[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To jeszcze dziecko - odpowiedział Ormund. - Kochamy ją wszyscy bardzo i nie pozwolimy, by włos spadł jej z głowy. - Właśnie widzę - rzucił oschle nieznajomy, sadowiąc się z powrotem w saniach. - Ale może za jakiś czas.... Miałaby dobrze u mnie, bo na bogactwie mi nie zbywa. - Jeśli będziecie ją chcieli pojąć za żonę, panie, to możecie się o nią starać. Czy zostaniecie przyjęci, to już inna sprawa - rzekł. - Ale waszą nałożnicą na pewno nie będzie. - %7łonę już mam - mruknął cierpko mężczyzna, zacinając konie. - Nie zdążyliśmy jeszcze dojechać do miasta, a już ustawiają się konkurenci do twej ręki - odezwał się ponuro Ormund. - Ale co ci jest, Ingo? Płaczesz? - Nie - zachrypiała dziewczyna, pośpiesznie wycierając nos. - Dlaczego? - chciał koniecznie wiedzieć. - Trochę się wzruszyłam, że wszyscy tak się o mnie troszczą - wyznała cicho. - Czy to takie dziwne? - spytał miękko. - Podczas tej wyprawy podbiłaś serca pięciuset wojów, i to nie tylko swą urodą. - Ormundzie, nie wbijaj mnie w dumę. Przyznam się, że trochę się przestraszyłam, że zechcesz mnie oddać temu mężczyznie. - Temu staremu capowi? - żachnął się Ormund - O, nie! Znajdę ci z pewnością lepszego małżonka. - Och - westchnęła cicho Inga. - Obawiam się, że będę ci ciężarem. Rozumiem, że zechcesz mnie jak najszybciej wydać za mąż, by móc poświęcić się całkowicie misji strzeżenia Zwiętego Krzyża. - W Jerozolimie złożyłem śluby, ale opiekę nad tobą traktuję z największą powagą. Twój ojciec był moim przyjacielem. - Ormundzie, mylisz się co do mojego wieku. Nie jestem już dzieckiem, osiągnęłam wiek odpowiedni do zamęścia. Mój ojciec wprawdzie chciał jeszcze poczekać, ale wiedz, że nie chcę być ci kulą u nogi. Byłoby mi przykro, gdybym stanęła na drodze twemu prawdziwemu powołaniu. - Nie obawiaj się, Ingo. Troskę o swą przyszłość pozostaw mnie, sama zaś ciesz się, że szczęśliwie dotarliśmy do celu. Tuż przed nami leży Konghella, gród, który król Sigurd zamierza uczynić ważnym ośrodkiem handlu i żeglugi. Inga porzuciła szybko ponure myśli i z zachwytem popatrzyła przed siebie. - Jak nazywa się rzeka, która tędy przepływa? - Gautelven. Widzisz to wzgórze na skraju grodu? Tam ma stanąć nowy zamek. Kaplica zostanie zastąpiona kościołem, w którym przechowywana będzie relikwia, drewno Chrystusowego krzyża. - A ty będziesz jej strzegł. Ale chyba nie sam? - Nie, na razie jest nas czterech. Będziemy mieszkać w skromnej chacie nieopodal kaplicy. - A... ja? - zapytała cicho Inga. - Nie wiem jeszcze. Przygotowałem kwaterę dla ciebie i ojca, ale teraz gdy zostałaś sama... Jeszcze dziś poradzę się kogoś, kto lepiej ode mnie zna mieszkańców grodu. - Bardzo bym chciała pozostawać blisko ciebie, Ormundzie. Jesteś dla mnie taki dobry, a ja nikogo tu nie znam. Boję się zamieszkać u obcych ludzi, którzy przyjmą mnie tylko dlatego, że nie będą mieli odwagi ci odmówić. Popatrzył z uśmiechem w jej zalęknione oczy. - Ty się boisz? A ja sądziłem, że potrafisz wszystkiemu stawić czoło. Ale rozumiem, co czujesz, i zapewniam cię, że z największą starannością wybiorę dla ciebie nowy dom. Nie martw się, jeśli nie będziesz mnie widywać potem zbyt często. Z daleka będę roztaczał nad tobą pieczę. - Nie zobaczę cię więcej? - krzyknęła przerażona. - Dlaczego? Milczał przez chwilę. - Dzisiejszej nocy trzymałem w ramionach kobietę - zaczął powoli. - Uczyniłem to, by cię ogrzać, bo byłaś całkiem przemarznięta, ale postąpiłem wbrew regułom zakonu. Będę musiał wyznać wszystko na świętej spowiedzi Gautemu Frostessonowi, który jest niezwykle surowy. Tworzymy wspólnotę utworzoną na wzór rycerskich zakonów istniejących już na południu Europy. Rycerze ślubują poświęcić swe życie służbie Bogu. Nie wiem, jaką pokutę naznaczy mi Gaute, ale spodziewam się, że przyjdzie mi pościć i żyć jakiś czas w odosobnieniu. - Ależ, Ormundzie, przecież nie uczyniłeś nic złego - protestowała Inga. - Czy grzechem jest pomóc blizniemu w potrzebie? Mnie się zdaje, że zgrzeszyłbyś bardziej, gdybyś tego nie uczynił. - Pewnie tak. Ale nie rozumiesz wszystkiego. Człowiek odpowiada nie tylko za uczynki. Inga rzeczywiście nie pojmowała, nie znajdowała w jego postępku nic zdrożnego, ale nie śmiała pytać o nic więcej, bo w głosie opiekuna wyczuła zniecierpliwienie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|