[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powolną precyzją, która ciągnęła się jak rozkoszna tortura, niemal doprowadzając do eksplozji. Odwrócił się na plecy i posadził ją na sobie. Objęła udami jego biodra i zaczęła osuwać się na niego centymetr po centymetrze. Troy ujął dłońmi jej biodra i pokazał rytm, w którym mogli podążać oboje. Słysząc jej ochrypłe jęki, zapragnął znów dopro- L R T wadzić ją do orgazmu. Zaczął pieścić jej sutki. Była zachwycająco piękna. Te włosy spływające wzdłuż ramion. Miękka skóra pod palcami. I twarz w ekstazie. Brał ją z każdym kolejnym pchnięciem. A może to ona brała sobie jego. Myślał tylko o tym, że nareszcie może się z nią kochać. I że w ciągu tego tygodnia będzie to ro- bił jeszcze wiele razy. Nagle błysnęła mu myśl, że może ją utracić. Wbił palce w jej bio- dra, poruszając nimi coraz szybciej, czekając na znak, że ona też jest blisko spełnienia. Skóra na jej piersiach poczerwieniała. Puls w żyłach na szyi tętnił coraz szybciej. W końcu Hillary odrzuciła głowę do tyłu... Tak! Wbił ją na siebie ostatni raz, czując, jak zaciska się na nim jedwabiste imadło. On też wydał z siebie przeciągły jęk rozkoszy. Hillary osunęła mu się na piersi. Objął ją i przytulił, pokrywając czoło pocałunkami, zlizując z brwi słone kropelki potu. Ich spoco- ne ciała przywarły do siebie. W tym momencie Troy zrozumiał, że stało się coś, czego nie przewidział i nie pla- nował. Od siedemnastu lat powtarzał sobie, że nie potrzebuje rodziny. Wystarczyli mu sprawdzeni kumple, tak samo cyniczni i znużeni życiem jak on. Przy Hillary poczuł, że pragnie czegoś więcej. Minęły trzy dni. Hillary leżała obok Troya w gorącej kąpieli z pianą, na której uno- siły się listki świeżej mięty. Przez całe życie nie uprawiała tyle seksu co tutaj. No, może to była lekka przesada, ale nigdy nie była taka zaspokojona. Troy był niezwykle uważny, ciągle skupiony na jej przyjemności i orgazmach. Nigdy wcześniej nie spotkała mężczyzny, któremu aż tak zależało na zadowoleniu kobiety. Podniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy. - Dziękuję za ten ręcznik z krową. - Już mi za niego dziękowałaś. - I za te wielkie puchate kapcie w kształcie krowy. - Nie chciałem, żeby ci było zimno w stopy. - Jego dłonie delikatnie masowały jej brzuch, mimo że jej ciało było zbyt nasycone, by reagować. - A kawa lepiej smakuje z kubka w biało-czarne łaty. - Pocałowała go w ramię, tuż obok miejsca, gdzie niedawno jej zęby zostawiły mały ślad. Troy potrafił doprowadzić ją do szaleństwa. L R T - Cieszę się, że ci się spodobały. - Jesteś bardzo hojnym, troskliwym i fascynującym oryginałem. - Bardzo się pilnuję, żeby nie być nudziarzem. - Gładził palcami jej uda. - A nie chciałabyś może brylantowego wisiorka w kształcie krowy? - Jesteś niemożliwy! - Niemożliwy i czarujący. Nie umiała sobie wyobrazić, jak wróci do normalnego życia. A wiedziała przecież, że ta bajka, jak wszystkie inne, musi się kiedyś skończyć. - O kurczę! Czy to znaczy, że będę go musiał oddać? Chwileczkę, o czym on mó- wi? O brylantowym wisiorku w kształcie krowy? - Chyba nie chcesz powiedzieć, że już go... - Zaczekaj chwilę, niedługo sama się przekonasz. - Wsunął dłonie między jej nogi. Teraz już zareagowała podnieceniem. Rozsunęła kolana, wiedząc, że ta bajka jesz- cze trochę potrwa. Troy