[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cassie po raz pierwszy w życiu była z brata naprawdę dumna. - Już nie jestem na ciebie zły - rzucił, uśmiechając się do niej konspiracyjnie. Carmen, Deena i chłopcy popatrzyli na rodzeństwo, nie wiedząc, o co chodzi. Cassie ucałowała brata w policzek. Wystarczy, że oni dwoje wiedzieli. Rozdział 8 W sobotę Cassie plątała się po domu, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Wieczorem miała z Deeną, Carmen, bratem i jego dwoma kolegami iść do kina. Leciał jakiś angielski film o tematyce młodzieżowej, a że w Adzie bardzo rzadko puszczano filmy z Europy, warto było skorzystać z okazji. No, ale do wieczora było jeszcze mnóstwo czasu. Mama i tata pojechali do przyjaciół w Oklahoma City, a Bryan z Carmen gdzieś się wypuścili. Kiedy Cassie zadzwoniła do Deeny, pan Hawkins powiedział, że córka i żona pojechały właśnie do centrum handlowego. Znając upodobanie przyjaciółki do robienia zakupów - chyba zresztą odziedziczone po matce Cassie nie spodziewała się, że wrócą wcześniej niż za kilka godzin. Korciło ją, żeby zadzwonić do Matta. Długo biła się z tą myślą, wreszcie postanowiła zdać się na los szczęścia. Włączyła komputer i zaczęła stawiać pasjansa. %7łeby trochę szczęściu dopomóc, wybrała taki, który prawie zawsze wychodził. Za pierwszym razem nie wyszedł. Zniechęcona, zeszła na dół, żeby się czegoś napić, po czym wróciła na górę i jeszcze raz usiadła do komputera. Teraz też nie wyszedł, więc zeszła na dół i zjadła kawałek czekolady. I tak było jeszcze cztery razy, tyle że za każdym razem zjadała coś innego - jabłko, lody, banana, a na koniec, nie wiedząc, na co się zdecydować, ułamała sobie kawałek nieugotowanego spaghetti. Kiedy wreszcie za szóstym razem pasjans wyszedł, uznała to za znak i czym prędzej podeszła do telefonu. Przed naciśnięciem ostatniej cyfry numeru Matta nabrała głęboko powietrza, odetchnęła, po czym nacisnęła guzik tak szybko, jakby parzył, i w napięciu czekała. Po czterech dzwonkach u Sheppardów włączyła się sekretarka. Zrezygnowana Cassie włączyła telewizor i przez jakiś czas latała po kanałach, nie mogąc się na nic zdecydować. Potem wróciła do siebie na górę i postanowiła coś przeczytać. Wzięła jedną książkę, po kilku stronach odłożyła ją i zabrała się na następną, w końcu jednak złapała się na tym, że nie wie, o czym czyta, a właściwie w ogóle nie czyta, tylko myśli o Matcie. Tak upłynęło kilka godzin. Cassie doszła do wniosku, że tej soboty nic już nie uratuje i pozostanie jednym z tych straconych dni, których tak nie znosiła. Wreszcie gdzieś koło czwartej zadzwonił telefon. Z nadzieją, że to Deena wróciła już z zakupów, pobiegła go odebrać. - Halo - rzuciła do słuchawki. - Dzień dobry, mówi Matt Sheppard. Chwilę trwało, zanim była w stanie wydusić z siebie choćby słowo. - Halo - odezwał się zaniepokojony chłopak. - Cześć, to ja, Cassie. Teraz to on najwyrazniej nie wiedział, co powiedzieć, bo w słuchawce zaległa cisza. - Właściwie to chciałem rozmawiać z Carmen rzekł w końcu. Z Carmen, nie ze mną! Cassie bała się odezwać; obawiając się, że nie będzie w stanie ukryć rozczarowania w głosie. Ale zbyt długie milczenie też ją przecież mogło zdradzić. - Nie ma jej - powiedziała nienaturalnie spokojnym głosem. Wypuścili się gdzieś z Bryanem. - Szkoda, bo