparat nasz znalazł się nad
szerokim wąwozem, pogrążonym w większym półmroku aniżeli mijane przedtem doliny. I tu
nasze czujniki zareagowały słabo, ale wyraznie.
Wylądowaliśmy ostrożnie na dnie wąwozu, na jego szklistej powierzchni, zapalając
jednocześnie wszystkie nasze reflektory. Zciany wąwozu były nierówne, połyskiwały podobnie
jak powierzchnia, na której wylądowaliśmy. Blaknącego słońca planety nie było tu widać,
docierały jedynie żałosne resztki blasku, który w dolinach był odrobinę silniejszy.
Manewrowaliśmy smugami reflektorów tak, aby spenetrować możliwie największą
przestrzeń. I naraz jasny krąg jednego z nich zatrzymał się mniej więcej w połowie wysokości
lewej ściany wąwozu.
 Co to może być?  zawołała Atrix, jedna z naszych dwóch towarzyszek.
Wpatrzyliśmy się wszyscy czworo w miejsce obwiedzione jasnym kręgiem.
 To jest...  rzekł Vex.  Wiecie, do czego to jest podobne? Do półkuli wyrzezbionej jakby
w ścianie górskiej...
 Ona nie jest gładka  zauważyła Atrix.  Przypomina ogromny... kryształ.
 Tak!  podchwyciłem.  Zwłaszcza, że odbija światło, podobnie jak kryształy.
 I składa się z symetrycznych płytek  dokończył Vex.  Ale jakże jest wielki, większy od
tych, jakie widziałem kiedykolwiek na Ziemi.
 Przesuń promień reflektora albo w lewo, albo w prawo  powiedziała Atrix.
 I przenieśmy tam również pozostałe  dodała milcząca dotąd Sylvia.
Uczyniliśmy to i okazało się, że kryształów jest znacznie więcej. Naliczyliśmy ich
kilkanaście, oddalonych od siebie mniej więcej o 25-30 metrów (ich średnica liczyć mogła 10,
do 12 metrów), pobłyskiwały w blasku naszych reflektorów, załamując ich światło.
Nagle przyszło nam do głowy, że może i po drugiej stronie wąwozu... Rzeczywiście tak
było. Na tej samej wysokości ściany znajdowało się ponad dwadzieścia kryształów blizniaczo
podobnych. Zauważyliśmy jedynie, że różnią się one nieco od poprzednich wielkością. Są trochę
mniejsze.
Patrzyliśmy jak urzeczeni. W miarę jak upływał czas oświetlania kryształów zdawały się one
jakby ożywać, jakby się w nich coś budziło. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates