|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miejscowych kupców, a nawet kolorowe kramy uliczne. Wśród tłumu na chodnikach zauważyła zarówno sporo ludzi ubranych w tradycyjne kolorowe szaty, jak i noszących się po europejsku. Zauważyła, że wiele kobiet zasłania twarze czarnymi zawojami, spod których widać jedynie oczy. - Czy wszystkie kobiety muszą nosić kwef? - spytała, zastanawiając się raptem, co robi w tym kraju. Był jej zupełnie obcy. Owszem, piękny i egzotyczny, lecz nieco dziki. - Nie. Zobaczysz turystki chodzące po mieście w swoich normalnych ubraniach. Starsze pokolenie kobiet tradycyjnie nosi kwef. Daje im poczucie anonimowości, gdy robią zakupy lub spacerują po ulicach. Manezja jest bezpiecznym krajem. - Czy mam nosić kwef? - Nie musisz, jeśli nie chcesz. Megan go nie używa. Molly nadal wyglądała przez okno, rozmyślając z jakimi zwyczajami i tradycjami przyjdzie się jej jeszcze zetknąć. Gdy limuzyna skręciła w olbrzymią bramę wiodącą do prywatnej posiadłości, Molly pochyliła się do przodu, by wszystko dokładnie zobaczyć. Pałacyk był prześliczny, otoczony kolumnami wspierającymi ciągnące się dookoła dwupoziomowe tarasy. Wokół rozpościerał się ogród pełen soczystej zieleni. W oddali migotało morze. 15 RS - To dom moich rodziców - wyjaśnił Kalid, gdy samochód zatrzymał się przed szerokim wejściem. - W jednym ze skrzydeł mam swoje pokoje. Zamieszkamy tutaj. - Nie masz swojego domu? - Przez ostatnie dwadzieścia lat więcej czasu spędziłem za granicą niż tutaj. Najpierw szkoły w Anglii, potem firma w Nowym Jorku. W moim apartamencie będziemy sami. - Tu jest przepięknie. - Chodz, przywitamy się z rodzicami, a potem będziesz mogła odpocząć. Molly spojrzała na niego rozgorączkowanym wzrokiem. - Nie jestem zmęczona, jestem zbyt podniecona. Chcę zobaczyć wszystko! - Na oglądanie będzie czas potem - odparł spokojnie. - Nawet na spędzenie nocy czy dwóch na pustyni? - spytała, gdy wchodzili do chłodnego holu. - Jeśli masz takie życzenie. - Skłonił głowę. Molly nachmurzyła się. Rodzice Kalida zachowywali się wyniośle i z rezerwą. Molly przyglądała się najpierw, jak witają się uprzejmie z synem, potem zwrócili się do niej. Odpowiadała wyłącznie na pytania, czując się bardzo niezręcznie. Wdzięczna była Kalidowi za sugestię, że powinni udać się do siebie i odpocząć po podróży. Uczucie wyobcowania ustąpiło, gdy ujrzała przyjazne i rozświetlone słońcem apartamenty Kalida. Wysokie sklepienia zwiększały wrażenie przestronności. Zewnętrzna ściana, cała zabudowana szkłem, otwierała się 15 RS podwójnymi drzwiami na taras. Czyżby stąd Kalid zaczerpnął pomysł na urządzenie nowojorskiego salonu? Okna wychodziły na morze. Molly dostrzegła osłoniętą krzewami ścieżkę prowadzącą na plażę. - Jak tu pięknie - powiedziała, podchodząc do okna. -Chciałabym przejść się plażą i popływać, ale czuję się jak wieloryb wyrzucony na piasek. No i nie mam kostiumu. - Wieloryby są o wiele większe, a kostium się znajdzie. - Nie, nie pójdę pływać. Może przy następnej wizycie. O ile do niej dojdzie. A jeśli teściowie jej nie zaakceptują, nie pogodzą się z tym, że syn poślubił kolejną cudzoziemkę? Co będzie, gdy Kalid zorientuje się, że popełnił błąd? Podszedł bliżej i powiedział: - Odpocznij