jemu też chciałem pogratulować. Zwietnie wczoraj wypadli, nie uważasz? - Rewelacyjnie - odparła Cassie. Wyraznie jej ulżyło. To przecież miło ze strony Matta, że chciał pogratulować jej bratu i Carmen. -W takim razie może zadzwonię wieczorem. - Nie będzie ich. Idziemy do kina. Leci jakiś angielski film, podobno całkiem niezły - mówiła pośpiesznie, bojąc się, że jeśli zamilknie, Matt pożegna się i odłoży słuchawkę, a wtedy ta sobota już ostatecznie będzie do spisania na straty. - Tak słyszałem, Ostatnie takie lato" czy jakoś tak... Z Gabrielem Byrne'em Christiną Ricci. Wybieram się na niego jutro. - Mógłbyś pójść dzisiaj z nami - zaproponowała Cassie, uznając, że nie może tracić takiej okazji. - Idziemy w szóstkę, ja Carmen, Deena, Bryan i jeszcze dwóch chłopaków. Oni na pewno nie będą mieli nic przeciwko temu. - Nie mogę dzisiaj. Moja mama ma urodziny, więc czeka mnie rodzinna impreza. Przykro mi, ale naprawdę nie mogę. - Rozumiem, nie musisz się tłumaczyć. W słuchawce znów zapadła cisza. Cassie dopiero teraz zdała sobie sprawę, że z jej ust padły te same słowa, których on użył w czwartek, kiedy mu powiedziała, że nie może do niego pojechać po szkole. Miała nadzieję, że Matt nie zwrócił na to uwagi, a jeśli tak, to nie pomyśli, że zrobiła to celowo. Już chciała to wyjaśnić, ale on odezwał się pierwszy. - No to pewnie zobaczymy się w szkole w poniedziałek. Przekaż Carmen i Bryanowi moje gratulacje. Cześć. - Cześć - odpowiedziała i wolno odłożyła słuchawkę. Są jednak w życiu takie dni, że lepiej w ogóle nie zwlekać się z łóżka, stwierdziła filozoficznie. W takim ponurej atmosferze upłynęła cała sobota. Nawet kino nie poprawiło Cassie humoru. Kiedy obserwowała zapatrzonych w siebie Bryana i Carmen, jeszcze dotkliwiej odczuwała swoją nieodwzajemnioną miłość - bo coraz wyrazniej zdawała sobie sprawę, że Matt nie jest nią poważnie zainteresowany, że widzi w niej wyłącznie dobrą koleżankę ze szkoły. Film tylko pogłębił jej ponury humor. Była to niezwykle nastrojowa historia chłopaka mniej więcej w jej wieku, w której właściwie niewiele się działo, ale doskonale oddawała atmosferę wokół młodych ludzi znajdujących się u progu życia. Inne czasy - bo akcja filmu rozgrywała się u schyłku epoki Elvisa Presleya - inne miejsce - bo chłopak mieszkał w Irlandii, a jednak to samo pragnienie znalezienia szczęścia i miłości. Wychodząc z kina, Cassie rozmyślała o scenie, która najbardziej utkwiła jej w pamięci. W domu bohatera filmu gościła w czasie wakacji dziewczyna z Ameryki, którą grała Christina Ricci. Chłopak najwyrazniej bardzo się jej podobał, więc przyszła do niego kiedyś i powiedziała: Tam, skąd pochodzę, jeśli kogoś lubisz, mówisz mu to otwarcie..." Dziewczyna w filmie akurat nie miała szczęścia, ale czy to nie jest najprostsza metoda, po prostu powiedzieć komuś, że ci się podoba? - zastanawiała się Cassie, choć wiedziała, że jej chyba nie będzie na to stać. Następnego dnia, wciąż w nie najlepszym nastroju, Cassie zeszła na dół pół godziny przed obiadem, żeby pomóc mamie. Carmen z Bryanem poszli na kręgle i mieli wstąpić na pizzę. Dziś zresztą niedzielny obiad nie zapowiadał się zbyt okazale, bo państwo Prescottowie wrócili z Oklahoma City i mama zapowiadała, że zrobi na obiad
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|