[ Pobierz całość w formacie PDF ]
widać opatrzność dała mu jeszcze jedną szansę. Szedł teraz wolno do swojego domu. Rozmyślał, jak zwykle, o różnych sprawach (nie zawsze doczesnych), przy okazji zachwycając się urokiem zapadającego zmierzchu. Otwierając furtkę, zauważył po raz kolejny z troską, że jego ogródek jest już tak zaniedbany, iż kolejne przełożenie porządków nieodwracalnie zamieni go w zwykły śmietnik. Przyrzekł sobie i wszystkim świętym, że jutro zajmie się tym nieodwołalnie, i pewnym krokiem wszedł do domu. Aaaaa!!! wrzasnął przestraszony nie na żarty, kiedy minąwszy przedpokój, ujrzał rozpartą w fotelu na środku salonu atrakcyjną blondynkę, trzymającą na kolanach grafitowego glocka. Niespodzianka rzekła niewinnie dziewczyna, sprawdzając uważnie, czy przyszedł sam. Olena! odetchnął głęboko Emil. Jak tu weszłaś? Zerknął na klawiaturę alarmu umieszczoną tuż przed wejściem do salonu. Tajemnica zawodowa. Siadaj rozkazała. Po co ci ten pistolet? spytał z pretensją w głosie. Na wypadek gdyby wieści o tym, że właśnie odnalazłeś Chrystusa, były przesadzone. Szymański zacisnął ze złością wargi. Nie kpij ze spraw, których nie rozumiesz! Siadaj! powtórzyła Sil, tym razem bardziej zdecydowanie. Emil opadł na krzesło tuż przy wejściu do salonu. Nie można powiedzieć, że żyjesz jak pustelnik stwierdziła agentka, rozglądając się dokoła. W rogu stał nowoczesny sprzęt stereo, obok szerokoekranowy telewizor z systemem kina domowego, pośrodku elegancki stolik, dalej skórzany komplet wypoczynkowy i szafka z trunkami. Czego chcesz? warknął coraz bardziej rozdrażniony Szymański. Muszę pogadać z Kostyrą. Po co?! Gówno cię to obchodzi. Gdzie go znajdę? Emil wstał gwałtownie, ale szybko usiadł z powrotem, widząc, że Sil mocniej zaciska palce na chwycie pistoletu. Zlituj się, przecież to mój brat! Twój brat wysłał właśnie do mnie dwóch morderców odparła zimno. Niemożliwe! Wiedziałbym o tym... Nic byś nie wiedział. Nie tylko ja mam cię za idiotę. Odpowiedz na pytanie. Jak ci powiem, znów urządzisz jatkę! Jak nie powiesz, w tempie gazeli wylądujesz w pierdlu na dwadzieścia pięć lat! Szymański teatralnie ukrył twarz w dłoniach. Lewa noga zaczęła mu drżeć, a oddech stał się szybszy. Ile to ma jeszcze trwać?! jęknął rozpaczliwie. W końcu ktoś się zorientuje, że wam donoszę. To twój problem. I przestań skomleć ucięła obojętnie. Nie mam czasu niańczyć kogoś takiego jak ty. Gdzie Kostyra będzie dziś wieczorem? Mogę się napić? spytał cicho. Sil skinęła głową. Zrób mi gin z tonikiem. Jasne. Szymański poderwał się i podreptał w stronę kuchni; nie była oddzielona od salonu i znajdowała się na lekkim podwyższeniu. Wyjął z lodówki tonik, podszedł do szafki po gin i whisky, ustawił wszystko na stole i w milczeniu rozlewał alkohol do szklanek. Po chwili podszedł do dziewczyny i podał jej ostrożnie drinka. Chcę z tym skończyć i gdzieś wyjechać. Chcę mieć czas dla Boga. Muszę przemyśleć pokutę i nie grzeszyć... Rozumiesz? jęknął płaczliwie. Sil przyglądała się chwilę Emilowi wzrokiem, jakim lustruje się nie do końca bezpiecznego dla otoczenia szaleńca. Tobie rzeczywiście odwaliło oceniła krótko, nie spuszczając go z oka. Szymański pokręcił głową z dezaprobatą. Zastanawiałaś się kiedyś nad tym, co w życiu najważniejsze? podjął z pasją. Miłość, dobroć, szerzenie dobrego słowa... W ustach brata szefa krakowskiej mafii brzmi to szczególnie wiarygodnie. Zmieniłem się! wrzasnął niemal histerycznie. To, co teraz robię, jest darem dla mojej rodziny! Ma ich wyzwolić! Sprowadzić na dobrą drogę... Uspokój się powiedziała rzeczowo Sil. Nie chcę nikomu robić krzywdy. Potrzebuję