teraz, a ja pójdę porozmawiać z rodzicami. Wieczorem zjemy we dwoje kolację na tarasie. Molly struchlała. A więc to teraz odbędzie się decydująca rozmowa. Przyjazd do Manezji był błędem, lecz nie mogła sprzeciwić się Kalidowi, bo to jeszcze pogorszyłoby sytuację. Wyszła na taras. Tak, morze wyglądało bardzo kusząco. Oparła się o poręcz. Jutro będzie przejmować się rodzicami Kalida. Dzisiejszy wieczór będą mieli tylko dla siebie... Po dwóch dniach była już całkiem zbita z tropu. Kalid tak się zajął pracą, że praktycznie go nie widywała. Poznała za to wielu ludzi mieszkających w pałacu, głównie urzędników i ministrów. 15 RS Wiedziała co prawda, że Roeuk bin Shalid był tytularnym władcą Manezji, lecz nie zdawała sobie sprawy, że ojciec Kalida, Mohamed bin Shalid, był najważniejszym doradcą swego siostrzeńca i zajmował się sprawami wagi państwowej. Jego prawą ręką był z kolei sekretarz, Jarin Moktomad, który najwyrazniej nie aprobował Molly. Może wolał Sabrinę? A może nie podobało mu się, że syn jego władcy żenił się z cudzoziem- kami? Matka Kalida, Sarianna bin Shalid, niechętnie używała języka angielskiego. Nie miały zresztą wspólnych tematów, Sarianna nie interesowała się problemami zawodowymi swego syna. Molly rozważała to wszystko, spacerując po pięknej plaży, gdy usłyszała głos Kalida. - Molly! - Biegł ku niej boso, znowu swobodny i radosny. - Masz wreszcie wolną chwilę? - spytała sztucznie obojętnym tonem. - Aż do dzisiejszego przyjęcia. - Spojrzał na morze. -Chcesz pożeglować któregoś dnia? - Jutro? Byłoby cudownie, choć spacery po plaży też są miłe. Nie znalazłam ani jednej muszelki. - Plaża jest grabiona co kilka dni. Musisz poczekać na najbliższy sztorm. Myślałem, że jesteś z moją matką - powiedział, ruszając wzdłuż brzegu. - Niezbyt dobrze mówi po angielsku. - Przy tobie mogłaby się podciągnąć. Nie możesz jej zrozumieć? - Wprost przeciwnie, ma znakomity akcent, taki brytyjski, zupełnie jak ty... - Zawiesiła głos. - Tylko co? - O czym mamy rozmawiać, Kalid? Brak nam wspólnych tematów. 15 RS - Możecie mówić o dzieciach. Będzie zachwycona, gdy spytasz ją o radę. Sama wychowała kilkoro. - Powiedziałeś im o dziecku? - spytała przerażona. 15 RS ROZDZIAA DZIESITY Kalid skinął głową. - Ciążę na ogół trudno ukryć. - I co powiedzieli? Czy byli bardzo przerażeni? - To są moi rodzice, Molly. Nie mogę ich oszukiwać. Zresztą mama domyśliła się. - I co powiedzieli? Wziął głęboki wdech, przypominając sobie rozmowę z ojcem. - Moja matka kocha dzieci. Będzie zachwycona. - Naprawdę? Nie daje tego po sobie poznać. - Zrozum, są zakłopotani, bo to nie moje dziecko. - Założę się, że ojciec dostał szału. Kalid uśmiechnął się i pokręcił głową. - To nie w jego stylu. - Jednak wolałby drugi raz nie prowadzić takiej rozmowy. - Rozumiem. Czy chcą, żebym wyjechała? - Molly, gdyby chcieli się ciebie pozbyć, nie wydawaliby przyjęcia na twoją cześć. - Jednak dziwnie się czuję na myśl o spotkaniu z nimi. Założę się, że woleliby, żeby to było twoje dziecko. - Owszem, nie będę tego ukrywał. - Trudno mi ich winić, ale... - Skrzywiła się. - Co ci jest? - zaniepokoił się, obejmując ją czule. - Nic, tylko dziecko mnie kopnęło. To wszystko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|