[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kilkoro puszyło się dumnie, a jeden oznajmił: - Jake, Buddy i ja zagramy w jego drużynie - pokazał na Drew. - I ja będę rzucał. Drew zakręcił piłkę na palcu i popatrzył w zamyśleniu na młodego człowieka. - Jak masz na imię? Joe? No więc, Joe, to czy zagracie, będzie zależało od Chrissie. A drużyny podzielimy tak, aby wszyscy mieli równe szanse. Wchodzisz w to? Joe odrzucił do tyłu wpadające mu do oczu włosy. Przestąpił niespokojnie z nogi na nogę, spojrzał spod oka na swoich kumpli i nie znajdując u nich poparcia, niechętnie się zgodził. - Chrissie? - zapytał Drew siostrzenicę. Wahała się przez długą chwilę, ale w końcu pokiwała głową. Zwróciła się do Daniela. - Danny? Daniel zerknął niepewnie na ośmiolatków, potem na wujka i znowu na nich. Widać było, że intensywnie myśli. Trzech na jednego, ale jego wujek jest i tak większy. - Pamiętasz, co mówiłeś przed chwilą, wujku? - zapytał niespokojnie. - Jasne - potwierdził Drew stanowczo i naprężył muskuły, by pokazać siostrzeńcowi swą siłę. - Pokaż swoje - pokiwał głową nad żałosnymi mięśniami czterolatka. - Chyba mamy ich w garści, staruszku. Daniel roześmiał się. - Dobra. Jak będą niegrzeczni, to ich wykurzymy. - Jasne - potwierdził Drew z przekonaniem. - Bierzemy Jake'a i Buddy'ego, bo nam jednego brakuje. Joe do drużyny Chrissie. - Dobry pomysł - pochwalił Drew. - To wyrówna szanse obu drużyn. Daniel rozjaśnił się wprost ze szczęścia, słysząc pochwałę, i Frannie wyczuła, że oto Drew zyskał nowego wielbiciela. - Dobra, no, to do roboty! - Drew zacierał ręce. Kiedy Joe zdał sobie sprawę, że to tylko zabawa i że nie pozwolą mu nikogo tyranizować, przestał się wygłupiać i bawił się jak wszyscy. Wkrótce obie drużyny powiększyły się, przyłączyło się nawet paru rodziców. Nastrój był wspaniały, a każdy malec miał swoją kolejkę rzutów. - Dobrze, Samantho, teraz ty - zawołała Frannie. - Nie spuszczaj piłki z oka, Sammie - poradził Drew. - Już leci. Dwulatka trzęsła się cała z emocji, jedną nóżkę zaparta w ziemię, drugą wysunęła do tyłu, gotowa do przejęcia piłki. Zacisnęła dłonie w piąstki, ręce uniosła do zamachu. - Teraz, Samantho, teraz! - wrzasnęła Frannie, gdy piłka zatrzymała się przed nią. - Dalej! Kopnij ją! Mała podbiegła, zrobiła zamach tłustą nóżką, ale poślizgnęła się na trawie i usiadła na piłce. Ta wysunęła się spod niej i dziewczynka upadła na plecy. Natychmiast wybuchła przerazliwym płaczem. - Oj! Ojoj! Boji! Boji! Przybiegli Frannie i Drew. - Co boli, dziecinko? - Ciii, skarbie. Gdzie to kuku? - Uderzyłaś się w głowę? Frannie, jeśli to wstrząśnienie mózgu, powinniśmy wezwać karetkę. - Zia mocno kjapłam. Pupa boji, Fłannie. yjamałam pupę. - Już dobrze, skarbie, już dobrze. - Frannie pochyliła się nad nią i dziewczyna zarzuciła jej ręce na szyję. - Położymy cię zaraz, żeby wujek Drew wszystko obejrzał. Po chwili Samanthę otaczał wianuszek dzieci i dorosłych. Frannie pomacała pulchne rączki i nóżki Samanthy, szukając innych obrażeń poza złamaną" pupą. - Kiedy Chrissie złamała rękę, włożyli ją w gips. Skoro Sammie złamała sobie pupę i założą jej gips, to jak zrobi siusiu? - zastanawiał się Daniel. Drew i Frannie wymienili wymowne spojrzenia. - Chjissie stjaśnie djugo miała ten gipś! - krzyknęła żałośnie Sam. - Ja chcie siusiu! Juś! Nie wytsimam! - Ciii, skarbie. Na pewno nie złamałaś sobie pupy. Słowo. Cii... Troszeczkę ją sobie stłukłaś. Teraz przestań płakać i pozwól, że zobaczę... Daniel natychmiast się wtrącił. - Ale jeśli... - Drew - Frannie przerwała mu gwałtownie. - Zabierz stąd wszystkich. Sammie przyda się trochę wolnej przestrzeni, nie uważasz? - Co? A tak, jasne. Nie ma sprawy. Chodzmy, Danielu, Chrissie... - Ale, wujku... - Na litość boską, Danielu, jestem inżynierem. Jeśli coś sobie zrobiła, obmyślimy jakiś system siadania na nocniczku. Przestań się martwić. - Naprawdę? - Słowo. W końcu jestem specjalista, od systemów odwadniających. - Klawo. Mamy w domu stary wąż ogrodowy. Może... - Aha. Brzmi niezle, staruszku. Zaraz się nad tym zastanowimy - Chodz, Chrissie, ty też. Drew udało się w końcu skutecznie odsunąć Daniela i zająć go czym innym. Frannie mogła wreszcie spokojnie obejrzeć Samanthę. - Sam? Poruszaj paluszkami u nóg, skarbie. Pięknie. Teraz spróbuj zgiąć nóżkę w kolanie. Możesz? Zwietnie. Pozbawiona widowni Samantha natychmiast się uspokoiła. Frannie zbadała po kolei wszystkie części jej ciała i z ulgą stwierdziła, że mała nie doznała żadnego trwałego uszczerbku na zdrowiu. Nie było żadnego złamania ani wstrząśnienia mózgu. Wkrótce dziewczynka stała z powrotem
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|