tylko wiadomości. On nie jest gotowy na rozmowę z tobą odparł, krążąc wokół jak zranione zwierzę. Przekonam go. Tak jak zwykle? Powiedziałam ci już: nikomu nic się nie stanie. Nie histeryzuj. Po prostu umów spotkanie. A niby jak? Domyśli się, że z tobą współpracuję. Nie domyśli się zaprzeczyła dziewczyna. Jeśli tylko zrobisz to, o co poproszę. Muszę się wysikać bąknął Emil po chwili namysłu. A trafisz sam do kibla? Szymański zacisnął mocno pięści, ale nie zareagował. Wspiął się po trzech schodkach i wszedł do toalety położonej między salonem a wejściem do domu. Agentka miała cały czas te drzwi na oku, wiedząc, że nawet tam są w oknie kraty. Nie podejrzewała zresztą Emila o żadne niespodzianki. Zdawała sobie sprawę, że boi się jej jak mało kogo, a jakakolwiek próba oporu miałaby dla niego tragiczne konsekwencje. Nie ryzykowałby próby zlikwidowania jej, wiedząc, że po takim numerze nie przeżyłby doby. Usłyszała odgłos spuszczanej wody i w drzwiach pojawiła się zmaltretowana przemyśleniami twarz Szymańskiego. Co mam robić? wydukał. Wez telefon, zadzwoń do niego i powiedz, że zaskoczyłam cię i trzymam ci właśnie pistolet przy głowie. O Boże, znowu każe mi chodzić z gorylami jęknął ponownie. Ledwo się ich pozbyłem. Nie uczestniczysz w jego interesach, więc wie, że nikt nie będzie do ciebie strzelał. Chyba że z zemsty poprawił Emil. Nie żartuj, przecież teraz jesteś święty. Nie boję się śmierci. Chcę tylko być z dala od tego brudu i grzechu... Piękne słowa mruknęła Sil, podając mu słuchawkę. Szymański wystukał numer. Słucham padło niemal natychmiast w słuchawce. Tu Emil, Grzesiu. Mam kłopot. Jak zwykle. O co chodzi? Pamiętasz taką kobietę, którą nazywali Sil? Kurwa! Co się stało?! Nie przeklinaj tak, Grzesiu, nie ma powodu się unosić. Emil, znowu zaczynasz pierdolić?! Mam cię zamknąć u czubków?! Co się dzieje?! Ona... celuje teraz do mnie. Kurwa mać! Gdzie są chłopcy?! Poprosiłem, żeby dali mi spokój. Emil usłyszał hałas przewracanych mebli. Znał dobrze brata i wiedział, jak wyładowuje złość. Czego chce? warknął wreszcie Kostyra. Pogadać z tobą. Daj ją. Sil wzięła słuchawkę. Czego chcesz, dziwko?! burknął. Zamknij ryj i słuchaj rzuciła dziewczyna. Za dwadzieścia minut masz być w knajpie U Rympałka. Punktualnie i bez numerów. Bo co?! Bo ja tak mówię. Swoich gnojków zostawiasz w samochodzie. Nic nikomu się nie stanie, mam kilka osobistych pytań. Nie jestem kapusiem. Nie chodzi mi o wasze sprawy. Nic nie kombinuj, uspokój się i przyjedz pogadać, to wszystko będzie w porządku. Nie radzę się spóznić. Odłożyła słuchawkę. Widzisz, jak miło? mruknęła do Emila. Co teraz? Teraz jedziesz ze mną. Dobrze zrobiłaś powiedział Piotr Krentz, wstając zza biurka. Ultra uśmiechnęła się nieznacznie. Chodz zachęcił ją pułkownik. Sokrates już na ciebie czeka. Jesteś zmęczona? Nie odparła, podnosząc się z fotela. Na razie nie było czym się zmęczyć. Stajesz się zarozumiała. Krentz roześmiał się, otwierając szeroko drzwi. Ultra odpowiedziała pogodnym, może nawet zalotnym spojrzeniem, a następnie wyszła z gabinetu żwawym krokiem zadowolona, że szef jest w dobrym humorze. Ostatnie wydarzenia zrelacjonowała mu krótko, nie ukrywając, że oczekuje rady. Na pułkowniku nie zrobił specjalnego wrażenia nawet incydent z lasu pod instytutem, ale wyraznie zaniepokoił go sposób, w jaki reagował na to wszystko Kniewicz, a także poszukiwany lekarz. Czy jest jakaś nadzieja na to, że dziennikarz przestanie się wtrącać? spytał poważnie. Agentka popatrzyła na Krentza, jakby ten opowiadał o szansach swojego dobermana na
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|