|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
łóżku odwrócona do niego plecami. - Jeśli mnie nie chcesz, powiedz jasno i wyraznie. Ja zro zumiem. - Doskonale wiesz, że bardzo cię pragnę i że mi na tobie zależy - odparł cicho. - Przez te wszystkie miesiące chcia łem cię posiąść. Spojrzała na niego przez ramię. - W takim razie co cię teraz powstrzymuje? Od dziś masz do tego pełne prawo. Remy nerwowo przełknął ślinę, bo z oczu żony wyczytał nieme błaganie. Usiadł obok niej, wsunął palce w grzywę jas nych włosów i pocałował żonę w kark. - Masz rację, Beatrice - szepnął. - Nie ma żadnego po wodu, dla którego nie mogę albo nie powinienem kochać się z tobą. - W takim razie pospiesz się, bo słońce stoi wysoko i wkrótce zjawi się tutaj stryjenka Margaret. Zapewne spie szno jej będzie obejrzeć prześcieradło, a my nie mamy co pokazać. Remy pokręcił głową i mrugnął do niej porozumiewaw czo. - Nie wejdzie. Drzwi są zaryglowane. Dopilnowałem te go przed zaśnięciem. Nie musimy się spieszyć. Wziął ją w objęcia i zachęcił łagodnie, żeby opadła znowu na poduszki. Barczyste ramiona przesłoniły widok na kom natę. Beatrice poczuła ciężar męskiego ciała, napierającego na jej drobną postać. Remy długo patrzył w piwne oczy, a po tem odezwał się przyciszonym głosem: - Rozumiesz chyba, że jeśli zrobimy to teraz, nie będzie odwrotu. Do końca życia pozostaniemy małżeństwem. Skinęła głową. Błagała go w duchu, żeby przestał zada wać pytania, bo nie chciała dłużej roztrząsać tej sprawy i za stanawiać się nad konsekwencjami. Pragnęła jedynie tulić się do męża, poddać się namiętności, kochać się nareszcie. W tej chwili nie dbała o nic więcej. Ledwie dała mu znak skinie niem głowy, sięgnął do wiązania koszuli. Nagle przypomnia ła sobie, dlaczego wybrała na noc poślubną obszerne giezło z długimi rękawami. Chciała ukryć ohydne blizny. Gdy Re my mimo wszystko rozsupłał węzeł i zsuwał z ramion cienki materiał, znów ogarnęło ją zwątpienie. Ledwie rozbudzona namiętność tliła się słabym płomykiem, a Beatrice była na siebie zła z powodu bezprzykładnej głupoty. Co ją podkusiło, żeby czekać do rana? Po stokroć lepiej byłoby kochać się przy blasku świec albo w ciemności. - Poczekaj! - Chwyciła go za nadgarstek i odsunęła rękę. - Czy to konieczne, żebyś mi zdjął koszulę? Popatrzył na nią, wyraznie zbity z tropu. Zmarszczył brwi, a po chwili uśmiechnął się niepewnie. - Nie - odparł po namyśle. - Mogę ci ją tylko podciąg nąć, jeśli sobie tego życzysz. - Ach tak. - Odetchnęła z ulgą i rozpogodziła się naty chmiast. - Owszem, tak chcę. Pokręcił głową i uśmiechnął się od ucha do ucha. Ostroż- nie wyrwał rękę z uścisku drobnych palców i wrócił do prze rwanego zajęcia. - Ale ja mam inne życzenie. Chciałbym ujrzeć cię nagą. Od dawna marzyłem i śniłem, by podziwiać twoje piękne ciało. - Nie! - krzyknęła, tym razem chwytając jego nadgar stek obiema rękami. - To nie będzie przyjemny widok. Sam wiesz, że zostałam oszpecona. Pamiętasz o moich bli znach? Długo patrzyli sobie w oczy. Dwie wole zmagały się w tym pojedynku. Remy pierwszy się poddał. Nim się odezwał, pogłaskał wskazującym palcem delikatną skórę u nasady smukłej szyi. - Ja też mam blizny - tłumaczył przyciszonym głosem. Jest ich mnóstwo, znacznie więcej niż u