|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odzyskała mamę, zdrową i spełnioną, że nadeszły dla jej rodziny lepsze czasy. * * * Michalakowie tego dnia nie otworzyli swojego sklepu. Już od rana mieli za to włączony telewizor na wszelki wypadek, gdyby pomylili godzinę emisji albo, nie daj Boże, telewizja zmieniła godzinę nadania programu. Wiedzieli, że zobaczą syna, znajomych i ukochany Bielinek. Jacek i Wacek z półmiskiem chipsów i butelką coli leżeli na dywanie przed samym ekranem i pilnowali. * * * Doktor Bielicki nerwowo skubał ucho. Zły był na siebie, że dał się namówić do udziału w programie. Nie czuł się dobrze przed kamerami i nie był przekonany, czy Joasi potrzebny jest rozgłos i publiczna dyskusja. Nie była stworzona do życia w świetle jupiterów, a to, co przeżyła, wolałaby zamknąć na zawsze w głębokiej niepamięci. Ostatnie miesiące były dla niego pracowite i przepełnione trudnymi decyzjami. Sprawa z Joasią i panią Zalewską zmieniła nieco jego życiowe plany. Już nie był człowiekiem samotnym. Miał przyszywaną córkę Joasię i odkupiony właśnie dla niej Bielinek. Siedział na sali, a obok ludzie, których jeszcze dwa lata temu nie znał. %7łycie wplątało go w ich historię i zastanawiał się często, czy to przypadek czy przeznaczenie. Patrzył na panią Zalewską, jak dzielnie znosi nową sytuację, i cieszył się z jej sukcesu. Obrazy, te same, na które przez lata nikt nawet nie zechciał spojrzeć, od kilku miesięcy zaczęły się świetnie sprzedawać, a ich autorka musiała malować następne. Bielicki szukał wzrokiem Marty i Filipa. Rozglądał się po sali i dostrzegł ich z lewej strony, w pierwszym rzędzie krzeseł. Podobnie jak on mieli niewyrazne miny. Z przodu sali siedzieli ich koledzy ze szkoły, dyrektor, nauczyciele, wszyscy szczęśliwi, że mają okazję wystąpić w telewizji, choć nie bardzo wiedzieli, o czym będą mówić. W studiu mimo klimatyzacji było strasznie duszno. Pani Morańska, czuwająca nad każdym szczegółem, uwijała się jak w ukropie. Machina ruszyła i było wiadomo, że gdy zapali się czerwone światełko, już niczego nie da się odwołać ani ukryć. Wtedy nie można już popełnić żadnego błędu. Nie można się pomylić, wejść ze złej strony, usiąść na niewłaściwym miejscu. Jeżeli operator nie zauważy na czas czyjegoś potknięcia lub przeoczenia, kamera pokaże wszystko. Goście programu, a jednocześnie bohaterowie, siedzieli wokół sali na wygodnych fotelach. Przed sobą mieli duży ekran. Na ścianach wisiały obrazy pani Zalewskiej, teraz piękniejsze, oprawione w szerokie ramy. Szalone kwiatowe kompozycje przyciągały wzrok. Na czterech fotelach tuż przed ekranem siedzieli najważniejsi goście: pani Zalewska, Artur Castanelli znany francuski malarz i profesor oraz starszy pan krytyk sztuki. Jeden fotel pozostał pusty. To na nim zasiądzie bohater najważniejsza osoba programu. Zaczęło się. Wszyscy czekali na znak. Zapaliło się czerwone światełko i nagle, w absolutnej ciszy, rozległ się aksamitny i spokojny głos pani Morańskiej: Dzień dobry państwu. Witam kolejny raz w programie %7łycie w toku". Mam przyjemność zaprosić państwa do obejrzenia czegoś absolutnie niezwykłego. Zastanowimy się wspólnie nad pewnym zjawiskiem społecznym. W czasach, w których tak trudno jest pogodzić sprawy rodzinne i zawodowe, w pogoni za sukcesem, za społecznym uznaniem, zapominamy o tym, co najważniejsze. Dzisiaj opowiem bardzo wzruszającą historię. O jej autentyczności mogę zaświadczyć osobiście, ponieważ i ja w niej uczestniczyłam. Przydarzyła się ona pewnej dziewczynce, którą poznałam kilka lat temu. To wyjątkowa opowieść o niej i jej rodzinie. Zobaczmy więc, a o tym czy jej bohaterka będzie miała prawo zasiąść na honorowym miejscu, zdecydujecie sami. Zanim przedstawię gości których zaprosiłam do studia, zobaczymy przygotowany wcześniej reportaż. A więc zaczynamy. Na ekranie ukazała się Joasia Zalewska. Stoi w oknie, widać tylko jej prawy profil, jasne włosy ściągnięte czarną gumką i zwinięte w gruby rogalik. Za oknem bloki... Pamiętam nasz dom. Stał na zboczu pagórka, pod samym lasem. W tym domu czułam się wolna jak ptak... * * * Joasia obserwowała wszystko w poczekalni za główną salą. Miała przed sobą jak na dłoni wszystkich bez wyjątku. Widziała mamę, szczęśliwą i rozpromienioną, w nowej sukience, z włosami pięknie upiętymi na tę okazję. Widziała obok niej jej mistrza i opiekuna, jak skręca palcami swoją brodę i rob dziwne miny do kamery. Widziała Jasia jak wierci się na krześle i ukradkiem dłubie w nosie. Widziała rumieńce na policzkach Marty i zacięty wzrok Filipa. Patrzyła na koleżanki i kolegów ze swojej klasy. Byli wszyscy nikt nie zaspał. Jak ja to wytrzymam? myślała, spoglądając na fotel na którym będzie musiała usiąść. W kieszeni trzymała ostatni wiersz Marty napisany na kawałku bibułki. Tylko ten wiersz dodawał jej otuchy. Marta chyba naprawdę zostanie poetką pomyślała z podziwem i jeszcze raz przeczytała kilka napisanych słów. Spojrzała na datę w górnym prawym rogu: Piąty sierpnia... " * * * Program dobiegał końca. Rozległy się głośne oklaski. Kamera najpierw pokazała panią Zalewską, jak ociera ukradkiem łzę, pana doktora, jak szuka
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcs-sysunia.htw.pl
|
|
|
|
|
Podobne |
|
|
|
|