[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie może się znaleźć pod jego czułą opieką, pozostawiła w niej jakiś sentyment dla chłopaka. Jednocześnie tłumaczyła sobie, że będzie to poniekąd odkupienie za tamten czyn, wytłumaczenie, wyrównanie rachunków. Tam na okręcie znajdował się Aleks. Jak ją przyjmie? Co powie? Musiała wypełnić jego polecenie, musiała to robić, skoro tego żądał. Janka łudziła się, że może Aleks, ujrzawszy ją z papierami w ręku, uśmiechnie się, odeśle natychmiast papiery i powie: „Zależało mi tylko na tobie." Weszła do willi, nie spotkawszy po drodze nikogo. W pokojach paliło się światło i Janka ostrożnie uchyliła drzwi do pokoju Marysi. Lecz Marysi nie było. Nie było również nikogo w dalszych pokojach. Janka zatrzymała się niezdecydowana. Otwarte drzwi prowadziły do gabinetu. Stala jeszcze chwilę, nasłuchując. W pobliżu nie było nikogo. Wtedy prędko i cicho weszła. Przy oknie stało ogromne biurko. Właśnie to, w którym znajdowały się papiery. Znowu chwila namysłu. Uczynić to - znaczyło na zawsze oddać się w ręce Aleksa. Wtedy nie będzie powrotu, nie będzie ratunku! Nieodwołalnie, na zawsze przejdzie na tamtą stronę. Musiała jednak tak postąpić, nie miała innego wyjścia. Dla kogo to robiła - dla brata, który miał być uwolniony, czy dla siebie, dla oczu Aleksa, patrzących z miłością? „Te papiery nie mają dla mnie żadnego specjalnego znaczenia." - Przypomniała sobie słowa Aleksa. - „Chcę tylko wiedzieć, że potrafisz dla mnie uczynić coś takiego". Nie mają znaczenia! Czy jednak mówił prawdę? Pocieszała się myślą, że gdyby były naprawdę takie ważne, nie leżałyby w szufladzie zwykłego biurka, zresztą Aleks nie traciłby wówczas tyle czasu i poleciłby całą rzecz wykonać komuś innemu, bardziej od niej doświadczonemu. Jeżeli więc chodziło mu tylko o „przełamanie" jej, w taki razie zwyciężył. Poddaje się. Nie ma już sił dłużej walczyć. Uczyni już wszystko, czego kiedykolwiek Aleks zażąda. Zdecydowanym krokiem podeszła do biurka. Wyciągnęła z torebki przygotowany uprzednio przez Griszę pęk kluczy i wytrychów. Lecz wtedy spojrzenie jej padło na leżący na biurku klucz, ten sam, który komandor położył na chwilę, podpisując podany mu przez Jerzego protokół. Otworzyła szufladę. Szukała gorączkowo. Szkoda, że nie zastałam tej dziewczyny - myślała - nie będę mogła jej nic powiedzieć, a ten chłopiec stoi tam pewnie ciągle i martwi się. Andrzej nie znajdował się już przy latarni. Przez chwilę po odejściu Janki czuł zadowolenie, że tak się stało, po chwili jednak zaczął go ogarniać niepokój. Marysia mogła ją źle zrozumieć. Nie należało pozwolić iść Jance, zwłaszcza że jej zachowanie było co najmniej dziwne. Jeżeli jej nie obchodził, to po co mu mówiła, że go kocha? Jeżeli zaś zakochała się w nim rzeczywiście, to trudno było przypuszczać, że zechce pocieszać szczęśliwszą od siebie rywalkę. Andrzej postanowił pójść do willi Hryniewiczów i sam wyt umączyć wszystko Marysi. Szedł więc, coraz bardziej zdenerwowany i niespokojny. Wszedł do ogrodu, na taras i rozejrzał się, sądząc, że dziewczyna znajduje się na tarasie z ojcem. - Panno Marysiu - zawołał nieśmiało, nie chcąc wchodzić do domu. Lecz nikt mu nie odpowiedział. Wtedy chłopiec uchylił drzwi do jej pokoju. Marysi nie było. Leżały tylko rozrzucone pośpiesznie w nieładzie jej rzeczy. Andrzej poznał sukienkę, w której przyszła na spotkanie. Wahał się przez chwilę, potem postanowił wejść do komandora i pomówić z nim. Chciał mu powiedzieć, że to, co pisano o nim w liście, było nieprawdą, chciał go przeprosić za wczorajszy wybuch i ucieczkę z pokoju. Zastanawiał się również, czy nie należałoby opowiedzieć mu o tajemniczych spotkaniach z Janką i o jej dziwnym zachowaniu. W ten sposób Marysia dowiedziałaby się z ust ojca o tym, że jest niewinny. Żal mu tylko było Janki. Zobaczę, jak mi to wyjdzie w rozmowie - postanowił wreszcie i przeszedł przez następny pokój, aby wejść do gabinetu. Janka przerzucała pośpiesznie zawartość szuflady. Nigdzie nie było opieczętowanej koperty. Otworzyła więc drugą szufladę. Koperta leżała na wierzchu. Sięgała właśnie po nią ręką, gdy usłyszała kroki w przyległym pokoju. Janka rozejrzała się. Drugie drzwi były zamknięte. Nie widziała, dokąd prowadzą. Papiery leżały rozrzucone i zrozumiała, że nie zdąży ich nawet wrzucić do szuflady. Kroki zbliżały się. Okno było otwarte i Janka, gwałtownym ruchem schwyciwszy kopertę, rzuciła się w tę stronę. Było nisko. Zeskoczyła i pobiegła w ciemną głębię ogrodu. Słyszała jeszcze, jak otworzyły się drzwi do gabinetu. To pewnie komandor - pomyślała i
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|