[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wydawało się, że jego wysokość jest bardziej rozbawiony niż zaniepokojony bezpośrednim zachowaniem Garony i jej wypowiadanymi prosto z mostu ostrzeżeniami. - Nie podeszły do murów bliżej niż na strzał z łuku - powtórzyła Garona. - Tym razem. Następnym podejdą. A za trzecim sforsują mury. Nie sądzę, abyś brał orki wystarczająco poważnie, panie. - Zapewniam cię, że traktuję je bardzo poważnie - rzekł Llane. - Jestem również świadom mocnych punktów Stormwind. Jego murów, armii, sojuszników i ducha. Być może gdybyś je zobaczyła, również byłabyś mniej przekonana o potędze orków. Również w sprawie maga Llane był tak samo przekonany. Khadgar wyłożył wszystko przed radą, wspierany zapewnieniami i dodatkami ze strony Garony. Wizje przeszłości, zmienne zachowanie, wizje, które nie były wizjami, lecz raczej prawdziwymi demonstracjami obecności Sargerasa w Karazhanie. Odpowiedzialność Medivha za obecny najazd na Azeroth. - Gdybym dostawał srebrne ziarnko kaszy za każdego człowieka, który mówił, że Medivh jest szalony, byłbym bogatszy, niż jestem - powiedział Llane. - On ma plan, młody panie. To proste. Wpadał w taki czy inny szał częściej, niż zdołałbym zliczyć, a nasz Lothar rwał sobie brodę. Za każdym razem okazywało się, że miał rację. Czy ostatnim razem, kiedy tu był, nie popędził, by upolować demona i sprowadzić go w ciągu kilku godzin? To niepodobne do opętanego przez demona, aby zdjąć głowę komuś ze swego rodzaju. - Może to był ruch kogoś, kto usiłuje dowieść własnej niewinności - wtrąciła Garona. - Nikt nie widział, jak zabił demona. Czy nie mógł go wezwać, zabić i dowieść, że to on był za wszystko odpowiedzialny? - Przypuszczenie - mruknął król. - Nie. Z całym szacunkiem dla was obojga, nie zaprzeczam, że widzieliście to, co widzieliście. Nawet te wizje przeszłości. Sądzę, że mag jest szczwanym lisem i to wszystko stanowi fragment jakiegoś większego planu. Zawsze mówił o większych planach i większych cyklach. - Z całym szacunkiem - rzekł Khadgar. - Mag może mieć większy plan, ale rodzi się pytanie, czy Stormwind i Azeroth naprawdę mają w nim jakieś miejsce? W taki sposób spędzili większość wieczoru. Król Llane pozostał nieugięty we wszystkich sprawach. Twierdził, że Azeroth może, dzięki swoim sojusznikom, zniszczyć albo zapędzić orcze hordy z powrotem do ich świata, że Medivh ma jakiś plan, którego nikt inny nie może zrozumieć i że Stormwind będzie odpierać ataki tak długo, jak długo ludzie o mężnych sercach będą stać na murach i zasiadać na tronie . Przez większość czasu Lothar milczał, co jakiś czas zadając jakieś pytanie i kręcąc głową, kiedy Khadgar czy Garona dawali mu odpowiedz. Wreszcie przemówił. - Llane, niech twoja pewność cię nie zaślepi! - powiedział. - Nie mogąc liczyć na maga Medivha, bylibyśmy bardzo osłabieni. Nie doceniając możliwości orków, czeka nas zguba. Posłuchaj, co oni mówią! - Słucham - rzekł król. - Lecz słucham nie tylko rozumem, ale i sercem. Spędziliśmy wiele lat z Medivhem, zarówno przed, jak i podczas jego długiego snu. Pamięta swoich przyjaciół. A kiedy odsłoni swój zamysł, jestem pewien, że nawet wy docenicie, jakiego przyjaciela mamy w magu. Wreszcie król wstał i odprawił wszystkich, obiecując, że odpowiednio wszystko rozważy. Garona mruczała coś pod nosem, a Lothar dał im pokoje bez okien oraz ze strażą u drzwi, tak na wszelki wypadek. Khadgar usiłował spać, ale frustracja sprawiała, że przez większość nocy chodził w kółko. Wreszcie, kiedy zmęczenie zaczynało brać górę, rozległo się pukanie do drzwi. Był to