Strona poczÂątkowa
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

trzydziestu. Linia Kalormeńczyków pęka. Król Edmund zadaje wspaniałe ciosy. Właśnie ugodził śmiertelnie
Korradina. Wielu Kalormeńczyków rzuciło broń i ucieka do lasu. Ci, co zostali, bronią się rozpaczliwie. Olbrzymy
zamykają krąg od prawego skrzydła... koty od lewego... król Luna z tyłu. Została już tylko mała garstka wrogów,
walczą wsparci o siebie plecami. Twój Tarkaan upada, Bri, Luna i Azrooh walczą ze sobą... król chyba jest górą...
król dzielnie się trzyma  król zwyciężył. Azrooh już leży, król Edmund upada... nie, podniósł się... walczy z
Rabadaszem w samej bramie zamku. Znowu poddało się kilku Kalormeńczyków. Darin zwyciężył Ilgamuta. Nie
widzę, co się stało z Rabadaszem. Chyba martwy, osunął się na mur zamku, ale nie jestem pewien. Chlamasz i król
Edmund wciąż jeszcze walczą, ale to już koniec bitwy. Chlamasz się poddał. Całkowita klęska Kalormeńczyków.
Kiedy Szasta spadł z konia, był pewien, że już po nim. Ale konie, nawet w bitwie, o wiele rzadziej tratują ludzi, niż
wam się wydaje. Po długich dziesięciu minutach grozy Szasta zdał sobie nagle sprawę, że w najbliższym
sąsiedztwie nie ma już żadnych końskich nóg oraz że wrzawa (a wciąż jeszcze rozbrzmiewały różne głosy i
dzwięki) nie jest już wrzawą bitewną. Usiadł i rozejrzał się dokoła. Nawet on, niewiele wiedzący o bitwach,
zrozumiał, że Archenlandczycy i Narnijczycy zwyciężyli. Wszyscy żywi Kalormeńczycy byli jeńcami, brama
zamku stała otworem, a król Luna i król Edmund ściskali sobie dłonie ponad taranem oblężniczym. Z otaczającego
ich kręgu baronów i rycerzy dobiegały odgłosy bezładnych i podnieconych, lecz wyraznie rozradowanych rozmów.
I nagle wszystkie głosy zlały się i podniosły w jednym wielkim wybuchu śmiechu.
Szasta dzwignął się z ziemi zupełnie odrętwiały i pobiegł w ich kierunku, żeby zobaczyć, z czego się śmieją. A
zobaczył naprawdę bardzo komiczną scenę. Nieszczęsny Rabadasz wisiał na zamkowym murze, wymachując
rozpaczliwie nogami jakieś pół metra od ziemi. Jego kolczuga ze stalowych kółek była dziwacznie podciągnięta,
tak że zacisnęła się pod ramionami i zakryła mu pół twarzy. Wyglądał zupełnie jak człowiek usiłujący zdjąć bardzo
sztywną koszulę, która jest na niego za mała. W opowieściach, które pózniej krążyły (a możecie być pewni, że
opowiadano o tym często jeszcze przez wiele dni), to, co się wydarzyło, wyglądało mniej więcej tak:
Na początku bitwy jeden z olbrzymów zamachnął się na Rabadasza nogą w nabijanym gwozdziami bucie. But
wprawdzie nie trafił w Rabadasza, co uratowało mu życie, lecz kopnięcie nie okazało się zupełnie bezużyteczne,
bowiem jeden z gwozdzi rozerwał stalową kolczugę księcia tak łatwo, jak wy czy ja moglibyśmy komuś rozerwać
zwykłą koszulę. W ten sposób, kiedy Rabadasz spotkał się oko w oko z Edmundem, miał na plecach w kolczudze
dziurę. A kiedy Edmund zaczął go coraz bardziej przyciskać do muru, wskoczył na kamienny występ w murze i
stamtąd zasypywał króla ciosami miecza. Szybko jednak doszedł do wniosku, że ta pozycja czyni z niego zna-
56
komity cel dla wszystkich narnijskich łuczników, więc zdecydował się zeskoczyć ponownie na ziemię. Chciał przy
tym wyglądać bardzo groznie i bardzo imponująco  i bez wątpienia przez moment tak wyglądał, gdy skoczył z