ciebie. Wyglądają znacznie gorzej od twoich. Czy z tego powodu jestem ci wstrętny? - Ależ skąd! - zaprzeczyła z wielkim zapałem. - Sam wiesz, że tak nie jest. - Mógłbym powiedzieć to samo. - Nim skończył zdanie, obnażył szybko jej ramię i pocałował różową, pomarszczoną skórę. - Ten niewielki znak przypomina mi o twojej odwa dze. Jakże mógłbym uznać go za odrażający? Stanowi wy mowne świadectwo zdarzeń, które razem przeżyliśmy. Twoje blizny łączą nas, zamiast dzielić. Obnażył najpierw jedno ramię, potem drugie i pochylił się, zasypując pocałunkami gładką skórę dekoltu. Koszula opadła do talii. Remy całował zagłębienie między piersiami. Mrucząc z zadowolenia, objął wargami twardy sutek. Beatrice odrzuciła głowę do tyłu. Włosy opadły na plecy, odsłaniając szyję. Beatrice oddychała spazmatycznie, cała była rozpalona. Przymknęła oczy i wsłuchiwała się w przy spieszony rytm serca. Remy ważył w dłoniach obie jej piersi, całując je na przemian. Niechętnie podniósł głowę i zsunął koszulę jeszcze niżej, ku biodrom i kolanom. Po chwili żona leżała przy nim cał kiem naga, a cienkie płótno wylądowało na podłodze. Długo pożerał Beatrice wzrokiem, nie mogąc się napatrzeć. Raz po raz zerkał na ciemny trójkąt w dole brzucha. - Remy! - rzuciła błagalnie. Cała w pąsach wiła się pod uważnym spojrzeniem. Zakłopotana, odwróciła się ku niemu i wyciągnęła ramiona. Chwyciła męża za szyję, uniosła się lekko i przyciągnęła go do siebie. Nie dał za wygraną i łagodnym ruchem zachęcił ją, żeby się położyła. Westchnął, nie kryjąc radości i zachwytu. - Chcę na ciebie patrzeć. Jesteś piękna niczym bogini. Aż lękam się ciebie dotknąć! - Co ty opowiadasz, drogi mężu? Jestem zwykłą ko bietą. - Nieprawda. - Pokręcił głową. - Nie ma w tobie ani krzty zwyczajności. Wyjątkowa z ciebie istota: moja Bea trice. Moja żona. Wyciągnął się obok niej, całując w usta niemal z uszano waniem. Uśmiechnął się, bo poczuł bijący od niej żar. Słyszał kołatanie serca, uderzającego coraz szybciej tuż przy jego piersi. Przesuwał dłońmi po gładkiej skórze, ani na moment nie przestając pieścić ukochanej. Zasypał pocałunkami jej biodra, nie omijając miejsca, gdzie po walijskiej strzale zo stała druga blizna. Miał nadzieję, że dzięki temu wszelkie wątpliwości i obawy pójdą w zapomnienie. - Remy, chyba jestem w niebie - szepnęła półprzytomna z zachwytu. Uśmiechnął się pobłażliwie. Wzruszała go jej niewiedza. - Poczekaj trochę, a poznasz jeszcze większe rozkosze. - Chyba żartujesz? Nie sądzę, żebym potrafiła je znieść. - Poradzisz sobie. Zdaj się na mnie. Wszystkiego cię na uczę - zapewnił, nie przerywając namiętnych pieszczot, - Pragnę cię, Remy - szeptała jak w transie. Przykrył ją swoim ciałem i uśmiechnął się tryumfalnie, gdy położyła dłonie na jego pośladkach, jakby chciała przy ciągnąć go jeszcze bliżej. - Powoli, najdroższa - mitygował ją łagodnie. - Zaboli, jeśli wezmę cię przedwcześnie. - Na pewno nie - upierała się. - Błagam, Remy, teraz... - krzyknęła z rozkoszy, gdy poczuła go w sobie. Przez moment czuła lekki ból, lecz natychmiast zapomniała o nieprzyje mnym doznaniu, bo wszystkimi zmysłami chłonęła radość z cudownego zespolenia ciał i dusz, które było teraz ich udzia
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|