[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uczucia radości ujrzawszy, że na jego powitanie wyszedł Bateson w otoczeniu czterech lokajów w nienagannych liberiach, i kiedy się przekonał, że bawialnia została uporządkowana i lśni czystością. Cały dom pachniał woskiem, który nadawał posadzkom nieskazitelny połysk. Książę dzień wcześniej wysłał do Londynu stajennego, aby ten powiadomił Batesona o jego przyjezdzie. Stajenny był mężczyzną w średnim wieku i jak mu powiedziała Alwina, służył na zamku, zanim wstąpił do marynarki. Zwolniony z wojska wrócił do domu, lecz mimo starań nie mógł znalezć pracy. Książę wyczuwał intuicyjnie, że jest to człowiek godny zaufania, a ponadto doskonale umiał sobie radzić z końmi. Zatrudnił go więc natychmiast i polecił mu, żeby się rozejrzał za dwoma innymi stajennymi, z którymi chciałby pracować. Z zachowania byłego żołnierza, ze sposobu, w jaki stawał na baczność, książę wnosił, że dając pracę przywrócił mu poczucie własnej godności mocno nadszarpnięte po trzech latach przymusowej bezczynności. Posławszy takiego człowieka do Londynu mógł być pewien, że jego polecenia zostaną wykonane dokładnie. Gdy książę wszedł do bawialni, Bateson odezwał się do niego: - Major Chertson był tu dzisiaj rano, wasza wysokość. Powiedział, że otrzymał od pana wiadomość i że z wielką przyjemnością zje z panem dzisiaj obiad. Książę spojrzał na zegarek i przekonał się, że do przybycia Geralda pozostało jeszcze trzy kwadranse. Zabrał się więc do odpisywania na listy oczekujące na niego w bibliotece. Niektóre miały być doręczone przez umyślnego, inne - wysłane pocztą. Gerald wpadł do pokoju jak bomba. Kiedy książę wstał z miejsca na jego powitanie, odniósł wrażenie, że upłynęły całe wieki od chwili, kiedy pożegnał się z nim wyjeżdżając w wielkim pośpiechu do zamku Harlington, naglony wściekłością na kuzynkę Alwinę za jej niegodny, jak mu się zdawało, postępek. Teraz opowiedział przyjacielowi o wszystkim przy kieliszku szampana, zanim jeszcze udali się na obiad. Natomiast w jadalni w obecności Batesona i lokajów dyskutowali przede wszystkim o koniecznych w majątku ulepszeniach, a także o koniach, jakie książę zamierzał kupić w Tattersall. - Zawsze uważałem cię za doskonałego organizatora - rzekł Gerald wysłuchawszy długiej opowieści księcia. - Teraz tylko od ciebie będzie zależało, jak przeprowadzisz tę kampanię. Jestem przekonany, że sprawi ci ona wiele satysfakcji. - Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytał książę. - Zawsze sobie myślałem, kiedy przebywaliśmy razem w Paryżu - powiedział Gerald - że pozycja osobistego wysłannika Wellingtona jest dla ciebie zbyt wygodna. Było to takie życie, że gdzie tylko się pojawiłeś, rozkładano przed tobą czerwony dywan. Nie musiałeś wcale walczyć o to, na czym ci zależało. - Powiadasz, że nie musiałem walczyć - rzekł książę. - A cóż ja innego robiłem przez ostatnie dziewięć lat? - Nie mam na myśli walki z nieprzyjacielem - wyjaśnił Gerald. - Chodzi mi o walkę w obronie własnych interesów i potrzeb. A to już zupełnie inna sprawa. - Chyba masz rację - zgodził się książę. - Lecz w istocie nie widzę tu większej różnicy. Wydaje mi się, że moje zadania są podobne do szkolenia niewydarzonych rekrutów i przekształcania ich w pełnowartościowych żołnierzy. - Jestem pewien, że dasz sobie ze wszystkim doskonale radę - oświadczył Gerald. - A teraz opowiedz mi coś o tej twojej kuzynce. Ponieważ lokaje wyszli, książę mógł spełnić prośbę przyjaciela. - Właśnie w jej sprawie potrzebuję twojej pomocy - rzekł. - Jesteś już w Londynie dłużej ode mnie, więc możesz mi doradzić, co powinienem zrobić, żeby wprowadzić ją w wielki świat. - Przede wszystkim trzeba znalezć dla niej opiekunkę, która przedstawi ją w najlepszych domach i sprawi, że zaakceptuje ją śmietanka towarzyska. - Już o tym pomyślałem... - zaczął książę. - Jeśli miałeś na myśli, że rolę opiekunki i przyzwoitki może pełnić guwernantka, to się mylisz - stwierdził Gerald. - Tę funkcję należy powierzyć jakiejś ogólnie szanowanej osobie. Takiej, którą z respektem traktuje się w najwyższych sferach. Zapewne wśród twoich krewnych znajduje się ktoś, kto mógłby z powodzeniem spełnić to zadanie. - Właśnie zastanawiam się nad tym, kto mógłby wprowadzić ją w świat - powiedział książę. - Właściwie potrzebny jest ktoś, kto mógłby zrobić dużo więcej - rzekł Gerald. - Musi to być koniecznie osoba o nienagannej reputacji. Książę domyślił się, że Gerald ostrzega go w sposób zawoalowany przed posłużeniem się w tej sprawie lady Izabelą. Gdy się nad tym sam zastanowił, doszedł do przekonania, że lady Izabela jest ostatnią osobą, której opiece chciałby powierzyć Alwinę. Przebywając na wsi zupełnie wyrzucił ją ze swojej pamięci, a teraz całkiem rozmyślnie powstrzymywał się przed zapytaniem Geralda, czy Izabela wróciła już do Anglii. Lecz przyjaciel domyślił się, czego chciałby dowiedzieć się książę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|