|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dyrektorka zamyśliła się, poprawiła okulary. - Jest tylko jedno takie miejsce - powiedziała po chwili. - To wzgórze, gdzie kiedyś stała cerkiew, a nazywało się ono Wzgórzem Abrahama. Cerkiew wybudowano w latach 1903-1904 w eksponowanym miejscu w mieście, przy dawnym trakcie do Ciechanowa oraz do Ostrołęki. Obecnie to ulice 3 Maja i Tadeusza Kościuszki. Jak państwo wiedzą, w naszym mieście było kolegium jezuitów, którzy wykupili to miejsce w 1567 roku. W 1729 roku w Pułtusku parcele i place budowlane oprócz numerów otrzymały biblijnych patronów. W sumie wykorzystano 348 imion świętych. Wzgórze jezuitów, po kasacji dóbr kościelnych w połowie XIX wieku, stało się własnością państwa, czyli cara. - Czy cerkiew wciąż stoi? - zapytałem. - Nie, w 1925 roku zburzono ją, a materiał wykorzystano do budowy rzezni. - Czy wcześniej stał tam jakiś budynek? Coś, co mogło posłużyć Zieleniewskiemu za skrytkę? Dyrektorka muzeum opuściła nas na moment i wróciła z monografią Pułtuska. Odnalazła właściwą stronę. - Jezuici wybudowali tam folwark, który nazwali Podgórze - opowiadała zerkając do książki. - Pod jego zabudowaniami wykonano w XVII i XVIII wieku piwnice, w których przechowywano zapasy. Korytarze zostały wydrążone w gruncie i obmurowane cegłą ceramiczną. Podziemia mają plan nieregularny, z prostokątnymi i owalnymi komorami, niszami ściennymi. Są około dwóch metrów poniżej poziomu ziemi. Nie wiem, czy przy budowie cerkwi coś zmieniano w wyglądzie piwnic. Podobno w okresie międzywojennym można było je zwiedzać. - A teraz, kto ma klucze do wejścia? - dopytywałem się. - Pewnie ktoś z Urzędu Miasta, ale... - dyrektorka zerknęła na zegarek - już za pózno. Dopiero po Nowym Roku uda się panu załatwić wstęp do podziemi. Najlepiej niech pan wcześniej zadzwoni do ratusza. Znając polskie realia, smutno pokiwałem głową. Wytłumaczyłem wszystko Bytesowi. Bruce roześmiał się. - Nigdy nie dogonicie Ameryki - oznajmił. Milczeniem zbyłem tę uwagę. Pojechaliśmy pod Wzgórze Abrahama, by obejrzeć zaniedbany park i wejście z metalowymi drzwiami zamykanymi na kłódkę i zamek. Potem pozostało nam jedynie odwiezć Amerykanów do hotelu i życzyć im udanego sylwestra. Gdy Paweł odwoził mnie do mojej kawalerki na Starówce, opowiedziałem mu o tym, co nocą usłyszałem w Muzie . - Dziwne - przyznał. - Ten Bruce od samego początku mi się nie podobał. Teraz wszystko jasne: to maminsynek, pieszczoch, hazardzista! Alison z pewnością woli teścia niż narzeczonego, czemu w takim razie jest z Bruce m? Dla pieniędzy? - Nie - zdecydowanie pokręciłem głową. - Musimy uważać na tę trójkę, bo każde z nich prowadzi jakąś grę. Najbardziej martwi mnie, że Bruce wyobraża sobie, iż jesteśmy na tropie wielkiego skarbu. - Myśli pan, że Bruce postanowi sam dobrać się do skrytki? - A czy ty wiedziałbyś, czego tam szukać? - Nie. Może śladów na ścianach... - Fantazjuj dalej - studziłem zapał Pawła. - Bruce musiałby być idiotą, żeby samemu porwać się na takie przedsięwzięcie. Pożegnaliśmy się i życzyliśmy sobie samych dobrych rzeczy w nowym roku. Paweł planował spędzić sylwestra u znajomego, gdzieś w leśniczówce. *** Następnego dnia wieczorem szukałem stoperów i z pokorą oczekiwałem nocnych szaleństw u sąsiadów piętro wyżej. O tym, że ci ludzie, których sens życia towarzyskiego stanowiło huczne obchodzenie imienin, urodzin, świąt narodowych i kościelnych, a nawet zakupu lodówki, planowali dziś szaleństwa, świadczył odgłos sąsiadki biegającej cały dzień po domu w szpilkach. Myślałem, czy w ostateczności nie wyjść w tę noc na długi spacer, ale kilkanaście stopni poniżej zera zniechęcało mnie do tego. Zrezygnowany sięgałem więc po książkę o kampanii napoleońskiej w Rosji, gdy zadzwonił telefon. - Cześć Tomaszu - usłyszałem głos Bytesa. - Jesteś w domu? - Tak. - To dobrze, musimy jechać do Pułtuska. - Czemu? - zapytałem, chociaż przeczuwałem najgorsze. Bruce okazał się niedojrzałym i nieodpowiedzialnym człowiekiem. - Mój syn zniknął. - Może poszedł do jakiejś dyskoteki, na spacer... - ugryzłem się w język, żeby nie powiedzieć do kasyna . - Niestety nie. W recepcji pytał, jak dojechać do Pułtuska. - Pojechał sam? Bytes wahał się, nim odpowiedział. - Chyba sam. - A Alison? - Jest ze mną. Ciekawe, czy nie dlatego twój syn uciekł - pomyślałem zgryzliwe. Mało mnie obchodziły romanse Amerykanów, ale Bruce włamujący się do podziemi mógł narobić sobie niepotrzebnego kłopotu. - Będę u was za pół godziny - powiedziałem. Aatwiej było powiedzieć, niż zrobić. W sylwestra wszystkie taksówki były już zarezerwowane i woziły ludzi na bale. Musiałem więc szybko przejść do hotelu, gdzie mieszkał Bytes. Spózniłem się pół godziny. Milioner i Alison czekali na mnie w samochodzie wynajętym w hotelu. - Kłopoty z taksówkami - wyjaśniłem przepraszając. Pilotowałem Bytesa do Pułtuska. Na pustej drodze Amerykanin przyspieszył, ale
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|