położył nogi na biurku. Włączył wideotelefon z najnowocześniejszym opro- gramowaniem. Gdyby wprowadził je teraz na rynek, pogrążyłby całą konkurencję. Ale jeszcze nie podjął tej decyzji. Czasem lepiej było zachować naturalny porządek rzeczy. Zamiast dodawać małe ulepszenia, które jedynie zachęcają ludzi do wyrzucania dobrze działających produktów, lepiej zaczekać z wprowadzaniem nowych technologii, by zmiana była naprawdę zauwa- żalna. Troy lubił swoje zabawki. Nawet tu miał ścianę pełną komputerów, całe półki dys- ków i innych części, starych i nowych. Ale teraz skupił się na rozmowie. Po drugiej stro- nie linii był jego kumpel z korpusu kadetów. Malcolm Douglas miał na sobie pomięty smoking, w którym występował poprzed- niego wieczoru na koncercie. - Cześć, Mozart. Dzięki za pomoc. Zawsze można na ciebie liczyć. - Nie ma za co, stary. - Malcolm połknął tabletkę przeciwko nadkwasocie i odsta- wił na stół puste do połowy opakowanie. Od czasów szkolnych przeszedł długą drogę i wiele w życiu osiągnął, ale nadal miał wrażliwy żołądek. - Za godzinę wszystko będzie załatwione. L R T Historyjka z kasynem powoli przestawała być wiarygodna. Mogła wzbudzić podej- rzenia, ponieważ Troy znany był z tego, że nie zostawał w jednym miejscu dłużej niż pa- rę dni. Salvatore zapewniał go, że jest na tropie i aresztowanie podejrzanego jest już bli- skie, ale Troy nie zamierzał czekać na to bezczynnie. Wysłał do pism plotkarskich zdjęcia przedstawiające jego i Hillary podczas kolacji przy świecach. Zmontowane ze starymi zdjęciami jego i Malcolma stwarzały wrażenie, jakby cała trójka spotkała się w restauracji po ostatnim koncercie Douglasa w Nowym Jorku. - A tak przy okazji, gratuluję koncertu. Carnegie Hall to nie byle co. - Drobiazg w porównaniu z tym, co dzieje się w twoim życiu. - Malcom jak zwykle zbywał lekceważąco wszelkie pochwały i gratulacje. - Ta twoja nowa kobieta jest cho- lernie seksowna. Jest na czym oko zawiesić. - Hej, uważaj, to moja kobieta. - Spoko, tak tylko mówiłem. - Już wiem, że nie mogę ci więcej przysyłać jej zdjęć przy świecach. - Nie chodziło mi o wasze zdjęcia z romantycznej kolacji, stary. Raczej o ten pu- szysty szlafrok. Troy obrócił się gwałtownie. Rzeczywiście, tuż zanim stała Hillary w szlafroku. - Rozmawiasz z samym Malcolmem Douglasem? Poczuł zazdrość. Wściekłą i irracjonalną. Opanował się jednak, w końcu wiele ko- biet tak reagowało na jego przyjaciela, który nie dość, że był wybitnym pianistą jaz- zowym, to jeszcze wyglądał jak niezłe ciacho. Oderwał wzrok od Hillary i wrócił do rozmowy. - Muszę kończyć. Jeszcze raz dzięki za pomoc. Mam u ciebie dług. - Na pewno się o niego upomnę. Ekran zgasł, a Hillary podeszła bliżej. Włosy miała lekko potargane. - Twoi kumple pochodzą z wyjątkowych kręgów. Najpierw właściciel kasyna, a te- raz on. - Wskazała gestem na ekran. - Jest was całkiem wielu. - Nie tak znowu wielu. - Wyciągnął się w fotelu. - Gdyby tak było, stalibyśmy się produktem masowym. L R T - Uwierz mi, nikomu by nawet do głowy nie przyszło nazwać cię produktem ma- sowym". - Podniosła do góry dłoń, trzymając w palcach platynowy naszyjnik z brylan- towym wisiorkiem w kształcie krowy. - Jesteś stuprocentowym oryginałem. Chwycił ją za nadgarstek i posadził sobie na kolanach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|