okrzykiem:  Piorun Tasza spada z wysoka! Musiał jednak skoczyć w bok, ponieważ przed nim tak było gęsto od
ludzi, że nie miałby gdzie wylądować. A wówczas, zupełnie jakby sobie to ktoś wymarzył, dziura w kolczudze
trafiła dokładnie na hak wystający z muru. (Dawno temu było tam kółko do przywiązywania koni). I w ten sposób
został już tam, na murze, jak sztuka wypranej bielizny powieszona do wysuszenia, wystawiony na pośmiewisko.
 Pozwól mi zejść, Edmundzie  wył.  Pozwól mi zejść i walcz ze mną jak król i mężczyzna albo zabij mnie,
jeśli jesteś zbyt wielkim tchórzem.
 Z pewnością...  zaczął Edmund, lecz król Luna przerwał mu:
 Za pozwoleniem, wasza królewska mość. Nie tak.  Po czym zwrócił się do Rabadasza:  Wasza książęca
wysokość, gdybyś rzucił nam to wyzwanie tydzień temu, to nie byłoby nikogo w całym państwie króla Edmunda
 od Wielkiego Króla po najmniejszą mówiącą mysz  kto by ci nie odpowiedział. Lecz atakując nasz zamek
Anward w czasie pokoju, bez wypowiedzenia wojny, udowodniłeś, że nie jesteś rycerzem, lecz zdrajcą... kimś, kto
bardziej zasługuje na chłostę niż na zaszczyt skrzyżowania miecza z kimkolwiek obdarzonym honorem. Zdejmijcie
go, zwiążcie i zaprowadzcie do zamku, pózniej pomyślimy, co zechcemy z nim uczynić.
Kilka par silnych rąk odebrało Rabadaszowi miecz i ściągnęło na ziemię. Poprowadzono go do zamku, a on
krzyczał, groził, przeklinał, a nawet płakał. Bo chociaż zniósłby tortury, nie potrafił znieść ośmieszenia. W
Taszbaanie każdy traktował go zawsze bardzo poważnie.
W tym momencie Korin podbiegł do Szasty, chwycił go za rękę i zaczął ciągnąć do króla Luny wołając:
 On tu jest! Ojcze, on tu jest!
 Tak, a tu jesteś wreszcie TY!  rzekł król burkliwym głosem.  I brałeś udział w bitwie, nie słuchając moich
zakazów. Przecież ty możesz złamać ojcu serce! W twoim wieku bardziej by pasowała rózga do twoich majtek niż
miecz do twojej dłoni.
Ale każdy, nie wyłączając Korina, widział, że król był z niego bardzo dumny.
 Panie, nie besztaj go już więcej  rzekł baron Darin.  Jego książęca wysokość nie byłby twoim synem,
gdyby nie odziedziczył twoich skłonności. Założę się, że bardziej by cię zasmuciło, gdyby się zachował zupełnie
inaczej.
 Dobrze już, dobrze  mruknął król.  Tym razem zapomnijmy o tym. A teraz...
To, co teraz nastąpiło, zaskoczyło Szastę bardziej niż jakiekolwiek z dotychczasowych wydarzeń. Nagle znalazł się
w objęciach króla Luny, przypominających trochę uścisk niedzwiedzia. Król ucałował go w oba policzki, postawił
z powrotem na ziemi i powiedział:
 Stańcie obok siebie, chłopcy, i niech cały dwór was zobaczy. Podnieście głowy. A teraz, panowie, popatrzcie na
tych dwóch. Czy ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości?
A Szasta wciąż jeszcze nie mógł zrozumieć, dlaczego wszyscy gapili się na niego i Korina ze zdumieniem ani
dlaczego wybuchła potem radosna wrzawa i wiwaty.
Rozdział 14
JAK BRI STAA SI MDRZEJSZYM KONIEM
POWRMY TERAZ DO ARAWISI KONI. Patrząc w swoją magiczną sadzawkę, Pustelnik był w stanie powie-
dzieć im, że Szasta żyje i nawet nie odniósł poważniejszych ran, bo widział, jak chłopiec powstał z pola bitwy i jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl
  •  
     
    Podobne
     
     
       
    Copyright 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates