[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dużo lepiej. W tym pośpiechu nikt nie zwracał uwagi na to, jakie będzie cięcie, ale ja się nie przejmuję. Najwyżej będę miała bliznę, no i co z tego? Mała jest tego warta, prawda? - O mało jej pani nie straciła. Tak mi przykro, że nie wysłałam pani wcześniej do szpitala. - Ależ na jakiej podstawie? - spytała zaskoczona Sue. - Przecież wcale nie było tak zle. Zresztą pewnie bym się nie zgodziła. Czekałam, aż się zaczną regularne bóle porodowe, a to było, jak się okazało, odchodzenie łożyska. Jak oni to nazwali? - Przodujące łożysko. Zazwyczaj następuje bardzo szybko. - Moje faktycznie było szybkie. No, ale wszystko dobrze się skończyło. Chcemy ją nazwać Sally, tak jak pani. Mam nadzieję, że to pani nie przeszkadza? Sally poczuła, że się czerwieni, a do oczu napłynęły jej łzy. - Uważamy, że gdyby pani nie była tak dokładna i nie ostrzegła mnie przed bagatelizowaniem jakiegokolwiek pogorszenia, to po prostu czekałabym na Pete'a, żeby zawiózł mnie do szpitala - mówiła dalej Sue. - A wtedy pewnie byłoby za pózno. - Proszę o tym już nie myśleć - powiedziała Sally, czując dreszcz na plecach. - Słyszałam o Gabby Lennard. To straszne. - Tak. Miała wylew krwi do mózgu. To mogło się stać w każdej chwili. 124 RS - Jej termin przypadał cztery tygodnie po moim. Wciąż nie mogę uwierzyć, jakie miałam szczęście. - Pani i my wszyscy. Będziemy o tym pamiętać. Wracając do domu, Sally myślała o tym, że gdyby Gabby nigdy nie zaszła w ciążę, może nie doszłoby do tego nieszczęścia. Ale nie ma co rozważać, co by było, gdyby... Trzeba cieszyć się każdym dniem. Potem zaczęła się zastanawiać, czy za dziesięć lat jej głównym zajęciem będzie jedynie odkurzanie domu. Czy tylko to ją czeka w przyszłości? A może uda jej się znalezć jakąś pracę, choćby na zastępstwa? Tu, gdzie pracuje Sam, nie było, niestety, wolnego etatu. A szkoda, bo bardzo jej się tu podobało. O ile oczywiście mąż nie wyraziłby sprzeciwu, co wcale nie było takie pewne. Zresztą, co to ma za znaczenie. Zamki na lodzie. 125 RS ROZDZIAA DZIEWITY - Jak minął dzień? - spytał Sam. - Na szczęście był krótki. Oboje roześmieli się. Sam przytulił ją, ale zaraz puścił i odszedł na drugi koniec kuchni. - Herbaty? - Jeszcze pytasz? Usadowiła się przy stole i patrzyła, jak przygotowuje herbatę. Bardzo jej się podobał w tych starych, obcisłych dżinsach; jego włosy, kształt uszu, szerokie ramiona, długie, mocne, ale szczupłe nogi. Wyobraznia podsunęła jej obraz Sama bez spodni i musiała zamknąć oczy. - Zmęczona? - Aha - przytaknęła, chcąc ukryć swoje myśli. - Wypij i pojedziemy po dzieci - zaproponował, stawiając przed nią herbatę. - Och, zapomniałam ci powiedzieć, że prawdopodobnie uda się uratować stopę Liama. - Wiem, też dzwoniłem. Powinnam to przewidzieć, pomyślała. - Jak się czuł Toby dziś rano? - Nawet niezle. Jasne, że był wystraszony i niespokojny, ale wytłumaczyłem mu, że nawet niewielka ilość krwi zostawia wielkie plamy. Nie może się doczekać, kiedy zobaczy brata, ale jednocześnie trochę się tego obawia, bo wciąż ma w pamięci Liama krzyczącego z bólu i zbroczonego krwią. 126 RS - Już nic nie mów. Mam nadzieję, że przy okazji udzieliłeś dzieciom lekcji, co robić, żeby nie narażać się na niebezpieczeństwo. - Nie musiałem. Zostawiłem je w samochodzie, ale nawet stamtąd słyszały wrzask Liama. Kiedy wróciłem do nich po odjezdzie karetki, oboje mieli twarze blade jak ściana. - Biedactwa. To pech, że akurat miałam wezwanie. - A ja jestem zadowolony, że to nie ty musiałaś tam pojechać. - Też jestem lekarzem i radzę sobie w takich sytuacjach - odparła oburzona, że podaje w wątpliwość jej kwalifikacje. - Oczywiście. Nie to miałem na myśli - zapewnił zdziwiony. - Po prostu cieszę się, że nie musiałaś tego oglądać. - Aha. - Trochę zawstydzona napiła się herbaty. - Czy już ci mówiłem, że do twarzy ci z tymi workami pod oczami? - spytał, przyglądając się jej uważnie. - Prosię. - Chyba jesteś zmęczona - powiedział z leniwym uśmiechem. - Co myślisz o wczesnym pójściu spać? Miała wielką ochotę. Ciekawe, czy uda jej się zrobić tak, żeby znowu ją wymasował... a może potem kochaliby się długo, powoli... Poczuła, że ma czerwone policzki. Przecież on ją tylko kusi - choćby ten uścisk przed chwilą. I zawsze, kiedy ona wykazuje zainteresowanie, jego już nie ma. Lepiej niech Sam ma się na baczności, bo i tak dorwie go któregoś dnia. 127 Obserwował, jak mu się przyglądała i zaczynał mieć wątpliwości. Co będzie, jeśli okaże się, że nie zdoła jej zadowolić? Może tak przyzwyczaiła się do oszukiwania go, że już nigdy nie będzie im razem dobrze? Przeciągnęła się, a on poczuł wybuch podniecenia na widok piersi prężących się pod miękką bluzą. Szybko odwrócił wzrok. Cholera, przecież nie będzie zachowywał się jak nastolatek. A jeśli ona to spostrzeże? - Jedziemy? - spytał, biorąc kluczyki od samochodu. - Coś ty taki niecierpliwy? - odparła wstając. Nie patrzył na nią, ale wydawało mu się, że na jej twarzy zaigrał lekki uśmieszek. Miał zamiar znów zaaplikować jej masaż, chociaż obawiał się, że tym razem nie będzie w stanie odwrócić się i odejść, powiedzieć dobranoc" i leżeć tak w ciemności, nasłuchując, jak ona kręci się ze złością. Jednak spróbuje. Jest w tym coś masochistycznego, ale może w końcu przyniesie korzyści... - O tak, tutaj - zamruczała, kiedy objął palcami napięte mięśnie jej szyi i ugniatał je silnie. - Jesteś strasznie spięta. - To przez ten okropny weekend. - Rzeczywiście był okropny. Jak teraz? - Lepiej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|