Lothar, w pełnej zbroi, z szatą przerzuconą przez ramię. - Spałeś jak zabity, prawda? - powiedział, z uśmiechem wręczając mu ubranie. - Załóż to i dołącz do nas na szczycie wieży za piętnaście minut. Pośpiesz się, chłopcze. Khadgar szybko ubrał się w strój, który składał się ze spodni, ciężkich butów, błękitnej tuniki z wyszytym lwem Azeroth oraz ciężkiego miecza. Zastanowił się i założył broń na plecy. Mogła się jeszcze przydać. Na szczytach wież tłoczyło się przynajmniej sześć gryfów, szeleszcząc niecierpliwie skrzydłami. Był tam Lothar i Garona, ubrana, podobnie jak Khadgar, w białą tunikę z lwem. Półorczyca też miała ciężki miecz. - Nie! - warknęła. - Ani słowa. - Dobrze w tym wyglądasz - powiedział. - Pasuje do koloru twoich oczu. Garona prychnęła. - Lothar powiedział to samo. Próbował przekonać mnie, mówiąc, że ty też to założysz. I że chce być pewny, że inni mnie nie zastrzelą, biorąc za kogoś innego. - Inni? - spytał Khadgar i rozejrzał się. W świetle poranka dostrzegł, że na innych wieżach również szykowano się do odlotu. Aącznie było sześć gryfów. Khadgar nie wiedział, że na świecie, a co dopiero w Stormwind, jest tyle wyszkolonych gryfów. Lothar musiał porozmawiać z krasnoludami. Powietrze było zimne i ostre jak pchnięcie sztyletem. Lothar podszedł do nich i poprawił Khadgarowi miecz tak, aby mógł jechać z nim na grzbiecie gryfa. - Jego wysokość - mruknął Lothar - r pokłada głęboką wiarę w lud Azeroth i grubość murów Stormwind. Ponadto ma również dobrych ludzi, którzy zajmują się różnymi rzeczami, gdy się myli. - Jak my - rzekł ponuro Khadgar. - Jak my - potwierdził Lothar. Spojrzał twardo na Khadgara i dodał: - Wiesz, pytałem cię, co z nim. - Tak - powiedział Khadgar - a ja powiedziałem ci prawdę, a przynajmniej to, co wówczas za nią uważałem. Czułem się lojalny wobec niego. - Rozumiem - powiedział Lothar. - I również czuję się wobec niego lojalny. Chcę się upewnić, że to, co mówiliście, to prawda. Ale chcę również, abyście byli w stanie zrobić to, co powinno zostać zrobione, jeśli zajdzie taka potrzeba. Khadgar skinął głową. - Wierzysz mi, prawda? Lothar ponuro skinął głową. - Dawno temu, kiedy byłem w waszym wieku, opiekowałem się Medivhem. Był wówczas w śpiączce, która zabrała mu tak wiele młodości. Sądziłem, że to był sen, ale przysięgam, że oprócz mnie był tam jeszcze jeden mężczyzna, również pilnujący maga. Wyglądał jak zbudowany z wypolerowanej miedzi, miał wielkie rogi i brodę z płomieni. - Sargeras - rzekł Khadgar. Lothar westchnął ciężko. - Sądziłem, że zasnąłem, że to był sen, że nie mogło to być to, co sądziłem. Widzisz, ja również byłem wobec niego lojalny. Lecz nigdy nie zapomniałem, co widziałem. Z biegiem lat zacząłem jednak rozumieć, że widziałem fragment prawdy i że może do czegoś takiego dojść. Możemy jeszcze ocalić Medivha, ale musimy sprawdzić, czy ciemność nie zapuściła korzeni zbyt głęboko. Potem musimy zrobić coś niespodziewanego, okropnego i całkowicie koniecznego. Pytanie brzmi: czy zgodzisz się to zrobić? Khadgar zastanowił się przez chwilę, po czym skinął głową. W żołądku miał kulę lodu. Lothar uniósł dłoń. Na jego rozkaz pozostałe gryfy wzbiły się w powietrze, budząc się do życia, kiedy pierwsze promienie świtu padły na ich skrzydła i pomalowały je na złoto. Podczas długiego lotu do Karazhanu zimno w żołądku Khadgara nie znikło. Garona leciała za nim, ale kiedy ziemia płynęła pod nimi, nie odzywała się ani słowem. Teren zmieniał się. Wielkie pola były tylko poczerniałymi ścierniskami, upstrzonymi
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|